ROZDZIAŁ X

1 1 0
                                    

❝adeline❞


Dla Adeline Marlow miłość była zamknięta w poematach, które przeczytała. Zawsze gdzieś między słowami, ale nigdy bezpośrednio obok niej. Mogła jedynie patrzeć, z daleka pragnąć oczami i kochać niewypowiedzianymi zdaniami. Każdą z takich chwil zatrzymywała w swoim szkicowniku, coraz bardziej zdając sobie sprawę, że te obrazki tylko napędzały jej nieodwzajemnione uczucia, tworzyły w głowie nierealne scenariusze.

Teraz siedziała sama, na uboczu, wśród nieznośnie głośnych dźwięków, od których bolała głowa i zastanawiała się, dlaczego w ogóle zdecydowała się przyjść na tę imprezę. Nie powinno jej tu być, wiedziała o tym doskonale. A jednak wizja zobaczenia Keitha, nawet w objęciach Madison, nie pozwalała jej zignorować zaproszenia. To było jak narkotyk. Nieważne, ile razy powtarzała sobie, że musi przestać, zawsze wracała.

Kubeczek w jej dłoni był dalej pełny alkoholu. Pierwotnie nie miała zamiaru choćby zamoczyć w nim ust. Nie mogła. Ale im dłużej przyglądała się tym wszystkim ludziom, od których tak bardzo się różniła, tym bardziej chciała sobie odpuścić. Chociaż ten jeden raz.

Wkrótce, łapczywymi łykami, wypiła zawartość, czując, jak po jej ciele rozeszło się ciepło. Nie miała mocnej głowy, więc jej wizja stała się nieco zaburzona. Westchnęła i, tym razem zdecydowana, udała się tam, gdzie mogła znaleźć więcej trunków.

W drodze, która zdawała się nie mieć końca, kątem oka dostrzegła Setha Salvage'a z... Penny Nicholson? Siedzieli obok siebie na ogrodowej ławce i było w tym coś niezwykłego, choć Adeline nie potrafiła wyjaśnić, co konkretnie. Seth miał na sobie łagodny uśmiech, jeden z takich uśmiechów, które zdarzają się może raz w życiu. Penny zdawała się błyszczeć. Serce Adeline zabiło i pomyślała — tak właśnie wyglądają spotkania ludzi, których przeznaczeniem jest się odnaleźć. Gdyby tylko ona też mogła to przeżyć.

Przestała liczyć, ile wypiła. Jedyne, co wiedziała, to to, że kręciło jej się w głowie tak bardzo, że nie była w stanie wstać. Z trudem próbowała zachować trzeźwość umysłu. Na jej czoło wstąpiły kropelki potu, chociaż trzęsła się z zimna. Ściskała materiał swojej długiej, wzorzystej sukienki, rozważając, co ma zrobić, gdy usłyszała znajomy głos.

— Adeline? Nic ci nie jest?

Keith Davies usiadł koło niej, a jego zmartwiona mina sprawiała, że czuła się jeszcze gorzej niż przed jego przyjściem.

— Za dużo wypiłam — przyznała. — Zaraz przejdzie.

— Na pewno? Nie wyglądasz zbyt dobrze... — Odgarnął opadające na jej czoło kosmyki włosów. — Oblewają cię zimne poty.

— Proszę, nie...

Keith wzdrygnął się i prędko zabrał dłoń.

— Przepraszam, ja...

— Nie rozumiesz, że kiedy to robisz, ja...

Oczy Adeline wypełniły się łzami, których nie miała siły powstrzymywać. Swobodnie spływały po jej policzkach, skapując na materiał sukienki. Keith natomiast wbił wzrok w ziemię, bawiąc się palcami. Ostatnie, czego chciał, to zrobić coś, co mogłoby ją skrzywdzić, więc czekał. Czekał, a jego ciało drżało z przepełniających go emocji.

— Dlaczego nie mogę cię dotknąć? — spytał. — Zrobiłem coś nie tak?

— Nie dam sobie rady, jeśli mnie dotkniesz...

— Ale czemu...

— Bo tak właśnie się czuję, Keith. Każdego dnia. Codziennie się mijamy, dzielą nas tylko centymetry, a dla mnie są jak przepaść. Keith, gdy cię widzę, nie mogę oddychać, rozumiesz? Nie mogę. Czuję się tak, jakby ktoś żywcem wyrywał mi serce. A im dłużej jesteś ze mną, im dłużej patrzę w twoje oczy, tym bardziej nie daję sobie rady.

Twarz Keitha nabrała nowego wyrazu, którego Adeline nie znała, ale w tamtym momencie mało ją to interesowało. Chciała jedynie wyznać to, co od dawna nie pozwalało jej spać, dopóki miała dość odwagi, by to zrobić. Nie obchodziły ją konsekwencje, jego odpowiedź, ani to, że pewnie jutro o wszystkim zapomni, absolutnie nic. Wreszcie się uwolniła.

— Adeline... Gdybym wiedział...

Gdybym nie był takim tchórzem — pomyślał.

Keith nie potrafił wydusić z siebie słowa. Patrzył na nią, zdruzgotany i zastanawiał się, jak do tego doszło. W którym momencie wszystko się posypało, kiedy popełnił błąd, przez który oboje żyli tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby tylko spróbowali? Co sprawiło, że siedzieli tutaj, na imprezie jego dziewczyny i rozmawiali o miłości?

Wtedy, w bibliotece. Odtwarzam tę scenę do tej pory. Ja też...

— Odwiozę cię do domu. Powinnaś odpocząć.

Adeline bez słowa wstała i pozwoliła się prowadzić. Keith nigdy nie był tak blisko niej, jak teraz. Otworzył swój samochód, usiadła na miejscu pasażera, a do jej nozdrzy dotarł zapach ciastek cynamonowych, które Keith często przewoził. Gdyby miała opisać Keitha na podstawie zapachu, to byłby właśnie ten. I czekolada.

— Zaczekaj chwilę, powiem Maddie, że cię zabieram.

No tak, Maddie.

Samochód posuwał się swobodnie po jezdni, a w radio, ściszonym do odpowiedniego poziomu tak, aby Adeline mogła spokojnie spać, leciała nieznana nikomu ballada. Keith co jakiś czas zerkał w stronę swojej pasażerki, a każde takie spojrzenie kosztowało go sporą dawkę cierpienia. Nigdy nie czuł się tak bezradny i zagubiony jak dzisiaj, i żałował, że sam nie pozwolił sobie na odrobinę szaleństwa. Być może następnego dnia obudziłby się z pustką w głowie i nie musiałby zmagać się z tym nieznośnym bólem, który odbierał mu oddech.

Tchórzysz. Znowu tchórzysz.

Zatrzymał się pod domem Adeline, ale jeszcze nie miał odwagi jej budzić. Postanowił najpierw sięgnąć po jej torbę, leżącą na tylnym siedzeniu. Gdy tylko ją podniósł, wyleciał z niej szkicownik i część jego kartek. Kiedy zaczął je zbierać, uświadomił sobie, że na niemalże każdej stronie jest właśnie on. Styl kolejnych rysunków zmieniał się, ale to zawsze, zawsze był on.

Przez tyle lat, to był właśnie on.

Chyba dopiero wtedy dotarła do niego waga tego wyznania. Szybko odłożył wszystko na właściwie miejsce, ukrywając swoje zawstydzenie, pomieszane z euforią.

— Adeline? — Delikatnie szturchnął ją w ramię. — Adeline, jesteśmy w domu.

Dziewczyna powoli otworzyła oczy, odpowiadając mu jedynie cichym pomrukiwaniem. Pomógł jej wysiąść i podprowadził pod same drzwi, dla pewności.

— Proszę. — Podał jej torbę. — Uważaj na siebie.

— Dzięki — odparła, wkładając klucze do zamka.

— Adeline?

Zastygła.

— Tak?

Chciałem tylko powiedzieć ci, że...

— Już nic.

...że ja też, jestem w tobie szalenie zakochany.

— Miłego wieczoru.

— Tobie też, Keith. Przepraszam za wszystko.

WSZYSTKIE KOLORY, ZA KTÓRE CIĘ KOCHAM ➜ original storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz