Wiatr rozwiewał moje włosy i głaskał twarz. Lecieliśmy w stronę telmarskiej fortecy w szponach gryfów, aby dostać się tam jak najbardziej niezauważenie. Obok mnie unosiło się rodzeństwo oraz Kaspian. Każdy wiedział co ma robić, a nasze zadania były ściśle ze sobą powiązane. Musieliśmy zrobić wszystko według planów, inaczej nici z ataku.
Po czasie rozdzieliliśmy się i trójka rodzeństwa wraz z Kaspianem poleciała na inną część zamku, natomiast ja z moim partnerem na jedną z najwyższych wież.
Gryfy odleciały zostawiając nas na dachu, jednocześnie zabierając ze sobą strażnika pilnującego. Zeskoczyliśmy jak najciszej z dachu aby zbadać teren.
-Czysto, rób co masz zrobić
Nie musiałam dwa razy powtarzać, a Edmund wyciągnął dziwny przedmiot z którego wydobywa się światło i zaczął dawać sygnały do naszych ludzi o rozpoczęciu ataku. Teraz pozostawało nam tylko mieć nadzieję że reszcie pójdzie dobrze i czekanie na rozwój sytuacji. Przykucnęliśmy przy murze aby nikt nas nie dostrzegł. Zapanowała niezręczna cisza.
-Jeśli się nie uda, to jak myślisz co będzie dalej?- odezwał się jako pierwszy Edmund
-Uda się, zrobię wszystko żeby tak było
Edmund chyba nie wiedział co powiedzieć więc na chwilę znowu zapanowała cisza.
-Opowiedz mi swoją historię
-Słucham?- myślałam że się przesłyszałam
-Opowiedz mi o sobie, o tym co robiłaś jak żyłaś wcześniej
-Pff Edmund wątpię żeby to był odpowiedni moment
-Myślę że w obliczu sytuacji, jeśli coś by się nam stało to jest jedyny moment
-Dobrze, ale to nie jest dobra historia, mów jeśli będziesz zasypiać.
Edmund kiwnął głową, a ja westchnęłam czując że nie wywinę się od opowieści i zaczęłam swoją jakże ciekawą historię.
Było zimno. Nic dziwnego, od kiedy pamiętam jest zima. W pałacu jest jeszcze zimniej, ale już przywykłam. Nie mogłam wychodzić poza mury mojego więzienia. Nigdy. Co prawda nie wyłam traktowana jak inni więźniowie, których „kolekcjonowała" moja siostra. Kamienne figury, których ciągle przybywało na dziedzińcu, śniły mi się praktycznie każdej nocy. Każdy dzień wyglądał tak samo. Siostrę widywałam rzadko, ale kiedy już to miałam nadzieję że jak najszybciej odejdzie. Trzymała mnie w zamknięciu, jedynie ze względu na moje moce, które zapieczętowała, a które mogły wpłynąć na jej panowanie. Byłyśmy przeciwieństwami. Dosłownie. Ona władała lodem i śmiercią, ja natomiast ogniem i życiem. Nie wiem jak działały te moce, bo od razu mi je odebrano. Prawdopodobnie trzymała mnie tylko w obawie że ktoś mógłby mi pomóc. Jednak nie było takiej opcji. Wszyscy bali się białej czarownicy i przeciwstawieniu się jej rozkazom. Ja sama też nie próbowałam. Chyba pogodziłam się ze swoim losem, tym że umrę w tym zamku nie zobaczywszy nawet innej pory roku niż zima.
Pomimo rutyny, pewnego dnia było inaczej. Widziałam siostrę, kiedy patrzyłam w dal przez okno w moim pokoju położonym na jednej z wysokich wież. Wracała saniami ze swojego objazdu po okolicy. Od tamtego momentu była bardzo nerwowa jak i podekscytowana. Coś musiało się stać. Jakiś incydent w moim nudnym życiu to było coś. Odważyłam się podsłuchać jej rozmowę ze swoim szefem straży. Mówili o faunie którego należy sprowadzić i o synach Adama oraz córkach Ewy. Słyszałam o nich kiedyś, wiedziałam że są zagrożeniem dla siostry. Nie sądziłam że kiedykolwiek może dojść do sytuacji że się pojawią. Myślałam że moja siostra jest wszechmocna i będzie rządzić już zawsze. Wtedy jednak pojawiło się światełko w tunelu. Ktoś mógł mi pomóc.
Jeszcze tego samego dnia do lochu wtrącono wspomnianego fauna. Współczułam mu, prawdopodobnie nic nie zawinił, więc przynosiłam mu coś do jedzenia gdy nie było nikogo w pobliżu. Był bardzo miły. Opowiedział mi krótko że spotkał córkę Ewy i jest szansa na powrót wiosny. Czułam ekscytację i chęć poznania rodzeństwa. Byli ludźmi, czyli można powiedzieć że nie różnili się ode mnie w tamtym momencie.
Następnego dnia również wyglądałam przez okno i w oddali ujrzałam zbliżającą się postać. Gdy była już blisko mogłam rozpoznać że to chłopiec. Mniej więcej w moim wieku. Ale nie wydawał się za mądry skoro z własnej woli chciał wejść do paszczy lwa. Tym razem obawiałam się wychodzić z pokoju, bo nikt nie szedł do białej czarownicy bezinteresownie. Później kiedy zeszłam do lochu aby ponownie podzielić się jedzeniem z faunem, zastałam tam nie jego tylko chłopca. Chyba nie spodziewał się że tam trafi. Kiedy mnie zobaczył był podenerwowany. Nic dziwnego wyglądałam trochę jak młodsza wersja tej, która go tu wtrąciła. Nie odzywaliśmy się do siebie, zostawiłam tylko jedzenie i odeszłam. Jakiś czas potem widziałam, że czarownica zabrała go do sań i ruszyła w nieznanym mi kierunku. Jakiś czas później zaczęły dziać się dziwne rzeczy. Śnieg zaczął topnieć, zrobiło się ciepło. Jednak nadal bałam się wychodzić z twierdzy. Chociaż znaki były jasne- moja siostra traci moce i przestaje panować tą krainą.
O świcie obudziły mnie dziwne hałasy. Wyjrzałam na korytarz, lecz nie widziałam nikogo, nawet straży. Kiedy wyszłam na dziedziniec zobaczyłam mnóstwo postaci, które jeszcze niedawno były posągami. Pośród nich stał olbrzymi lew oraz faun, któremu pomagałam. Mówili coś między sobą, a kiedy mnie zobaczyli lew zaczął zmierzać w moim kierunku. Zlękłam się lekko, ale jak się okazało niepotrzebnie. Okazał się prawowitym władcą tej krainy i powiedział że zajmie się mną. Poprosił jednego z ocalałych aby się mną zajął zanim on nie wróci. Jak się później dowiedziałam, biała czarownica przegrała bitwę, a na tronach zasiadło rodzeństwo, a wśród nich chłopiec którego widziałam w lochach. Aslan natomiast zabrał mnie ze sobą do swojej krainy i odblokował mi moc ognia. Stwierdził, że dwie moce naraz i to jeszcze tak przeciwne sobie nie powinny działać razem. Tak więc zaczęłam się uczyć jak używać ognia ale też walki wręcz i mieczem pod okiem lwa. Był surowym nauczycielem, ale gdyby nie on nie byłabym tym kim jestem. W końcu jednak stwierdził że muszę wrócić do Narni ponieważ nastały złe czasy i muszę pomóc mieszkańcom. Wtedy też poinformował mnie, że czwórka władców opuściła krainę już dawno temu, a telmarowie zaczęli przejmować nasze tereny. Powróciłam więc do dzikiej puszczy i tam z ukrycia opiekowałam się tym wszystkim co jeszcze zostało. Trwało to do czasu aż spotkałam Kaspiana, a reszta historii to już teraźniejszość.
Edmund przez chwilę milczał jakby intensywnie nad czymś myślał.
-To byłaś ty, wtedy w zamku, ty dałaś mi jedzenie. I od początku wiedziałaś że to ja-zaczął
-Nadal masz te same oczy- powiedziałam zanim zdążyłam ugryźć się w język
Edmund uśmiechnął się szelmowsko ale po chwili posmutniał.
-Byłaś więźniem, a ja winiłem cię za to całe zło, tym czasem to ty byłaś ofiarą.
-To już przeszłość, chyba to ustaliliśmy- uśmiechnęłam się nieśmiało
-Dziękuję, że mi wtedy pomogłaś, nawet ryzykując tym karę
-Nie mogłam patrzeć na tego chudzielca za kratami, jeszcze trochę i mógłbyś wyjąć nogę z kajdan i przejść między kratami.
-Ej byłem mały, porównaj to do tego co jest teraz.
Zarumieniłam się, a Edmund najwyraźniej przypomniał sobie sytuację w jeziorze i również na jego policzku zagościł odcień różu.
-Powinniśmy dać sygnał naszym. Włącz magiczne światełko.
-To nie magiczne światełko tylko latarka- zaśmiał się kręcąc latarką
-Zwał jak zwał, świeć
W tym momencie latarka wyślizgnęła się z rąk chłopaka i spadła na piętro niżej.
-Chyba zaczęłam żałować że ci wtedy pomogłam-wyznałam z bezsilności
CZYTASZ
CZARNA CZAROWNICA//Edmund Pevensie
RomancePewnej nocy ciszę w puszczy zakłóciły odgłosy końskich kopyt. To nie zapowiada niczego dobrego, a przybycie księcia Kaspiana do puszczy zapoczątkuje wojnę która zdecyduje o losie Narnijczyków. Jednak w tej opowieści pojawia się nowa potężna postać o...