Rozdział XVI

214 11 0
                                    

Piątkowy poranek przywitał nas niespodziewanym deszczem. Zła pogoda nie zepsuła nam jednak planów, a co więcej... Zdawać by się mogło, że nasz dobry humor podziałał na nią kojąco, gdyż jak tylko wsiadłyśmy na statek, z nieba odpłynęły ciemne chmury.

- Uwielbiam ten zapach - wyznała Ginny, wychylając się zza barierki. Przymknęła powieki, mocniej zaciągając się morską wonią, na którą na jej usta zawitał szeroki uśmiech. - Przypomina mi o tym, jak ojciec zabierał mnie ze sobą na ryby. Był zagorzałym rybakiem i wierz mi, gdyby nie sztormy najchętniej nie wracałby na ląd - zachichotała.

Stałam tuż obok niej, mniej ufnie jednak wpatrując się w błyszczącą od słońca taflę. Nie byłam najlepszym pływakiem, to też nie ciągnęło mnie, by ryzykować zimną kąpielą. Musiałam jednak przyznać kobiecie rację... widok zapierał dech w piersiach, a morska bryza porywająca do góry kosmyki włosów, budziła w sercu poczucie wolności.

- Co na to twoja mama? Podzielała jego pasje? - długie rozłąki zwykle nieźle mieszały w relacjach.

- Była przeciwna, ale nie zabraniała mu wypływać - odparła, wzruszając ramionami. - Kiedyś zapytałam się jej, czy nie żałowała, że pozwoliła się mu tak w tym zatracić. Byłam pewna, że dla niej mógłby to rzucić, a tak... Któregoś dnia morze jej go odebrało. Nam go odebrało... - poprawiła się, na moment posępniejąc. Cień uśmiechu nie zniknął całkowicie z jej twarzy, ale oczy zmatowiały w tęsknocie. Nie naciskałam, cierpliwie czekając, aż będzie gotowa kontynuować. - Odpowiedziała, że nie mogłaby mu tego zabronić, bo wiedziała, że to by go złamało. A dla niej od zawsze najważniejsze było jego szczęście. Nawet jeśli ceną, którą przyszło jej zapłacić, była utrata miłości jej życia. Te słowa sprawiły, że kompletnie inaczej podchodzę teraz do jego śmierci. Mam wrażenie, że jest mi nieco łatwiej ją przeboleć, bo wiem, że umarł szczęśliwy - zerknęła na mnie przelotnie. Oczy wypełnione miała łzami, których szybko się pozbyła, kilkukrotnie mrugając.

Zastanawiałam się, czy to właśnie dlatego postawiła Harlema ponad swoją pasję... Czy historia rodziców odbiła się na niej tak mocno, że sięgnęła drastycznych sposobów, by zapobiec jej powtórzeniu się?

- Twoja mama musi być naprawdę silną i mądrą kobietą - stwierdziłam.

- I jest - zgodziła się. - Najchętniej zabrałabym ją tu na wyspę, ale wiem, że to nie jej miejsce. Jest bardzo związana z rodzinnym miasteczkiem i tamtymi ludźmi. Kiedyś przeprowadziła się do nas na dwa tygodnie, bo w jej mieszkaniu trwały remonty. Miałam wrażenie, że pod koniec stała się kompletnie innym człowiekiem. W gorszym tego słowa znaczeniu... Mocno schudła, pobladła na twarzy i straciła dawną werwę... - wyjaśniła, wzdychając ciężko pod nosem. - Ale jeździmy do niej w każde święta. Nikt nie piecze lepszych pierniczków niż ona - dodała na wpół żartobliwie, by nieco rozweselić atmosferę.

- To ona nauczyła cię tak dobrze gotować? - zgadywałam.

- Poniekąd - mruknęła, poprawiając zawiązaną na szyi chustę. - Przekazała mi wszystkie przepisy, ale zaczęłam je praktykować, dopiero jak przeprowadziliśmy się na wyspę - uściśliła. - O, patrz! Dobijamy do brzegu! - wtrąciła nagle, wskazując na oddalony o jakieś pięć długości łódki port. Ekscytacja wręcz z niej parowała. Cieszyłam się, że nasze wspólne wyjście wzbudzało w niej tyle pozytywnej energii.

- Plan jest prosty - zaczęłam, gdy stanęłyśmy na stabilnym lądzie. Kierowane przez tłum, ruszyłyśmy do wyjścia z molo. - Łapiemy jakąś taksówkę, która zawozi nas na tor wyścigowy. Tam wypatrujemy w tłumie Elenę Royhall, podchodzimy do niej, a następnie grzecznie pytamy, czy zrobi z nami wywiad - wytknęłam kolejne punkty z ułożonej wcześniej w głowie listy.

DYLOGIA BRACI SULLVIAN - p o t ę p i o n y #1 [+18] ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz