ROZDZIAŁ XXV

2 1 0
                                    

❝keith❞


Oczekiwanie było nie do zniesienia. Minuty dłużyły się niczym godziny, a Keith chodził po korytarzu w tę i z powrotem, bo tylko to pozwalało mu nie zwariować. Co jakiś czas niekontrolowanie przygryzał kciuk ze zdenerwowania. Gdy słyszał dźwięk otwierania drzwi, natychmiast podskakiwał. Innymi słowy, jego nerwy były na skraju. To wszystko wydawało mu się niewiarygodne, zupełnie jakby znalazł się w jakimś filmie, albo nowoczesnej interpretacji Romea i Julii Szekspira.

Pani Marlow nie zamieniła z Keithem ani słowa odkąd córka zniknęła na sali operacyjnej. Mimo to bacznie mu się przyglądała. Nawet nie wiedziała, że Adeline miała tak oddanego kolegę. Dziewczyna zawsze chodziła wszędzie sama, nigdy nie zapraszała do domu koleżanek, nie wspominała o żadnej przyjaciółce, dlatego kobieta martwiła się o nią, niekiedy przesadnie. Nie chciała, żeby była samotna. Jednak, patrząc na Keitha, poczuła niesamowitą ulgę.

— Przepraszam, chłopcze — zwróciła się do niego — moglibyśmy porozmawiać?

Keith na moment zastygł w miejscu. Zapomniał, że nie tylko on czekał na rozwój wydarzeń. Właściwie to kompletnie odłączył się od rzeczywistości, więc w szpitalu był ciałem, ale nie duchem. Kiedy wreszcie dotarły do niego słowa matki Adeline, z jakiegoś powodu obleciał go strach. Nie był przygotowany na żadne rozmowy. Przełknął głośno ślinę i usiadł koło kobiety, wciąż przebierając nogami.

— Wybacz nagłą prośbę. Po prostu trudno czeka się w ciszy. Myśli odlatują, podsuwają niezbyt przyjemne scenariusze — Keith energicznie pokiwał głową. Wiedział coś na ten temat. — Powiedz mi, kim ty tak właściwie jesteś, chłopcze? Adeline tłumaczyła mi to tak chaotycznie, że nic nie zrozumiałam.

Keith wyprostował się, wiercąc przez chwilę na plastikowym krzesełku. Nie był pewny, w jaki sposób się przedstawić. Znajomy? Przyjaciel? Chłopak? Na pewno nie miał zamiaru opowiadać o swoim związku z Madison, choć w pewnym pokręconym sensie to właśnie to doprowadziło go aż tutaj. Podrapał się po głowie i zmarszczył czoło.

— Keith Davies. Też jestem na ostatnim roku w St. Chelton — odparł, całkiem zadowolony ze swojej wymijającej odpowiedzi. Ale Pani Marlow nie miała zamiaru dać mu spokoju.

— Więc znacie się z Adeline? — Przytaknął. — Jak bardzo? To dość niespotykane, żeby zwykły znajomy przybiegał do szpitala.

Trudno było temu zaprzeczyć. Pewnie, gdyby był tu ktoś inny, ktoś, na kim mu nie zależało, to nie zachowałby się w ten sposób. Dziwnie jednak przyznawać to przed zupełnie obcą osobą. Keith przez moment błądził oczami po korytarzu, zbierając się w sobie do odpowiedzi.

— Cóż, nasza relacja jest trochę... zawiła. — Odchrząknął. — Nie byliśmy jeszcze na żadnej randce, ale...

— Jeszcze? — Kobieta uniosła brwi.

— Cho... chodzi mi o to, że jestem zauroczony pani córką. Ona chyba też żywi do mnie jakieś uczucia... Znaczy, nie chyba, bo mi o tym powiedziała... W każdym razie jesteśmy na dobrej drodze do zbudowania relacji! — odparł, zaczerwieniony po same uszy. Próbował brzmieć mądrze i dorośle, ale nie wyszło to tak, jak sobie wyobrażał.

Pani Marlow zaśmiała się, ewidentnie czerpiąc przyjemność z nieporadności swojego rozmówcy. Była śmiertelnie przerażona operacją córki, więc ta drobna wymiana zdań, choć toczyła się w szpitalu, w wyjątkowo kiepskich okolicznościach, dodawała jej otuchy. W matczyny wręcz sposób, poklepała Keitha po plecach, na co ten nieznacznie się wzdrygnął.

WSZYSTKIE KOLORY, ZA KTÓRE CIĘ KOCHAM ➜ original storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz