Rozdział 16

257 12 0
                                    


Byłam spóźniona na grilla do znajomych, a Paul postanowił pojechać Uberem, zostawiając mi tylko krótką wiadomość o swoich planach.

Od: Mój Pan Williams

Jadę Uberem, bo ciebie się chyba nie doczekam. Jedź od razu do nich.

Więc pojechałam i po dwudziestu minutach parkowałam już pod ich domem. Mieszali w ładnej i spokojnej okolicy. Dom był sporych rozmiarów, cały w bieli, z białymi, potężnymi balustradami i dwoma słupami podtrzymującymi dach, które zdobiły wejście do domu. Dwuskrzydłowe oszklone drzwi były tak duże, że miałam wrażenie, jakby wcale nie pasowały do całości domu. Zajmowały zbyt dużo miejsca. Mimo wszystko robiły wrażenie. Stanęłam przed nimi i wcisnęłam dzwonek. Po chwili drzwi otworzyły się i stanęła w nich Victoria, żona Charlesa.

- Cześć, zapraszam - uśmiechnęła się i odsunęła, abym swobodnie weszła do środka.

Podałam jej torbę prezentową z whiskey i butelką wina, które lubiła.

- Dziękuję - powiedziała kobieta - długo ci zeszło, Paul już dawno przyjechał.

- Miałam mały problem w firmie - powiedziałam wchodząc wgłąb domu.

- Czego się napijesz? Herbaty? Kawy, czy wina? - przeszła obok mnie i odstawiła torbę na blat wyspy kuchennej.

- Kawy, dziś prowadzę, więc nie chciałabym pić alkoholu - odparłam, patrząc na nią.

Musiałam przyznać, że Victoria miała klasę. Nie żebym miała coś do zarzucenia sobie, ale ona prezentowała się bardzo oficjalnie nawet we własnym domu przy grillu ze znajomymi. Na sobie miała garniturowe spodnie z wysokim stanem i paskiem, białą bluzkę z delikatnym dekoltem i żakiet w kolorze spodni, a do tego białe szpilki. Chodziła po domu w szpilkach. Nie w kapciach. Ja przyjechałam w sukience i białych trampkach Converse. A jednak daleko mi było do prawniczki Victorii Smith.

Nastawiła ekspres do kawy, opowiadając o sprawie sądowej nad którą w trójkę debatowali zanim przyjechałam, a ja niezainteresowana wpuszczałam te informacje jednym uchem, a wypuszczałam drugim, co jakiś czas przytakując, albo stwierdzając, że rozumiem. Victoria jest osobą, która bardzo dużo mówi ale rzadko kiedy pyta kogoś innego o opinię. W jej mniemaniu ma na tyle wystarczającą wiedzę, aby nie radzić się nikogo wokół, bezpieczniej było więc przytakiwać i nic nie doradzać. Zresztą co miałabym jej doradzić w sprawie prawa? Nic. Miała męża i przyjaciela swojego męża do dyskusji, jeśli takowej potrzebowała.

Podała mi kubek z kawą i po upewnieniu się, że nie potrzebuję cukru, zaprosiła mnie na taras, gdzie siedzieli już Charles z moim mężem i rozmawiali zawzięcie na jakiś temat. O dziwo nie były to sprawy związane z kancelarią, a ostatni mecz drużyny Baltimore.

- Cześć - powiedziałam do Chucka, a ten wstał i pocałował mnie w policzek na przywitanie.

Był bardziej otwarty i ludzki niż jego żona-robot, ale dobrze się z nimi spędzało czas. Nie byli aż tak strasznie męczący.

Paul spojrzał na mnie z wyrazem twarzy, jakby średnio cieszył się na mój widok, ale nie odezwał się ani słowem, od razu wracając do tematu, który przerwałam swoim wejściem. Zbiło mnie to trochę z tropu i zmarszczyłam brwi, siadając obok niego w fotelu ogrodowym.

- Za ile mięso będzie gotowe? - spytała Victoria, wytrącając mężczyzn z rozmowy.

- Jeszcze chwilkę, kochanie - odparł Chuck i wstał do grilla, aby poprzewracać mięso na drugą stronę.

- Czy mogłabym w czymś pomóc? - spytałam Victorii.

- Daj spokój, kochana, wszystko już gotowe tylko na mięso czekamy, bo oni rozmawiają zamiast je robić - odparła.

InhaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz