ROZDZIAŁ VIII

1 1 0
                                    

❝penny❞


Penny z niepokojem obserwowała swoją przyjaciółkę Madison, w milczeniu wyjmującą zakupy z torby. Cały pomysł na zorganizowanie imprezy wypłynął dość nagle, nie mówiąc już o zaproszeniu wszystkich z ich rocznika. Innymi słowy, to nie było w stylu Maddie.

— Na pewno dobrze się czujesz?

— Penny, pytasz mnie o to już dwudziesty raz. — Szkło zadźwięczało, gdy Madison niedbale wyjmowała kolejne butelki piwa.

— To dlatego, że się o ciebie martwię. Zachowujesz się dziwnie.

— Co jest dziwnego w chęci zabawienia się? To ty powinnaś w końcu wyluzować — fuknęła z frustracją.

Penny zrobiła krok w tył, spuszczając wzrok. No jasne, jestem nudziarą — pomyślała. Powinna się do tego przyzwyczaić. Ostatnio Madison często jej to powtarzała. Podobnie jak to, że nigdy jej nie zrozumie, bo nie ma tylu znajomych, co ona. Skrzyżowała ręce na piersiach i przestała mówić, jak to zwykle bywało.

— Przepraszam. Masz rację, wcale nie czuję się dobrze.

Oczywiście, że nie. Przecież znam cię lepiej niż ktokolwiek inny.

— Chcesz o tym pogadać? — spytała, kładąc jej dłoń na ramieniu. Maddie niezauważalnie kiwnęła głową. — Przejdźmy się.

W ciszy kręciły się po ulicach Arsenton, mijając Nostalgię, Martha's i inne, znajome lokale. Trzymały się pod rękę, a Madison wyglądała tak, jak dawniej, kiedy obie były tylko zagubionymi dzieciakami. Penny nie naciskała na nią i spokojnie czekała, aż sama zacznie temat. W ten sposób dotarły na Dymy i usiadły na zwalonym pieńku.

— Nie mogę się pogodzić z rozwodem rodziców — powiedziała wreszcie, opierając głowę na ramieniu Penny. — Robię tę imprezę, żeby im dopiec. Od lat są zbyt zajęci kłótniami, żeby zwracać na mnie większą uwagę, więc teraz zobaczą, na co mnie stać.

— Maddie... Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł?

— Wiem, że zachowuję się jak rozpuszczony bachor, ale potrzebuję odskoczni. Chociaż raz chcę być kimś innym niż idealną córką, silną i niezależną. Chcę, żeby wreszcie mnie usłyszeli, żeby zrozumieli, że jestem tu i wciąż ich potrzebuję. Zawsze ich potrzebowałam.

Tak, twoje idealne życie musi być przytłaczające — przeszło Penny przez myśl i natychmiast poczuła się okropnie.

Penny dużo wiedziała o chęci bycia zauważoną. Czasami aż zbyt dużo. Odkąd pamiętała, była cieniem swojej własnej przyjaciółki i nie wiedziała, jak temu zapobiec. Ile razy ktoś podchodził do niej tylko po to, żeby dowiedzieć się, gdzie jest Maddie, co robi, jak się ma. Ile razy nie pamiętano jej imienia. Najbardziej w tym wszystkim nienawidziła tego, że to była tylko i wyłącznie jej wina. Że Madison potrafiła się zmienić, a ona dalej stała w miejscu. Że gdyby tylko postarała się bardziej, też mogłaby być lubiana. Była obrzydliwie zazdrosna i nie mogła tego znieść. Odkąd poszły do liceum, Madison brylowała w towarzystwie, a Penny nie mogła za nią nadążyć. Była zbyt nieśmiała i skryta, żeby zjednywać sobie ludzi, więc nim się obejrzała, znalazła się gdzieś na uboczu tego żywego i głośnego świata.

— Oczywiście, że tu jesteś. — Penny chwyciła jej dłoń, prędko zapominając o własnych rozterkach. To nie to było teraz ważne. Nie powinno być ważne. Ona nie powinna taka być. — Jesteś Madison Patton.

— Kim ona tak właściwie jest — zaśmiała się gorzko — ta cała Madison?

— Jest człowiekiem, dużo bardziej, niż chciałaby przyznać.

— I tu się nie mylisz. Pomożesz mi z tą imprezą?

Penny wzięła głęboki wdech.

— Pomogę. Chociaż nie pochwalam twoich metod.

— Nie martw się, ja też ich nie pochwalam.

Tajna impreza wcale nie była czymś specjalnie trudnym do zorganizowania, biorąc pod uwagę nieobecność mamy Maddie. Zresztą, tajną była jedynie z nazwy, bo głównym punktem było właśnie narobienie hałasu i bałaganu, żeby po powrocie była wściekła. Dziewczyny kupiły masę jedzenia i alkoholu, a nawet namówiły Jadena i Keitha na zagranie chociaż jednej piosenki jako The Prospectors. Stanie się wrogiem publicznym numer jeden nigdy nie było prostsze.

— Nie przeszkadza ci, że pojawi się Adeline? — zagadnęła Penny, licząc papierowe kubeczki.

— Czy przeszkadza? — powtórzyła Madison, jakby analizując, co tak właściwie o tym myśli. — Mówiąc szczerze, mam co do tego złe przeczucia. Okropnie złe. Ale to przecież nielogiczne, prawda?

— A z czego one wynikają?

— Jakby to wyjaśnić... — Maddie usiadła na ziemi. Otworzyła puszkę z mrożonym latte, wzięła łyk i długo rozważała, co powiedzieć. W tym czasie Penny zdołała już przeliczyć wszystkie kubki. — Mam wrażenie, że nie jestem dla niego, a on nie jest dla mnie.

— Nie wiem, czy dobrze rozumiem...

— Wiesz, dlaczego koniecznie chciałam go mieć? Bo ani trochę nie przypominał mojego ojca. Myślałam... Wydawało mi się, że to będzie idealna relacja. Inna niż ta moich rodziców. Że ja nie popełnię ich błędów i będę miała fantastycznego partnera.

— I?

— Chyba chciałam sama sobie udowodnić, że potrafię to zrobić.

— Powiedz mi tylko tyle: kochasz go?

— Kocham — odparła bez zastanowienia. — Ale miłość czasami nie wystarczy, by kogoś przy sobie zatrzymać.

Nie, kiedy widzę, jak na nią patrzy.

Penny chciała ją objąć, ale prędko cofnęła dłoń. Bała się, że jeśli jej dotknie, jeśli zrobi choć krok, bezsilna Madison zniknie i znowu wróci ta, która nigdy nikogo nie potrzebuje. Która nie potrzebuje jej. Ta, której Penny Nicholson zazdrościła bardziej, niż komukolwiek innemu.

Jestem najgorsza, prawda? Absolutnie najgorsza — pomyślała.

Ale to Madison była tą, która wracała do Penny tylko wtedy, gdy potrzebowała pomocy.

WSZYSTKIE KOLORY, ZA KTÓRE CIĘ KOCHAM ➜ original storyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz