Pov. Harlem
Wszystko wydarzyło się w ciągu zaledwie dwóch minut. Jeden z kelnerów, odebrawszy telefon, zaraz przekazał mi słuchawkę, sam niewiele rozumiejąc z wyrzucanych na poczekaniu przez rozmówcę słów. I ja nie najlepiej poradziłem sobie z tym zadaniem, choć zdołałem wychwycić kilka wyrazów, które szczególnie przykuły moją uwagę: naczelnik, zamach i zaginięcie.
Tyle mi wystarczyło, bym dodał dwa do dwóch i wstrzymał trwającą imprezę, wołając na całą salę:
- Wyłączyć muzykę! - na co w jednej chwili zapanowała cisza. Nie potrwała ona jednak długo, gdyż zaraz po zebranych poniosły się szepty. Zaciekawione, natarczywe i na tyle głośne, że bez problemu docierały do moich uszu. - Dobrze, przyjąłem - odparłem, ściskając mocniej słuchawkę, gdy ta zaczęła niekontrolowanie wysuwać mi się z dłoni.
Czułem na sobie palące spojrzenia. Wypalały mi dziurę w plecach, nieskrępowanie domagając się wyjaśnień.
Z ociąganiem odwróciłem się, nie kryjąc niezrozumienia, zaskoczenia, a nawet i niepokoju, jakie odzwierciedlał wyraz mojej twarzy. Cerę miałem bladą, oczy wytrzeszczone, a usta nieestetycznie rozdziawione.
- Harl? - Ginny przysunęła się o krok. Wciąż stała daleko, ale ten rozmyty przez zdumienie ruch nakazał mi powędrować na nią spojrzeniem. - Co się stało? - biło od niej zmartwienie, które wyraziła, marszcząc brwi.
- Musimy wracać na wyspę - wyznałem, z trudem wymawiając kolejne słowa. - Natychmiast - tu rozejrzałem się po sali, by inni wiedzieli, że ich także miałem na myśli. - Ktoś próbował zamordować naczelnika...
***
- Harl! Harlem zaczekaj! - zwolniłem kroku, usłyszawszy za sobą ciężkie sapanie. Dopiero po chwili Ginny zdołała dorównać mi kroku. Szczerze powiedziawszy, odkąd wsiedliśmy na statek, byłem tak pochłonięty własnymi myślami, że nawet nie zauważyłem, kiedy ruszyła za mną.
- Ginny, powinnaś zostać z resztą - wtrąciłem, nie zaprzestając kierowania się w stronę więzienia. Zaraz za nami podążała reszta funkcjonariuszy, a przynajmniej ta część, która zdołała załapać się na pierwszy przewóz. Pozostali zmuszeni byli czekać przy brzegu na swoją kolej.
- Nie ma mowy - odparła kobieta, nie odstępując mojego boku. Doceniałem jej zaangażowanie, jednak tu nie chodziło już jedynie o to, czy chciała w tym uczestniczyć, czy też nie. Tu przede wszystkim chodziło o jej bezpieczeństwo...
- Harlem! - gdzieś w oddali dostrzegłem twarz Devina. Zaraz po mnie i Alistairze, był pracownikiem z najdłuższym stażem, więc i do niego miałem największe zaufanie. Spotkaliśmy się w połowie drogi, gdy dopadł do mnie ze zmęczeniem wypisanym na twarzy.
- Co tu się dzieje do cholery? - zapytałem, od razu przechodząc do sedna sprawy. Przez telefon nie był zbyt rozmowny, ale i nie można było się mu dziwić. O takich sprawach nie dało się tak po prostu opowiedzieć do słuchawki.
- Podejrzewamy, że ktoś próbował otruć naczelnika - wyznał, a zmarszczki w kącikach jego oczu pogłębiły się, postarzając go o kilka dodatkowych lat.
- Otruć? - powtórzyłem, gdy wzdłuż mojego ciała spłynął zimny dreszcz. Wiedziałem, że ktoś chciał mu zagrozić, ale nie, że w taki sposób...
- Znaleźliśmy go nieprzytomnego w gabinecie. Nie miał żadnych śladów walki, więc zgaduje, że przyczyna omdlenia leży w jego wnętrzu - kontynuował, a ja z każdym kolejnym słowem przyglądałem się mu z coraz to większym przerażeniem. - Ratownicy już go zabrali. Obiecali zadzwonić, jak tylko dowiedzą się czegoś więcej - dodał. Poczułem drobną dłoń na ramieniu. To Ginny potarła mój bark w geście wsparcia.
CZYTASZ
DYLOGIA BRACI SULLVIAN - p o t ę p i o n y #1 [+18] ✔
RomanceZAKOŃCZONE Dwudziestosześcioletnia Nyx Heller staje przed życiowym wyborem. Awans, o który dziennikarka ubiega się od lat, wreszcie pojawia się w zasięgu jej ręki. Układ ma być prosty. Miesiąc spędzony w więzieniu o zaostrzonym rygorze ma natchnąć j...