Rozdział 20

290 16 1
                                    




Nie spałam. To znaczy spałam, dopóki Thomas mnie nie zgwałcił w śnie, później bałam się zmrużyć oczy. Plus jest taki, że nie zaśpię do pracy. Zegarek wskazywał piątą dwanaście. Zakryłam oczy poduszką z nadzieją, że magicznie mi się zaśnie albo chociaż zdrzemnie ale niewiele to dało. Podniosłam się z łóżka, z garderoby wyciągnęłam szlafrok i założyłam go na siebie. Miękki, puchaty i taki gruby materiał trochę mnie ogrzewał, ponieważ w mieszkaniu zrobiło się chłodno. Spojrzałam na Paula, który pogrążony we śnie, delikatnie marszczył nos. Zapewne coś mu się śniło. Otworzyłam po cichu drzwi i wyszłam na korytarz. Ekran dotykowy z systemem grzewczym wskazywał, że w mieszkaniu było dziewiętnaście stopni. Niedługo październik, jesień pełną parą, więc temperatury w Baltimore zaczynały szybko spadać. W mojej głowie kotłowały się myśli i było ich tak dużo, że nie nadążałam z segregacją, które są ważne, a które mniej. Na przykład to, że od kilku tygodni nie widziałam Thei, bo jest przeziębiona i nie pozwalają nam jej odwiedzić. To jest ważne. Sprawa z moim psychopatycznym byłym mężem jest ważna, bo mnie przeraża. Do tego te fałszowanie dokumentów. Okej, może mniej ważne, ale nadal ważne dla mnie.

Zerknęłam przez okna w salonie, aby dostrzec, że leje jak z cebra. Dosłownie miasto pływało.

- Super - mruknęłam i zapaliłam światło w kuchni. Podeszłam do ekspresu, aby nastawić kawę latte. Potrzebowałam kawy ale też mleka. I cukru.

Nie piję kawy z mlekiem, ani z cukrem, ale może jak zacznę to i moje życie się odmieni. Może na podwójnym espresso leży jakaś klątwa i ja ją codziennie rano wypijam.

Wykrzywiłam usta w podkówkę i chwyciłam kubek z kawą. Zrobiły się idealne trzy warstwy. Nie wiem ile Williams dał za ten ekspres, ale definitywnie kawę robił najlepszą. Dosypałam łyżeczkę cukru, który rozłożył się na białej piance z mleka, po czym delikatnie zatonął. Stwierdziłam, że dosypię jeszcze jedną. A co mi tam. Wymieszałam całość, więc trzy piękne warstwy zmieszały się w jedną.

Gorący napój parował, a ja oparta łokciami o blat patrzyłam jakie obrazy malowała ta para. Minęło kilka minut zanim pociągnęłam małego łyka.

- Ale słodkie - skrzywiłam się delikatnie.

Sama takie chciałaś - dopowiedziałam myślach. Zabrałam kubek i podeszłam do kanapy, aby usiąść, włączyć telewizję i wypić w spokoju moją przesłodzoną kawę.

Skakałam po kanałach, ale nic ciekawego tak nie było, więc zostawiłam na prognozie pogody, aby się dowiedzieć, że cały dzień i całą noc będzie dzisiaj padać. Nie padać. Lać.

Pogoda barowa, albo pod kocem. A ja rano mam to spotkanie z tym Foxem od kawy. Ciekawe czy faktycznie ta ich kawa jest taka dobra jak się zarzekał.

Wzięłam telefon do ręki, wdzięczna, że chociaż ekran działa jak należy i nie ma żadnego pęknięcia, czego nie mogłam powiedzieć o tyle obudowy. Trzy aparaty Iphona były roztrzaskane, tył w całości porysowany i stłuczony, gdyż znajdowało się tam szkło. Trochę wczoraj przeżył. Odpaliłam social media, aby przejrzeć co ciekawego działo się na świecie, a pierwsze pokazało mi się zdjęcie Candice ze Sloan w parku rozrywki. Siedziały na karuzeli i uśmiechały się szeroko. Pod zdjęciem kliknęłam w serduszko, a w komentarzu zostawiłam emotkę czerwonego serduszka. Nie minęło dziesięć sekund, a na ekranie zobaczyłam połączenie od Candi. Kliknęłam w zieloną słuchawkę i przyłożyła telefon do ucha.

- Jest po piątej, czemu nie śpisz? - spytała przyjaciółka.

- Złe sny, nie mogłam potem usnąć, więc wstałam. A ty?

- Robię śniadanie Jamesowi, bo on teraz w tym tygodniu jeździ na szóstą - wyjaśniła - ale zaraz idę spać dalej. Nie znalazłam jeszcze pracy, więc siedzę w domu.

InhaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz