Rozdział 3.

1.7K 183 52
                                    


Każde słowo, które chciałam wypowiedzieć, uciekało z moich płuc, jako cięższy oddech. Po wszystkim długo zastanawiałam się, ile trwała cisza między nami. Wpatrywałam się w niego zaskoczona.

Rocco był typowym Włochem, którego spośród wszystkich wyróżniały jasne, niebieskie oczy. Byłam przez jego wnikliwy wzrok otumaniona. Czułam się z jednej strony zaintrygowana, ale też przeszył mnie strach. Mężczyzna był inny, niż sobie wyobrażałam. Przez chwilę myślałam, że zabije mnie samym spojrzeniem. Dojrzałam również na jego twarzy odrobinę drwiny.

Nie potrafiłam odkryć, czy go rozbawiłam, czy uśmiechnął się złośliwie na moje zachowanie. Wszystko wskazywało na to, że wyrzuci mnie z posiadłości już po kilku sekundach, że będę miała problem przez swój ubiór, że będę żałować, iż podjęłam decyzję o pracy tam, a on jakby nic się nie stało, jakbym nie naruszyła zasad, ze spokojem i cierpliwością czekał na moją odpowiedź z tym swoim nieodgadnionym dla mnie wyrazem twarzy.

– Tak – szepnęłam. – Zgubiłam.

– Jak to się stało? – Przeniósł wzrok na moje ramię, w miejsce, gdzie powinny znajdować się wyszarpane zguby.

Wiedziałam, że donoszenie na koleżanki wpłynęłoby źle na początek podjętej pracy, ale za wszelką cenę chciałam uniknąć łatki kabla.

– Zahaczyłam o klamkę – skłamałam.

– Klamkę?

– Tak. Taką w drzwiczkach półki.

– Półki? Tutaj w kuchni? – dopytywał z tą samą drwiną, którą już wcześniej miałam okazję zobaczyć.

– No – mruknęłam i przytaknęłam głową.

On spojrzał na pierwszą półkę obok nas.

Zrobiłam to samo.

Następnie spojrzał na mnie, a w jego oczach, mimo iż były błękitne, zobaczyłam ogniste iskierki. Ponownie postanowiłam popatrzyć na meble i już wiedziałam, że zawaliłam.

Na całej pieprzonej linii.

Ich tam nie było.

Wszystkie półki i szuflady miały nowoczesny, automatyczny sposób otwierania. Poprzez naciśnięcie szarych frontów, otwierały się. Nie było szans, by w tak brutalny sposób wyrwać ozdobę z mojej koszuli.

– Kłamczucha – skwitował z obojętnością i odszedł.

Patrzyłam na okryte czarną marynarką plecy, kiedy zaczął iść do wyjścia z kuchni. W pewnej chwili przystanął w drzwiach i uniósł rękę w górę. Zerknął na mnie przez ramię i zakołysał w powietrzu materiałową ozdobą.

– Zostaje ze mną.

I zniknął.

Zirytowana sytuacją przymknęłam oczy i przygryzłam wnętrze policzka. Chciałam wrócić do swojego łóżka, w swoim domu, ale było już za późno. W głowie powtarzałam sobie, że tak musiało być i że potrzebny jest czas, by cała sytuacja się ułożyła. Sama siebie nie mogłam przekonać, wspominając, ile błędów popełniłam tamtego dnia.

A to był dopiero pierwszy z nich...

Skończyłam sprzątać kuchnię i wcale nie zrobiłam tego szybko, bo nawet nie miałam ochoty iść sprawdzić swojego lokum. Niestety, by być wyspaną na poranne zajęcia z historii i filozofii sztuki, byłam zmuszona pójść do nowego pokoju. Docierając tuż przed jego drzwi, zauważyłam czekającego na mnie brata. Stał z zapakowaną, na moją prośbę, torbą z ubraniami.

– I jak...

– Pogrzało cię! – rzuciłam ze złością do brata.

Wystawiłam w jego stronę palec, a on założył ręce na umięśnionej klatce piersiowej.

Motyl Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz