Rozdział 12

260 11 1
                                    

- Chodź kruszynko, przedstawię ci kogoś, dobrze? - usłyszałam jak opiekunka pyta małej Thei o zgodę. Dziewczynka skinęła głową i ruszyły w naszym kierunku. Mała jeszcze nas nie zauważyła, gdyż za bardzo zajęta była jedzeniem lizaka, który był nagrodą za występ.

Z Paulem staliśmy kawałek dalej i przypatrywaliśmy się małej dziewczynce. Podniosła wzrok, prowadzona za rękę i uśmiechnęła się do nas promiennie.

- Theo, to są państwo Williams, pani Nicole i pan Paul - powiedziała do małej - przywitaj się ładnie - poprosiła dziewczynkę.

Staliśmy niedaleko mechanicznych koników i mała była rozdarta między kolorowymi konikami, a nowymi ludźmi. Przysunęłam się bliżej i przykucnęłam koło niej uśmiechając się szeroko.

- Cześć Theo, mam na imię Nicole, a to mój mąż Paul, miło cię poznać - wyciągnęłam do niej rękę, a ta spojrzała na mnie i obdarowała mnie ślicznym, pełnym uśmiechem.

- Cześć, jestem Thea, mam trzy latka - powiedziała delikatnie sepleniąc - chcesz mnie zabrać do swojego domku? - spytała z nadzieją w oczach.

- Bardzo byśmy chcieli - odpowiedział jej Paul i przykucnął obok nas - a ty chciałabyś pojechać do naszego domku? - spytał.

- Ciocia Katie mówiła, że macie ładny domek i miałabym piękny pokoik i dużo zabawek - odparła coraz to liżąc lizaka.

Kate to opiekunka Thei, która zajmowała się małą od dnia, kiedy do nich przybyła. Praktycznie zaraz po urodzeniu. To urocze, że mówiła do niej ciocia.

- Oczywiście, że tak - odparł Paul i uśmiechnął się - tyle ile będziesz chciała.

- Ja to bym chciała mieć wygodne łóżeczko, bo na tym, na którym śpię popsuł się materac i jest mi niewygodnie - odparła trzylatka.

Byłam w szoku jak pięknie mówiła w tym wieku. Zazwyczaj dzieci w wieku trzech lat nie mówią tak idealnie, a raczej nieskładnie i niewyraźnie, do tego stopnia, że czasami ciężko ich zrozumieć. Tu nie było najmniejszego problemu.

- I takie będziesz miała, słoneczko - odparłam.

- A będziesz moją mamusią? - spytała, patrząc na mnie wielkimi, proszącymi oczami. A z moich oczu popłynęły łzy.

Opiekunka patrzyła na mnie i uśmiechała się.

- Z przyjemnością, Theo - odparłam i wyciągnęłam ręce, aby ją objąć, mała szybko załapała i wpadła moje ramiona, zarzucając mi na szyję swoje małe, pulchne rączki.

Po kilku sekundach wyswobodziła się z moich objęć i popatrzyła na swoją ciocię Katie.

- Mogę pójść na koniki? - spytała trzylatka opiekunkę.

- Chyba musisz spytać Nicole i Paula czy z tobą pójdą - odpowiedziała z uśmiechem.

- Pójdziecie ze mną na koniki? - pytanie skierowała do nas oboje.

- Jasne, skrzacie, pewnie, że pójdziemy - powiedział Paul i wyciągnął dłoń, aby mała złapała go za nią. Thea wsunęła rączkę w jego i pomaszerowali razem kupić bilet na przejażdżkę.

Po kilku minutach staliśmy już w kolejce do koników, a mała opowiadała nam wszystko co wiedziała o prawdziwych koniach. Mówiła, że je kocha i bardzo chciałaby mieć kiedyś swojego, aby jeździć konno po lasach.

Trzylatka i takie miała marzenie. Popatrzyliśmy po sobie z mężem i wiedziałam, że gdy tylko podrośnie będziemy zapisywać ją za zajęcia z jeździectwa, aby jej małe marzenie zostało spełnione. Kto wie, może kupimy prawdziwego konia i wynajmiemy mu miejsce w stajni. Tylko gdzie w pobliżu Baltimore były stajnie, to dopiero będzie wyzwanie. Poczułam w sobie chęć spełnienia każdego życzenia tej małej istotki, aby wiedziała, że jest kochana i ma w nas wsparcie.

InhaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz