Rozdział 32

181 14 1
                                    

Ceremonia pogrzebowa trwała od dwudziestu minut. Wiele osób chciało coś powiedzieć, wygłosić mowę pożegnalną. Niektórzy czytali z kartek, niektórzy mówili z pamięci, z serca czy chuj wie skąd. Mieli do powiedzenia bardzo dużo. Niektórzy znali ją całe życie i tak jak Candice potrafiła przytoczyć sytuacje sprzed piętnastu lat i opowiedzieć zabawne anegdotki, dzięki temu niektórzy się śmiali. Śmiali się przez łzy. Ja za to poczułem wściekłość, zazdrość i ból, bo nie znałem jej aż tyle. Żałowałem, że nie dane mi było znać jej dłużej. Ale mogłem powiedzieć wiele. Opowiedzieć o jej walecznym i dobrym sercu, o niespokojnej duszy i przyjaciółce wszystkich ludzi. Mogłem powiedzieć o tym jak traktowała ludzi, jak bezinteresowna i urocza była. Jak spała i jak marszczyła nos przez sen. Mogłem opowiedzieć o jej stanach lękowych i o tym, czego się bała. Mogłem wspomnieć o rzeczach, które mi opowiadała, albo o snach jakie miała. Pamiętałem wszystkie. Mogłem opowiadać jak upartym osłem i wrzodem na dupie potrafiła być, kiedy czegoś bardzo chciała i coś sobie upatrzyła. Mogłem powiedzieć jak wtulała się we mnie leżąc na kanapie i oglądając jakieś głupie romantyczne filmy czy seriale albo jak krzyczała do telewizora oglądając ze mną jakiś mecz. Nie lubiła meczów, ale będąc ze mną wcielała się w rolę sędziego i eksperta z danej dziedziny sportu. Tenis? Nie ma problemu. Baseball? - specjalista od spalonego. Wiedziała wszystko. Mogłem opowiedzieć o jej popisowym daniu, które robiła za każdym razem, gdy przyjeżdżali goście i o wiedzy jaką posiadała na temat włoskich wytrawnych win. Włoskich! A nigdy we Włoszech nie była. Wiedziałem o niej wszystko. Uwielbiałem ją obserwować, bo była tak zabawna, gdy jej coś nie wychodziło i się denerwowała. Była taka drobniutka, a jak przeklinała, to brzmiało to tak, jakby małe dziecko chciało lizaka, anie mogło go dostać. Komiczny widok. Była wspaniała, jedyna w swoim rodzaju. Niepowtarzalna. Kochałem ją każdym skrawkiem mojego serca, umysłu i ciała. Zawładnęła mną w tak krótkim czasie. Przeżyła wiele złego i nie zasłużyła na taki los. Nie tak to miało być.

Słuchałem ludzi, ale myślami byłem z nią. Chociaż jej już nie było. Bałem się wrócić do domu. Do domu bez niej.

Na środek wyszła Olivia, a w głośniku zabrzmiała melodia.

Powiedz mi, jak to wyglada w niebie.

Czy jest tam spokój i wolność jak mówili?

Czy słońce zawsze świeci jasno?

Czy zniknęły twoje lęki i ból?

Bo tutaj na Ziemi brakuje dobra, od kiedy odeszłaś.

I tutaj wszystko jest inne, jest tu pusto.

Och, ja, mam nadzieję, że tańczysz w niebie.

Mam nadzieję, że śpiewasz w anielskim chórze.

Mam nadzieję, że anioły wiedzą co mają.

Założę się, że jest tam lepiej, od kiedy tam jesteś.

(Dancing in the Sky)

Wszyscy płakali, gdy dziewczyna śpiewała. Głos jej się łamał, ale nie pozwoliła sobie na to, żeby przerwać i się rozpłakać. Po zakończonej piosence odczekała chwilę, aby wygłosić mowę pożegnalną.

- Czy można pożegnać się z człowiekiem, który cały czas żyje w naszej pamięci? Czy możemy powiedzieć na razie, trzymaj się, czy do widzenia i więcej o tej osobie nie pomyśleć? Nie wspomnieć? Uważam, że nie. Nie jestem gotowa, aby się z tobą żegnać. Byłaś moją przyjaciółką, powierniczką, mamą, której zawsze potrzebowałam, a przede wszystkim byłaś sobą i za to cię pokochałam najbardziej. Nigdy nie udawałaś, nie krzyczałaś, a rozumiałaś i pomagałaś. Bardzo cierpliwie podchodziłaś do mnie i do mojego brata. Nikt nigdy nie dał nam tyle uwagi i miłości co ty. Dzięki tobie poznałam matczyną miłość, zaufanie i bezpieczeństwo. To ty opiekowałaś się mną w każdej najgorszej chwili jaką przeżywałam. Złamane serce? Żaden problem, o wszystko zadbałaś. Problemy w szkole? Byłaś pierwsza, żeby ojciec nie wiedział i nie krzyczał na nas. Kochałaś nas bezwarunkowo, i mimo że nie byłaś naszą biologiczną mamą, kochałaś nas mocniej niż ta biologiczna. Byłaś prawdziwą mamą i zawsze taka pozostaniesz w mojej pamięci. Nasza śmierć jest jedynie kolejnym rozdziałem w wielkiej księdze życia - tak powiedział kiedyś Paulo Coelho i ja się z tym zgadzam. Mamo, do zobaczenia po tamtej stronie.

To było piękne i wzruszyłem się. Olivia zeszła z podestu i podeszła do brata, który ją przytulił. Dalej za nimi stała ich matka. Niezadowolona. Po co tu w ogóle przyjechała - zastanawiałem się, bo nienawidziła Nicole.  W tym czasie na podest wszedł Landon, jeden z współpracowników Nicole i zaczął przemowę.

Rozejrzałem się po tłumie. Ludzi było bardzo dużo. Na tyłach za drzewem zauważyłem panią doktor Adrienne Hastings.

- A ta po chuj tu przylazła - wyszeptałem do Jamesa, który stał obok mnie, wskazałem mu delikatnie kierunek. Jamie popatrzył, zmarszczył czoło i wzruszył ramionami.

Jeszcze jej tu brakowało. Boże, nie mogłem patrzeć na tą kobietę.

- Nikt nigdy nie był dla mnie tak dobry jak Nicole - usłyszałem słowa Landona, gdyż wcześniej zajęty byłem czymś innym niż słuchanie.

Po Landonie na podest wszedł mój ojciec i wygłosił tak piękną mowę, że wszyscy płakali.

- Ludzie żyją, dopóki są pamiętani - dodał na koniec - a ciebie moja córeczko, nie zapomnę nigdy.

Cała ceremonia trwała ponad godzinę. Ludzie wrzucali do grobu wszystko. Dokumenty, bransoletki, okulary przeciwsłoneczne, słuchawki z odtwarzaczem, a nawet kilka butelek wina. Ja wrzuciłem obrączkę i jej pierścionek zaręczynowy. Był jej i miała prawo go mieć. Dodałem jeszcze kluczyki do jej samochodu, ponieważ auto zostało już zezłomowane, a kluczyki zostały. Nie odważyłem się wyjść i powiedzieć czegokolwiek. Słowa zawiązały się supłami w moim przełyku i nie mogłem mówić. Po wszystkim ludzie podchodzili złożyć kondolencje, co rozbiło mnie jeszcze mocniej. Chciałem płakać, a nie miałem już czym.

Gdy ludzie się rozeszli, zostałem jeszcze chwilę przy grobie i złożyłem na nim kwiaty. Jej ulubione. I jeden duży słonecznik. Kiedyś w żartach powiedziała, że jak na jej grób przyniosę jakieś badyle, to mnie będzie nawiedzać. Ma być słonecznik. Tak też zrobiłem.

Przy samochodzie czekał na mnie mój tato i James. Chcieli mnie zabrać do domu.

- Weźcie auto, ja się przejdę - powiedziałem.

- Jesteś pewny? - spytał Steve.

- Tak tato, weźcie samochód i jedźcie. Ja potrzebuję się przejść.

- Okej, ale dzwoń jakby coś się działo - rzucił Jamie.

- Jasne.

Telefon miałem w domu. W tym momencie potrzebowałem spokoju, a nie telefonów. Poszedłem. I szedłem tak przed siebie, aż straciłem siły. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 05 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

InhaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz