Rozdział 6

455 16 1
                                    

Rozejrzałam się wokół, gdy wysiedliśmy z pociągu. Znajdowaliśmy się na stacji Grand Central, gdyż tu kończyła się nasza dzisiejsza wycieczka.

- To tu zdecydowałeś się mnie zabrać na nasz niezapomniany, a może raczej zapomniany sobotni wieczór? - spytałam Paula, który stał obok i szczerzył się do mnie od momentu, gdy wsiedliśmy do pociągu jeszcze w Baltimore.

Przez cały poranek i popołudnie spędziliśmy na szykowaniu się i słuchaniu muzyki klubowej, która miała wprowadzić nas w imprezowy nastrój. Na niego widocznie to zadziałało, ma mnie, ku jego delikatnemu niezadowoleniu, niekoniecznie.

- Wziąłem nasze paszporty, gdybyś jednak stwierdziła, że chcesz wskoczyć do samolotu - odparł z zadowoleniem, dumny z siebie, że tak sprawnie wybrnął z sytuacji - pójdziemy do mojego ulubionego baru, zahaczymy o klub i wrócimy do domu - dodał widząc moją nieszczególnie zadowoloną minę.

To nie tak, że nie podobał mi się pomysł spontanicznego wylotu gdziekolwiek, ale nie miałam ze sobą nic, oprócz telefonu, portfela i kluczy do domu. Dodatkowo mało we mnie było spontaniczności, o jaką chodziło Paulowi, gdy proponował tą wycieczkę dziś rano.

- Jesteś jakaś spięta i bardzo nerwowa - zauważył, ku mojemu niezadowoleniu. Nie lubiłam gdy widział, że coś jest ze mną nie w porządku, a nie bardzo chciałam wspominać mu o tym, co tak bardzo wyprowadziło mnie z równowagi, psując moje nastawienie i dobry humor.

- Wydaje ci się, wszystko jest w porządku - skłamałam.

Nie byłam dobra w udawaniu, uczucia wypisywały mi się na twarzy i można było ze mnie czytać jak z otwartej księgi, co nie cieszyło mnie wcale, bo za każdym razem musiałam się tłumaczyć, co takiego się działo, że mój nastrój automatycznie powędrował w dół z prędkością światła.

Dzień zapowiadał się wspaniale, najpierw wieść o tym, że mój mąż jest gotowy na adopcję naszego pierwszego dziecka, a później to.

Nie byłam gotowa na takie rewelacyjne informacje jakie dostałam, gdy nakładałam makijaż na twarz w naszej łazience.

Śpiewaliśmy sobie z Paulem piosenkę o tytule A little party never killed nobody, gdy mój telefon, leżący na pralce dostał szału i w przeciągu półtorej minuty zaalarmował o nadejściu nie jednego, a siedmiu wiadomości.

Niczego nieświadoma i świetnie bawiąca się w łazience zerknęłam na wyświetlacz i nie rozpoznałam numeru telefonu. Po rozwodzie zmieniłam wszystkie numery, aby nikt niepożądany nie wysyłał mi głupich wiadomości i zawsze miałam tu na myśli mojego byłego męża. Ten więc, na szczęście, nie miał nowego numeru i cieszył mnie fakt, że jedynie gdzie mógł zadzwonić to do mojej agencji, gdyż numery telefonów firmowych nie były tajemnicą i umieszczone były w internecie, jak na firmę przystało.

W chwili gdy spojrzałam na wiadomości nie miałam już żadnych wątpliwości, że jakimś dziwnym cudem ten człowiek zdobył nawet ten nowy numer. I bezczelnie wysyłał mi na niego smsy.

Odblokowałam ekran i chwilę zastanawiałam się czy od razu nie usunąć całej konwersacji, a bardziej monologu w wykonaniu Thomasa, jednak ciekawość wzięła górę i wyświetliłam wiadomości.

Od: Nieznany
Wiesz co?
Odnalazłem ją.
Niby nigdy tego nie chciałaś, ale zrobiłem to dla ciebie. Żebyś uwierzyła, że cię kocham i chcę żebyś do nas wróciła.
Długo rozmawialiśmy, bo opowiedziałem jej naszą historię.
Kazała ci przekazać, że ostatnim razem, gdy była tak bardzo tobą zawiedziona, było to w dniu kiedy się urodziłaś.
Widzisz, nawet twoja własna, biologiczna matka ma cię za dziwkę.
Ale ja tak nie uważam, bo nadal twierdzę, że jesteś mi pisana i obiecuję, że ci to udowodnię.

InhaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz