Ten wywiad był... inny. W każdym tego słowa znaczeniu.
A wszystko zaczęło się, gdy skończyłam pracę. Naczelnik odnalazł mnie jeszcze zanim wyszłam z pokoju. Wparował do środka, jakby się paliło. Kazał każdemu wyjść, nim podszedł do mnie sztywnym krokiem.
- Właśnie miałam do pana iść - kąciki ust opadły mi do dołu, gdy dostrzegłam wyraźne napięcie na jego twarzy. - Coś się stało? - miałam nadzieję, że nie zamierzał w ostatniej chwili zrezygnować.
- Musisz mi coś obiecać - nie twierdził ani nie prosił, po prostu kazał, jakby była to sprawa wagi państwowej.
- Co...
- Nie ma miejsca na wymówki, Nyx - zaznaczył surowym tonem. - To mój jedyny warunek - zapewnił. - Wrócisz teraz do hotelu... - już rozchylałam usta, by instynktownie zaoponować, jednak powstrzymał mnie, wyciągając przed siebie dłoń. W końcu nie powiedziałam nic, pozwalając, by kontynuował. - Wrócisz do hotelu. Tam poczekasz aż do zmroku. O północy Harlem przyprowadzi cię tu z powrotem. Nie bierz ze sobą żadnych rzeczy, tym bardziej dyktafonu - zmarszczyłam brwi w oznace niezadowolenia, ale zaraz zdałam sobie sprawę, że i tak nie mogłabym umieścić tego jednego wywiadu w reportażu. - I z nikim nie rozmawiaj o tej sytuacji. Musisz być ostrożna, Nyx. Naprawdę bardzo ostrożna - to samo przerażenie, które dostrzegłam w jego oczach wczoraj, dziś znów się tam pojawiło. Fakt, że ktoś tak wysoko postawiony się bał, powinien był wzbudzić we mnie wątpliwości. Ale wzbudził jedynie większą ciekawość. Niestety...
- W porządku - szepnęłam po chwili namysłu. Blondyn odetchnął z ulgą, choć wciąż nerwowo zaciskał dłonie w pięści.
- Świetnie - skinął, nim cofnął się o krok. - Przy odrobinie szczęścia może obydwoje wyjdziemy z tego żywi - mruknął już bardziej do siebie, nim zostawił mnie samą. A raczej w rękach Harlema, który już czekał na nas za drzwiami.
Od naszej rozmowy minęło dobrych parę godzin. W zasadzie już za piętnaście minut miała wybić północ. I to właśnie o tej porze Harlem zjawił się pod moimi drzwiami.
Zapukał dwukrotnie, nic przy tym nie mówiąc. Od naszej małej sprzeczki ani razu się do mnie nie odezwał, co trochę mi przeszkadzało. Nie tylko w pracy, ale tak po prostu... tęskniłam za nim. W jakiś nielogiczny i pokręcony sposób stał się mi równie bliski co Ginny.
- Gotowa - stanęłam przed nim ubrana w ciemny kapelusz, gruby płaszcz i ciągnące się aż do łydek kozaki.
Siwowłosy kiwną głową, w milczeniu ruszając na schody. Wytrzymałam okrągłą minutę, nim znów odezwałam się pełnym goryszy tonem:
- Jesteś na mnie zły - mało przypominało to pytanie, ale mężczyzna i tak zdecydował się odpowiedzieć. O dziwo...
- Jestem zły - potwierdził i faktycznie brzmiał na poddenerwowanego. - Ale nie na ciebie - zerknął na mnie mimochodem. Mogłam dostrzec w jego oczach cień zranienia.
- Więc na kogo? - dociekałam, idąc z nim ramię w ramie. Zauważyłam, że uważnie się rozglądał, co rusz zerkając także przez ramię, jakby spodziewał się tam kogoś zobaczyć.
- Na naczelnika. Za to, że się zgodził - odparł sucho.
- Och... - odwróciłam wzrok, wzdychając ciężko. - Możliwe, że tak jakby go zaszantażowałam, więc to jednak moja wina - wyznałam szeptem, jakbym obawiała się, że ktoś mógł nas usłyszeć, co było przecież niemożliwe. Otaczała nas głucha ciemność...
- Gdyby nie chciał, to by się nie zgodził. Niby dba o własny tyłek, ale średnio mu to wychodzi - prychnął. Nie do końca wiedziałam, o co tak dokładnie mu chodziło, ale nim zdołałam o to zapytać, stanęliśmy przed właściwymi drzwiami.
CZYTASZ
DYLOGIA BRACI SULLVIAN - p o t ę p i o n y #1 [+18] ✔
RomanceZAKOŃCZONE Dwudziestosześcioletnia Nyx Heller staje przed życiowym wyborem. Awans, o który dziennikarka ubiega się od lat, wreszcie pojawia się w zasięgu jej ręki. Układ ma być prosty. Miesiąc spędzony w więzieniu o zaostrzonym rygorze ma natchnąć j...