Rozdział 17

319 18 3
                                    

W niedzielę z rana, Paul obudził mnie z informacją, że jego blond przyjaciółeczka czeka na nas w swoim biurze, więc mam wstać, zebrać się, bo niedługo wyjeżdżamy. Kto o tej porze siedzi w pracy w niedzielę, zastanawiałam się. Mój mąż wyskoczył z łóżka jak oparzony, wbiegł do łazienki i zaczął się szykować, a ja naciągnęłam kołdrę na siebie, zakrywając się po sam nos. Na samą myśl o tych dokumentach robiło mi się niedobrze. To nie tak, że nie chciałam pozbyć się Thomasa ze swojego życia, ale nie raz już pokazał na co go stać, więc miałam przed tym mnóstwo obaw. Nawet nie chodziło tu o mnie, a o Paula i naszą córeczkę. Przerażała mnie myśl, że mógłby im coś zrobić i to do tego stopnia, że gotowa byłam zapłacić te pieniądze, aby się od niego uwolnić. Moja matka też nie była o zdrowych zmysłach, więc skręcało mnie na myśl, co mogłoby się wydarzyć jeśli nie spełnię postawionych mi warunków, oleję sprawę i na dodatek złożę wniosek o prześladowanie. Przecież ci dwoje znajdą sposób, aby nas zniszczyć. Chyba, że pójdą siedzieć. Tylko za co, skoro nie mam żadnych dowodów.

Po dziesięciu minutach Paul wyszedł z łazienki i westchnął widząc mnie leżącą i zakopaną w pościeli.

- Nicole, prosiłem cię, wstań już, bo chciałbym zaraz jechać.

- Już wstaję - odparłam powoli wychodząc spod mojego schronienia przed trudami dnia codziennego.

Weszłam do łazienki, rozczesałam włosy, co nie było najmądrzejszym pomysłem, bo moje loki nie lubiły rozczesywania. Musiałam je więc związać w jakiegoś niedbałego koka, który choć trochę prezentował się w tych ciężkich warunkach. Później umyłam zęby i nałożyłam delikatny makijaż. Mocniejsze makijaże nie pasowały do blondynek, a mi w szczególności, gdy tak zerkałam na siebie w lustrze. Prawie zadowolona z efektu końcowego, rzuciłam okiem jeszcze raz czy wymagało to jakichś poprawek, po czym stwierdziłam, że mi nie zależy i wyszłam, kierując się do garderoby. Wybrałam zwykłe jeansy, szeroką koszulę w biało-błękitną kratę i trampki. Ubrałam się, przejrzałam w lustrze i wyszłam z garderoby.

Paul zdążył zjeść coś na szybko na śniadanie, a ja nie za bardzo miałam apetyt, aby cokolwiek w siebie wcisnąć. Stanęłam obok niego i zarzuciłam torebkę na ramię, chowając do niej telefon.

- Gotowa. Możemy jechać - poinformowałam go.

- Nic nie jesz? - spytał, wstawiając talerz do zmywarki.

- Nie mam apetytu - odparłam i ruszyłam do drzwi.

Po chwili siedzieliśmy już w samochodzie, a mój mąż wyjeżdżał z garażu włączając się do ruchu na Waszyngton. Czekała nas godzinna przejażdżka. W sumie to mogłam się zdrzemnąć - pomyślałam, opierając głowę o obicie fotela. Wbiłam wzrok w widok za oknem pasażera i patrzyłam na mijane przez nas samochody.

Przymknęłam na chwilę oczy i zastanawiałam się jak to wszystko się dalej potoczy, gdy nagle z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk wiadomości, która przyszła na telefon mojego męża. Zerknęłam na niego, widząc, że ten unosi telefon na wysokość kierownicy, czyta i uśmiecha się pod nosem.

Okej, pomyślałam i odwróciłam się ponownie, aby oglądać świat za szybą.

Kolejna wiadomość. Nawet nie spojrzałam. Coś odpisywał, gdyż słyszałam charakterystyczne dla iPhone dźwięki klawiatury. Wysłał wiadomość, po sekundzie dostając odpowiedź. I tak przez dobre dziesięć minut. Uniosłam się na fotelu i zerknęłam w stronę telefonu widząc otwartą konwersację z Simone.

Zerkałam na niego ukradkiem, a ten jak idiota szczerzył się do telefonu.

- Możesz patrzeć na drogę, a nie zajmować się esemesowaniem z tą wywłoką? - spytałam z przekąsem i skrzyżowałam ręce na piersi. Wkurzył mnie tym. Cieszy się do telefonu jak dzieciak, a mi będzie prawił morały, że zachowuję się jak nastolatka. Przecież to żałosne.

InhaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz