Rozdział 14

230 10 0
                                    

Usłyszałam brzęczenie kluczy i wsunięcie jednego z nich do zamka drzwi. Przygotowałam już wszystko. Na stole w jadalni paliły się świece, nadając pomieszczeniu tajemniczy półmrok. Położyłam dwa talerze, sztućce, dwa kieliszki i wybrałam najlepsze wino z barku, które Paul uwielbiał. Upiekłam łososia z masłem, cytryną i ziołami, a także ziemniaki, co sprawiło, że w domu unosił się intensywny zapach czosnku i tymianku. Stałam przy blacie kuchennym i dolewałam do sałatki sos winegret, powoli mieszając.

Uniosłam wzrok, gdy do domu wszedł mój mąż. Z kuchni widziałam drzwi wejściowe, więc mogłam mu się przypatrywać, gdy ściągał buty.

- Cześć - rzucił przez ramię.

- Dobry wieczór - powiedziałam i odstawiłam miskę z sałatką na stół, wyciągnęłam korek z wina, które otworzyłam chwilę wcześniej korkociągiem, a zatkałam je tylko, aby nie traciło swojego winogronowego aromatu i polałam dwa kieliszki. Złapałam za nóżki od kieliszka i ruszyłam w jego kierunku.

Spojrzał na mnie, gdy byłam kilka metrów od niego.

- Jak ci minął dzień? - spytałam, podając mu jeden z kieliszków.

- Ciężko - odparł i wziął ode mnie kieliszek - co to za okazja? Świętujemy coś? - spytał, p oczym nachylił się do mnie i pocałował mnie w policzek.

- W sumie nie, ale dawno nie jedliśmy razem kolacji, a na pewno umierasz z głodu.

- W sumie to jadłem na mieście.

- Co? Dlaczego? - obruszyłam się.

- Byliśmy z chłopakami na obiedzie, nie wiedziałem o której skończysz, a nie napisałaś mi nic o kolacji. Przepraszam - powiedział, wymijając mnie i idąc do kuchni.

- To nie zjesz? - spytałam zdziwiona.

- Trochę zjem - odparł i przeciągnął palcami po włosach - ale nie mam za bardzo apetytu.

- Stało się coś?

- Pierdoły. Nic ważnego.

- Dobra, usiądź, nałożę nam i mi opowiesz.

- To naprawdę nic czym powinnaś się przejmować - powiedział surowszym tonem.

Westchnęłam ale nic nie powiedziałam. Wzięłam talerze i otworzyłam piekarnik. Uderzyło mnie ciepło, które skumulowało się w zamkniętym, nagrzanym piekarniku.

Wyłożyłam na talerze łososia i ziemniaki, po czym zamknęłam piekarnik i wróciłam do jadalni, stawiając przed nim talerz. Paul usiadł w swoim zwykłym miejscu i dolał sobie wina.

- Dolać ci? - spytał.

- Proszę.

Odczekałam, aż nałoży sobie sałatki, w tym czasie dłubiąc w pieczonej rybie. Gdy odstawił miskę, wzięłam ją i nałożyłam trochę na talerz.

Jego ulubiona, sałata lodowa, trochę rzymskiej, rukola, pomidorki koktajlowe, czerwone i żółte, awokado, kulki mozarelli i prażony słonecznik, do tego sos winegret. A mimo to, przewracał sałatę z jednego boku na bok.

Obserwowałam go chwilę, a on nie odezwał się ani słowem, nie ruszając jedzenia.

- Powiesz mi co się stało? - dopytywałam.

- Opowiedz jak twój dzień - zmienił temat.

- Nie zmieniaj tematu, zapytałam pierwsza. Wracam wcześniej z pracy, żeby zrobić ci niespodziankę, staram się, a ty wracasz w podłym humorze, nie jesz, nie odzywasz się, co jest do cholery? - spytałam podnosząc głos.

InhaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz