Rozdział 25

92 9 0
                                    


Nie bój się - słyszałem.

- Nie bój się kochanie - mówiła moja piękna żona - przecież wszystko będzie dobrze. Dasz sobie radę - przekonywała mnie.

Staliśmy w przedpokoju, a ja szykowałem się na rozprawę rozwodową. Moją własną. I była tam Nicole. Ale to przecież Nik była moją żoną. Może to nie mój rozwód. Musiałem iść do sądu, aby się dowiedzieć. Pocałowałem Nicole w policzek.

- Nie chcesz iść ze mną? - spytałem.

- Nie mogę, muszę zostać tutaj. Nie mogę tam iść, mam kilka niezakończonych spraw. Powiem ci o nich później, a teraz idź, nie spóźnij się - odparła uśmiechając się do mnie i lekko popychając w stronę drzwi.

Miałem dziwne uczucie, że zniknie gdy się odwrócę.

- Ale nie znikniesz mi, prawda? - dopytałem.

- Zawsze przy tobie będę, kochanie - odparła posyłając mi buziaka - kocham cię. Idź już, bo się spóźnisz.

W oddali słyszałem jak pralka skończyła pranie i wydawała dźwięki zakończenia procesu.

- Idę, a ty sprawdź pralkę, bo coś piszczy, dziwne dźwięki wydaje - puściłem jej oczko i wyszedłem za drzwi.

- To piekarnik tak pika, paaa! - powiedziała i zamknęła za sobą drzwi.

Ten dźwięk. Dziwny. To nie był nasz piekarnik, on nie wydaje takich dźwięków.

Obudziły mnie dźwięki aparatury. Dotarło do mnie, że śpię pochylony nad moją żoną, która leżała nieruchomo na łóżku szpitalnym. Zerwałem się i spojrzałem na zegarek. Minęło pół godziny. Prawie trzydzieści pięć minut od telefonu do Candice. Powinna zaraz tu być - pomyślałem.

I miałem rację, trzy minuty później w drzwiach stanęła najlepsza przyjaciółka mojej żony. Blada jak ściana, z czerwonymi oczami. Z tego wszystkiego zapomniałem powiedzieć jej w jakiej sali leży Nik, musiała szukać sama. 

- O mój Boże - powiedziała i podeszła do mnie. Przytuliła mnie i rozpłakała się jeszcze bardziej. Staliśmy tak przez dłuższy czas. Kobieta nie mówiła nic tylko cicho łkała. Nie wiedziałem co robić. Co mam powiedzieć. Mi też walił się świat.

- Co teraz? - spytała Candice, gdy odsunęła się ode mnie. Była przerażona, oczy miała podkrążone i całe czerwone od płaczu.

- Nie wiem - odparłem zgodnie z prawdą. Bo nie wiedziałem. Nie miałem pojęcia co dalej.

- Jest tu jakiś lekarz, żeby wytłumaczył co się stało? - zapytała ocierając łzy chusteczką, którą wyciągnęła z torebki.

- Gdzieś się kreci cały czas. Teraz trwa komisja, a może już się skończyła, nie jestem pewny. Powinni przyjść i mi powiedzieć co dalej. Wyjdę po jakąś kawę, chcesz? Zostawię cię na chwilę z Nik. Może ciebie posłucha i się obudzi - powiedziałem.

- Nie, dziękuję, nie trzeba. I dzięki. Pogadam do niej trochę - odparła siadając na krześle obok łóżka.

- Okej - odpowiedziałem i odwróciłem się, aby wyjść. Przymknąłem za sobą drzwi i przystanąłem na chwilę przy szybie, aby spojrzeć na moją żonę bez słuchania dźwięków aparatury. Candice nachyliła się nad Nicole i pogłaskała ją po głowie, po czym wtuliła się w jej ramię i zaczęła płakać.

Ruszyłem przed siebie, nie wiedząc gdzie idę. Korytarz był cichy i praktycznie pusty. Było późno w nocy. W tle słychać było delikatne dźwięki sprzętów medycznych i gdzieniegdzie rozmowy pielęgniarek. Ściany były biało-zielone. Bardziej miętowe niż zielone. Wisiały na nich tylko tablice informacyjne, jakieś gaśnice i sprzęty ratunkowe. Nic więcej, żadnego obrazu, żadnych dekoracji. No tak, typowy szpital.

InhaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz