Ostrożnie zamknąłem mój pokój na klucz i wbiegłem do łazienki. Wyjąłem żyletkę i usiadłem pod drzwiami przykładając ostrze do ręki.Pierwsza kreska... Druga kreska... Trzecia kreska... I kolejne... Za to, że jestem takim okropnym bratem, który dla dobra reszty rodzeństwa nie potrafi zadbać o swoje bezpieczeństwo.
Gdy już zakończyłem robić rany na nadgarstkach schowałem narzędzie. Odkaziłem oraz opatrzyłem ręce. Wyszedłem z łazienki.
Podeszłem do szafy. Założyłem krótkie spodenki i było widać moje rany sprzed jakiegoś tygodnia. Ale o nich rodzeństwo już wiedziało.
Nałożyłem też za dużą, czarną bluzę. Opatrunek wystawał spod bluzy, więc naciągnałem rękawy mocniej.
Tak ubrany zszedłem na dół i zasiadłem do stołu z moim rodzeństwem. Odsunąłem talerz od siebie nie mając ochoty na jedzenie.
Vincent spowrotem przysunął potrawę pod mój nos.
-Zjedz.
-Nie.
-Sha-
-Nie zjem, bo nic nie przełknę, a nawet jeśli to od razu to zwrócę rozumiesz?!Nie odezwał się. Posłał mi tylko swoje zimne spojrzenie. Było dzisiaj strasznie gorąco i pociłem się w swojej bluzie. Mam nadzieję, że żaden z braci się nie skapnie.
Jednak na marne.
-Shane, dlaczego nosisz bluzy, gdy na dworzu jest 35 stopni?- spytał Will.
-Bo.. - nie wiedziałem co powiedzieć.Odwróciłem wzrok, aby ukryć łzy, które automatycznie spłynęły po moich policzkach.
Vincent siedział obok mnie, więc dwoma palcami dotknął mojego podbródka i nakierował twarz tak, abym spojrzał mu w oczy.
Wydawało mi się, że widzę w tych oczach płomienie, które paliły góry lodowe. Coś niesamowitego.
-Shane, podwiń rękawy swojej bluzy, bo inaczej będziemy to musieli zrobić siłą.- wytłumaczył.
Nie umiałem mu się sprzeciwić. Podwinąłem rękawy. Czułem na sobie spojrzenia braci. Byli zawiedzeni.
-Dlaczego, kurwa dlaczego?!- wykrzyczał Tony.
Przestraszyłem się jego tonu i milczałem. Łzy nie ustawały u miałem czerwono-czarną twarz.-Przepraszam... Nie powinien był... Ale... Nie umiem tego kontrolować...- powiedziałem.
Od razu pożałowałem ostatniego zdania.
-W takim razie zaczniesz terapię.
-Nie... Błagam..
-Bez dyskusji.
-Nie...Mruknąłem coś w stylu: nie ma takiej możliwości.
-Och, Vince daj spokój. Nie widzisz, że on się boi?- skarcił go Will.-Synu... Jeszcze jedna taka sytuacja... Jeszcze jedna... A zapisze cię na tą terapię bez twojej wiedzy i terapeuta będzie przychodził do ciebie.
-Nie... Tylko nie mężczyzna...Cam popatrzył na mnie zdziwiony.
-Dlaczego nie mężczyzna?
-Tato... Pójdziemy do biblioteki po obiedzie.- wtrącił Vince.Ojciec skinął głową i powróciliśmy do jedzenia. Grzebałem widelcem w swoim talerzu nie mając ochoty na nic. Nawet na najmniejszy kęs.
Wszyscy wstaliśmy od stołu. Nikt mi nie zwrócił uwagi. Do biblioteki udaliśmy się: ja, tata, Vince i Will.
Usiadłem w moim ulubionym fotelu. Nagle poczułem coś twardego. Książka. Ostrożnie wysunąłem ją i odłożyłem na bok.
Vincent wyjął laptopa, na którym zapewne było nagranie jak ten koleś mnie gwałci.
-Shane, mogę?- spytał z troską Will.
-Pewnie...Znów się zaczęło. Krzyki, płacz, błaganie... Wspomnienia wróciły. Przymknąłem powieki i odchyliłem głowę do tyłu.
Myślałem, że nie dam rady. Myślałem, że krzyknę, żeby przestali. Jednak dałem radę.
Poczułem rękę Willa na moim ramieniu. Krzyk! Mój krzyk! Okropny! Wrzask! Kolejny!
Łzy spłynęły po moim policzkach. W końcu część filmu, w którym zabijałem typów. KONIEC NARESZCIE!
---------------------------------------------------------
Hejaaa! Wlatuje ósmy rozdział! Wyczekujcie kolejnych! Niedługo się pojawią! Zapraszam do czytania! Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy!💸💋
(500 słów ♥️)
CZYTASZ
Shane Monet. W ramionach wolności (2)
Teen FictionJeden z bliźniaków, czyli Shane Monet prowadzi swój pamiętnik. W tej części opowieści Shane stanie się szczęśliwy, ale coś stanie na drodze do jego szczęścia... Chcecie się dowiedzieć co? Otóż to bardziej skomplikowane... Ale potem już Shane znajduj...