ROZDZIAŁ III

1 1 0
                                    

❝keith❞


Jak w każdą sobotę, Keith jadł śniadanie z rodzicami, delektując się przyrządzoną przez tatę jajecznicą na bekonie (był to ich swego rodzaju rytuał). Tym razem nad Arsenton zaświeciło słońce, którego promienie nieśmiało wkradały się do jadalni Daviesów. Keith z kolei ze zniecierpliwieniem wpatrywał się w toster, wyczekując charakterystycznego dźwięku. Jajecznica bez tostów nie miała dla niego racji bytu.

— Co u Madison? — zagadnęła mama, dolewając sobie soku pomarańczowego.

Pani Davies uwielbiała Madison i niemalże uznawała ją za pełnoprawnego członka rodziny. Gdy tylko Maddie ich odwiedzała, od razu robiła jej herbatę (specjalnie kupowała paczkę tej z dzikiej róży, bo wiedziała, że to jej ulubiona) i zapraszała ją na pogaduszki, opowiadając żenujące historie z młodości Keitha. Czasami wszyscy oglądali razem filmy z lat osiemdziesiątych, przykryci kocem, zajadając się maślanym popcornem; albo grali w gry planszowe, wybuchając niekontrolowanymi atakami śmiechu, gdy Keith trafiał do więzienia w Monopoly.

— Wszystko w porządku — odparł, niezbyt przekonująco. Wiedział, że rodzice Maddie znowu się pokłócili, ale nie chciał wtajemniczać w to swojej mamy.

— Kiedy się widzicie?

— Idziemy dziś wieczorem do Martha's ze znajomymi.

— Ach, tęsknię za ich hamburgerami. Tak dawno tam nie byliśmy — wtrącił Pan Davies, spoglądając na żonę wzrokiem pełnym nadziei, ale ta jedynie przewróciła oczami ze śmiechem i ciągnęła dalej.

— O której wychodzisz?

— Koło siedemnastej. A po śniadaniu idę na kilka godzin do pracy.

— Rety Keith, ty codziennie pracujesz! — westchnęła Pani Davies, choć w głębi duszy była dumna, że jej syn był tak pracowity.

Keith nie należał do osób śmiałych i, z tego też powodu, wiele rzeczy przychodziło mu z trudem. Zatrudnienie się w kawiarni miało być swoistą terapią, która pozwoliłaby mu pokonać swoje bariery i przezwyciężyć nieśmiałość. Wkrótce jednak stało się to również jego hobby. Parzenie kawy było czymś, co dawało mu niesamowitą satysfakcję, a praca wśród ludzi zdecydowanie poprawiła jego umiejętności komunikacyjne.

Po cichu marzył, że sam kiedyś założy własną Nostalgię.

Gdy Keith zaczął swoją zmianę, mimowolnie wędrował wzrokiem do stolika znajdującego się w rogu lokalu. Czuł się dziwnie nieswojo, nie widząc siedzącej tam Adeline Marlow, skrobiącej w swoim szkicowniku. Może było to zwykłym przyzwyczajeniem do jej obecności w kawiarni, a może przemawiała przez niego sympatia, którą poczuł do niej, gdy spotkali się po raz pierwszy.

Kiedy zobaczył ją w bibliotece, od razu zwrócił na nią uwagę. Falowane, krucze włosy Adeline były spięte w koka, a niesforne, krótsze kosmyki opadały na kark i skronie. Była ubrana w przedziwną tunikę w stylu hippie, a na jej szyi wisiał miedziany łapacz snów. Keith patrzył na nią z fascynacją — nawet noszone przez nią zamszowe kozaki miały na sobie frędzle — i uśmiechnął się do siebie. Idealnie komponowała się z książkami i zapachem papieru. Była trochę jak nie z tego świata.

Wpatrywała się w tomik poezji i przewracała jego pożółkłe kartki z namaszczeniem. Bił od niej dziwny spokój, który zainteresował Keitha na tyle, że nie mógł się powstrzymać, żeby z nią porozmawiać. Zdobył się na odwagę i wypaplał pierwsze zdanie, jakie przyszło mu do głowy. Widocznie jednak nie było ono takie złe, bo od tamtej pory Adeline Marlow rozmawiała z nim o wiele częściej.

WSZYSTKIE KOLORY, ZA KTÓRE CIĘ KOCHAM ➜ original storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz