Rozdział 21

335 22 2
                                    


Strasznie lał deszcz. Wróciłam do domu po pracy, odwołując akcję z policją, ponieważ Thomas odkrył, co planowaliśmy. Przysięgam, że nie mam pojęcia jak to zrobił. W trakcie pracy policja przetrzepała mój telefon, w celu namierzenia jego numeru telefonu i skąd próbował się ze mną kontaktować. Patrzyłam teraz w ekran i analizowałam wszystkie wiadomości jakie dostałam od niego wcześniej. Po pracy odeskortowali mnie do domu, abym czuła się bezpieczna, ponieważ Paul musiał pilnie jechać do kancelarii. Ponoć jakiś klient, który nie dał się spławić i siedział w kancelarii dopóki nie zjawił się tam mój mąż. Nie miał więc wyjścia i zostawił mnie samą w mieszkaniu. Zamknęłam wszystkie drzwi i okna. Chociaż musiałby być pieprzonym Spidermanem, żeby wleźć tak wysoko przez okno. W sensie Thomas. On musiałby pobawić się w Spidermana.

Leżałam przed telewizją z kubkiem herbaty, oglądając głupoty, na których nie potrafiłam się skupić. Martwiłam się o to, co jeszcze może się wydarzyć. Niedługo powinniśmy móc odebrać Theę i chciałabym, aby mała była bezpieczna.

Dopiłam ostatni łyk herbaty i wstałam, aby zanieść kubek do zmywarki. Tak, jestem tym typem człowieka co nie zostawia kubków gdzie popadnie, a od razu je wrzuca do zmywarki, nawet jeśli do czegoś by mi się jeszcze przydał. Paul zawsze się z tego śmieje, że to już lekka przesada, bo jeden kubek stojący na szafce nikomu krzywdy by nie zrobił. Odłożyłam telefon na stolik kawowy w salonie i podreptałam do kuchni. Wsadziłam naczynie do zmywarki, po czym otworzyłam lodówkę, aby sobie na nią popatrzeć. Nic nie chciałam, a jednak coś mogłabym chcieć. Po otworzeniu, okazało się, że nic ciekawego tam nie ma, więc ją zamknęłam.

Może napiję się wina, w końcu mi się trochę należy - pomyślałam i ruszyłam do barku z alkoholami.

Usłyszałam wibrację w telefonie, ale zignorowałam to i wyciągnęłam białe prosecco. Zgarnęłam kieliszek i poszłam po otwieracz.

Kolejna wibracja.

Otworzyłam wino i wlałam pełny kieliszek. Niby tak się nie robi, ale po cholerę mam chodzić tyle razy i dolewać.

Następna wibracja.

Wzięłam małego łyka, aby spróbować czy mi pasuje. Lekkie, lekko kwaśne i cierpkie. Może być. Zabrałam lampkę ze sobą i postawiłam na ławie obok kanapy, na której wygodnie się umościłam. Wzięłam telefon do ręki i rozświetliłam ekran z nadzieją, że to smsy od Paula, a nie od Toma.

Ale to nie były smsy tylko alarm w agencji.

- Cholera - powiedziałam i wybrałam numer na ochronę w biurowcu. Nikt nie odbierał. Spróbowałam jeszcze raz, potem kolejny i nic.

Bardzo średnio widziało mi się teraz tam jechać, zwłaszcza, że naprawdę lał deszcz. Dzwonię jeszcze raz.

Wybrałam numer ale po dziewięciu sygnałach znów mnie rozłączyło.

Zadzwoniłam do Paula.

- Skarbie, mam tu kiepską sytuację - powiedział od razu po odebraniu telefonu - mogę zadzwonić za chwilę?

- Muszę jechać do agencji, bo mi się alarm włącza.

- Zadzwoń na policję i zostań w domu, albo uważaj na siebie, muszę kończyć, bo nigdy do domu nie wrócę. Pa - rzucił i rozłączył się.

Miał rację, powinnam zadzwonić na policję. Skoro i tak są tam codziennie.

Kolejny alarm zawył po kilku minutach. Zadzwoniłam do tego policjanta co zajmuje się sprawą i powiedziałam o co chodzi, jednak stwierdzili, że skoro jest tam ochrona to oni zadzwonią jakby coś złego się wydarzyło. Za bardzo panikowałam. Mimo to, ciężko mi było to ignorować.

Dobrze, że nie piłam tego wina. Wstałam z kanapy, odniosłam kieliszek do kuchni, brałam się cieplej i wyszłam z mieszkania. Alarm cały czas dzwonił.

Wsiadłam do samochodu i wyjechałam z parkingu. Na dworze było już bardzo ciemno, a strugi deszczu utrudniały obserwację jezdni. Ściana wody, która spływała po moich szybach sprawiła, że wycieraczki nie nadążały z wycieraniem przedniej szyby. Widoczność była beznadziejna. Jechałam powoli, bo było mokro, ślisko, ciemno i naprawdę nic nie było widać. Samochody z przodu włączały światła przeciwmgielne, aby było ich lepiej widać z oddali.

Wjechałam na obwodnicę i stanęłam, bo zrobił się dość spory korek. Nie wiedziałam dlaczego, natomiast kilkanaście metrów przede mną świeciło się mnóstwo niebieskich świateł. Światła należały do pojazdów służb specjalnych, więc wywnioskowałam, że był to jakiś wypadek. Samochody stały, więc zamknęli drogę całkowicie.

Postałam chwilę, ale alarm rozbrzmiał kolejny raz. Musiałam zawrócić i znaleźć inną drogę do firmy. Druga droga dojazdowa szła kawałek poza miastem, ale dość sprawnie można było nią dojechać. Wrzuciłam kierunkowskaz w lewo i zjechałam na przeciwległy pas, aby zawrócić. Do ruchu wpuścił mnie jakiś pojazd, który przyhamował i mrugnął mi światłami, abym wyjeżdżała. Podziękowałam mu włączając światła awaryjne i ruszyłam do agencji drugą trasą. Zajmie mi to chwilkę dłużej niż normalnie, ale chociaż dojadę. Tu nie wiadomo ile będę stać.

Jechałam powoli przez ulewę i słuchałam muzyki. Lady in red plumkało delikatnie w głośnikach, a ja śpiewałam wraz z wykonawcą. Droga była zupełnie pusta, aż się dziwiłam, bo to ładne tereny. Przejeżdża się przez taki most, na dole płynie rzeka, a po drugiej stronie są takie małe skałki. Wszystko tworzy ładny i spójny krajobraz. Od mostu do mojej agencji jest jakieś pięć minut jazdy, a niedługo się do niego zbliżałam.

Droga była zawiła i dość kręta, ale miała swój niepowtarzalny urok. Rzadko tędy jeździłam, bo za dużo czasu to zajmuje, a dziś było ciemno i w sumie nic nie było widać.

Kolejny alarm zawył, więc dość mocno przyspieszyłam. Za chwilę dojeżdżam do mostu, pięć minut i jestem. Przewróciłam oczami, na myśl, że nawet dziś nie będę miała spokoju.

Przyszedł mi sms, więc odczytałam go na panelu rozdzielczym wbudowanym w moje Volvo.

Od: Mój Pan Williams

Strasznie Cię przepraszam, nie wiem co to za ludzie, ale zaraz wypierdolę ich przez okno. Kwestionują każdy najmniejszy podpunkt umowy. Chcę do domuuuuu.

Zaśmiałam się delikatnie, ale nie odpisywałam, bo nic nie widziałam, a siedzenie z nosem w telefonie w trakcie takiej ulewy nie było zbyt mądrym pomysłem.

Wyjechałam zza zakrętu i zobaczyłam w końcu jakiś samochód. Jakaś żywa dusza po tylu kilometrach pustki na drodze. Jechał przed siebie z dość dużą prędkością i na długich światłach.

Debil - pomyślałam - w taką ulewę.

Pokręciłam głową i zjechałam lekko do prawego boku, aby się z nim bezpiecznie minąć, bo most był dość wąski, a ten dalej świecił mi długimi po oczach.

- Zgaś te długie, kretynie! - warknęłam w samochodzie i zwolniłam. Pojazd zbliżył się i nie hamując, z impetem zjechał na mój pas.

- O kurwaaa! 

InhaleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz