ROZDZIAŁ IX

2 1 0
                                    

❝seth❞


Seth Salvage absolutnie nienawidził ludzi schematycznych, a jeszcze bardziej nie znosił imprez, wypełnionych pseudo popularnymi osobowościami, tracącymi głowę na widok kilku procentów. Wobec tego, jakim cudem znalazł się na imprezie Patton, która stała na czele jego rankingu pogardy? Odpowiedź była prosta: Adeline Marlow.

Przyglądał się jej od jakiegoś czasu. Rzadko pojawiała się w szkole, krążyły nawet plotki, że była poważnie chora, jednak nikt nigdy nie otrzymał jako takiego potwierdzenia tej teorii. Sam Seth nie śmiał jej o to pytać. Adeline była jedną z nielicznych osób, które go lubiły i vice versa. Uważał ją za autentyczną, w dodatku intrygującą, a to cenił najbardziej — element zaskoczenia, niezwykłość. Nie znał wielu ludzi tak godnych uwagi, jak Adeline Marlow.

Początkowo, gdy dostał wiadomość od Madison o imprezie, myślał, że to jakiś głupi żart w odwecie za to, że jest dla niej niezbyt przyjemny, jednak prędko doszukał się szczegółów. Sytuacja prezentowała się nieco inaczej, więc z niej skorzystał. I żałował tego już od pierwszego kroku postawionego na posesji Pattonów.

Masa epileptycznych wręcz świateł, głośna muzyka, smród alkoholu i fajek, no i oczywiście imprezowicze. Głośni, zmarnowani i pijani. A może normalnie też się tak zachowywali? Seth czuł się jak w zatłoczonym pociągu, było mu duszno, co chwilę ktoś na niego wpadał, nawet nie racząc przeprosić. Próbował znaleźć choć jedną znajomą twarz w tym tłumie pomyleńców, ale to graniczyło z cudem. Gdy wreszcie udało mu się dostrzec w oddali Naomi Clark, prędko została porwana przez Andrew Daltona, kolejnego osobnika, do którego Seth nie miał ani grama cierpliwości. Po Adeline Marlow dalej nie było śladu.

Seth przeciskał się przez kolejne, spocone ciała, ostrożnie skanując otoczenie, cały czas mając nadzieję na znalezienie chociaż jednej, przyjaznej mu duszy. Wszystkie bodźce coraz bardziej go przytłaczały. Jego rollercoaster myśli przerwały donośne śmiechy stojącej w pobliżu grupy. Gdy się do nich zbliżył, zobaczył siedzącą na ziemi Penny Nicholson, zalaną piwem. Naprzeciwko niej stał jakiś gość, ledwo trzymający się na nogach, a pod jego stopami leżał czerwony kubeczek.

— Sorry, nie zauważyłem cię! — krzyknął, rechocząc. Nawet nie poczekał na odpowiedź, od razu ruszył w przeciwnym kierunku, zostawiając Penny samą.

— Spoko... — mruknęła pod nosem, wstając, klejąca od trunku. Uprzednia grupa obserwatorów prędko znudziła się naśmiewaniem i wróciła do swoich telefonów.

Penny Nicholson była Sethowi zupełnie obojętna. Ledwo pamiętał o jej istnieniu, nawet jej nie lubił, jak większości uczniów St. Chelton. Mimo to poczuł do niej dziwną empatię, gdy stała pośrodku chaosu, całkiem sama, zagubiona. Nie miał pojęcia, w którym momencie, ale wykonał ruch.

— Chodź, wystarczy tego przedstawienia. — Złapał ją za nadgarstek i zaczął ciągnąć w stronę domu Madison, gdzie było tak samo, jeśli nie bardziej tragicznie, jak w ogrodzie.

Penny chciała coś powiedzieć, ale była w zbyt dużym szoku, by choćby złapać oddech.

W łazience, na całe szczęście, nie było nikogo. Seth prędko zamknął drzwi na klucz i odetchnął z ulgą. Chociaż jedno pomieszczenie, w którym było względnie przytulnie. Penny przez chwilę przypatrywała się jego ruchom, kompletnie odłączona od rzeczywistości, aż w końcu się otrząsnęła.

— Co ty wyrabiasz, Salvage? Po co mnie tu zaciągnąłeś? Chcesz się ponabijać?! — Jej głos drżał.

— Gdybym miał ochotę się z ciebie nabijać, zrobiłbym to od razu, razem z resztą tych patałachów. I mogę cię zapewnić, że śmiałbym się najgłośniej. Wyglądałaś jak kompletna idiotka.

— Nie mam nastroju na twoje bycie skończonym kretynem. Wyjdź. Zostaw mnie samą.

— Prawda w oczy kole, co? Zamiast zjechać gościa z góry do dołu za znokautowanie cię i oblanie tym ohydztwem, atakujesz mnie za to, że zabrałem cię do łazienki, żebyś łaskawie doprowadziła się do porządku. Gdzie wtedy było to twoje wyzywanie od kretynów, hmm?

Penny nie odpowiedziała. W słowach Setha, choć przesadnie naszpikowanych sarkazmem i obelgami, było sporo prawdy. Nie zrobiła absolutnie nic. Po prostu pogodziła się z tym, co się stało, a przecież nawet nie otrzymała szczerych przeprosin. Nic dziwnego, że się z niej śmiali. Wyglądała jak najgorsza ofiara losu.

— Dlaczego?

— Co dlaczego? — zapytał, wyraźnie zirytowany.

— Dlaczego chcesz mi pomóc?

— Bo nie znoszę ludzi takich jak ty.

— No jasne. Tak jak Maddie, Andrew i wielu, wielu innych.

— Tacy jak Patton i Dalton są żałośni. Gonią za tanią i ulotną popularnością, bo doskonale zdają sobie sprawę z tego, że nie mają nic więcej do zaoferowania. Poza murami szkoły są zwykłymi ludźmi bez ambicji. Dalton nie ma żadnych zainteresowań, a Patton przejmie biznes po swojej matce. Są nijacy i zależy im jedynie na pozycji w tej gównianej placówce. — Seth zmarszczył czoło. — A ty? Ty jesteś jeszcze gorsza. Ty w ogóle nie żyjesz! Nie starasz się na żadnej płaszczyźnie, chodzisz za Patton jak jakiś cień, brak ci osobowości, asertywności, czegokolwiek, co wybiłoby cię z tłumu. A najlepsze jest to, że uważasz się za ofiarę systemu. Siedzisz, narzekasz, ale nic z tym nie robisz, bo uroiłaś sobie, że jesteś skazana na porażkę!

Nieliczni lubili Setha Salvage'a. Miał reputację opryskliwego, zapatrzonego w siebie dupka. Ale teraz, po wysłuchaniu go, Penny odniosła nieco inne wrażenie. Jego złośliwe komentarze w gruncie rzeczy zawsze miały sens. Były szczere, na swój własny, skrzywiony sposób. Nawet ta cała tyrada o Maddie, Andrew i o niej była prawdziwa. I chyba to bolało Penny najbardziej. Zlustrował ją w ciągu kilku minut, jakby w istocie była aż taka płytka i nijaka.

— Masz rację.

Seth spojrzał na nią ze zdumieniem.

— Co proszę?

— Powiedziałam, że masz rację. Chociaż z trudem przechodzi mi to przez gardło.

— A to nowość. Zwykle na tyle drażnię cudze ego, że dostaję metkę buca i kopniaka w tyłek. Nie przypuszczałem, że potrafisz przyjąć krytykę. Może nie jesteś całkowicie stracona.

Penny lekko się uśmiechnęła.

— Umiesz być miły.

— To ma być żart? Jeśli tak, to twoje poczucie humoru pozostawia wiele do życzenia.

— Nie słyszałeś tego wcześniej, prawda?

— A co cię to interesuje?

Wcześniej? Seth chyba nigdy w życiu nie słyszał o sobie niczego dobrego. Zawsze było tylko za mało, mogłeś to zrobić lepiej, aż w końcu zrezygnował z podobania się innym i stał się... cóż, tym.

— Powiedz, dlaczego się ukrywasz?

Penny patrzyła na niego z łagodnością. Przerażało go to. Nikt do tej pory nie uraczył go takim spojrzeniem.

— Co jest, będziesz się teraz bawiła w mojego psychologa? Jesteś za mało kompetentna, żebym powierzał ci swoje myśli. — Zdjął kurtkę i rzucił nią w stronę Penny, która nieporadnie ją złapała. — Umyj się, zdejmij to świństwo i załóż moją kurtkę. To nie high fashion, ale przynajmniej nie będziesz się kleić. Poczekam na zewnątrz.

Wyszedł. Penny stała, ściskając materiał i czując, jakby właśnie zobaczyła coś niezwykłego. Coś przełomowego. Seth natomiast oparł się o drzwi łazienki, zasłaniając twarz dłonią, żeby nikt przypadkiem nie mógł zobaczyć jego uśmiechu. Zapomniał o szukaniu Adeline.

Miły. Co za brednie.

WSZYSTKIE KOLORY, ZA KTÓRE CIĘ KOCHAM ➜ original storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz