Rozdział 17- Kocham cię

661 36 4
                                    


Edmund Pov

Stanąłem naprzeciwko istoty, która jeszcze przed chwilą była osobą którą kochałem. Jej puste spojrzenie nie wyrażało nic i było skierowane gdzieś w przestrzeń przed nią.

Uniosłem dłoń, aby dotknąć jej policzka, ale zanim zdążyłem to zrobić, powstrzymał mnie sztylet przy szyi który w nieludzkim tępię wyciągnęła z za paska. Znieruchomiałem czując chłód metalu przy skórze.

-Nie chcesz mi zrobić krzywdy, wiem to

-Nie bądź tego taki pewien- przemówił głos, który z pewnością nie należał do Winter

Bez chwili zawahania zamachnęła się aby uderzy, lecz zdążyłem w ostatnim momencie zrobić unik. Istota schowała swój sztylet i sięgnęła po miecz, a następnie skierowała swoje kroki w moim kierunku.

Od początku byłem na straconej pozycji. Jeśli gdzieś tam w środku wciąż była Winter, nie zamierzałem jej krzywdzić. Uniosłem jednak swój miecz, aby odpierać jej ataki, które były dużo bardziej szybkie i precyzyjne niż wcześniej.

Winter Pov

Moje ciało było lekkie. Czułam jakby pływało w bezkresnej wodzie, miotane przez prądy morskie. Nie miałam nad nim kontroli, a moje powieki pozostawały zamknięte.

Ciekawe jak radzą sobie moi przyjaciele. Co dzieje się z moim ciałem? Czy kiedyś ich znowu zobaczę? Tyle pytań zaprzątało mi głowę. Przelatywały przez mój umysł, a na żadne z nich nie znałam odpowiedzi. Czas się zatrzymał, ale wiedziałam że tylko dla mnie. Pragnęłam uciec z tej klatki własnego umysłu lecz nie wiedziałam jak. Aslan jednak się mylił. Nie nauczył mnie wszystkiego. Nie powiedział co zrobić, gdy uwolni się moja moc. Wiedział że się jej boję, a jednak nic nie zrobił.

-Hej siostrzyczko- z moich rozmyślań wyrwał mnie niestety dobrze mi znany głos

Uchyliłam lekko powieki i w czarnych odmętach dostrzegłam postać. Moją siostrę.

-Widzę że w końcu twoja mroczna strona zaopiekowała się twoim ciałem, szkoda że stało się to dopiero teraz. Nawet nie wiesz jak potężnymi wiedźmami byłybyśmy gdybyśmy połączyły siły. Niestety ty, głupia dziewucho usilnie starałaś się wyprzeć swoją lepszą część.

-To według ciebie była lepsza. Lepsza bo bliższa tobie. Lepsza, bo dzięki niej mogłaś zdobyć więcej mocy. I to był jedyny powód dla którego trzymałaś mnie przy życiu przez tyle lat.

-Gdyby nie ty, cała moc byłaby moja, gdybyś tylko się nie urodziła nie byłabym teraz tylko nędznym duchem.

-Sama to sobie zrobiłaś, nie możesz mnie winić za swoją porażkę.

-O nie jeszcze nie przegrałam. Potrzebuję tylko kropelki krwi Adama, a powrócę. Powrócę w twoim ciele i z twoją mocą. A wtedy już tylko malutkie kroczki będą mnie dzielić od władzy. Więc teraz Winter słonko, za te wszystkie lata przez które pozostawałam duchem odpłacisz mi się ty. Zabijając jedyną osobę która obdarzyła cię miłością. Zabij tego zdrajcę Edmunda.

-Nigdy tego nie zrobię

-Słoneczko- powiedziała zbliżając się do mnie -obawiam się, że to nie ty masz tutaj władzę.

Zaczęłam mieć przebłyski obrazów. Przedstawiały bitwę, lecz były niewyraźne. Widziałam siebie z mieczem w ręku, a przed sobą Edmunda, również trzymającego miecz.

Nie miałam kontroli nad swoim ciałem. Atakowałam chłopaka, szybkimi ruchami, a on jedynie unikał moich ciosów. Nie chciał mnie skrzywdzić, ale musiał. Musiał mnie powstrzymać. Resztkami moich mocy musiałam go do tego przekonać.

Edmund Pov

Jej ataki stawały się coraz bardziej brutalne, a zmęczenie dawało o sobie znać. Drasnęła mnie kilka razy, a z ran pociekła krew. Jej widok ją napędzał. W pewnym jednak momencie przystanęła jakby coś ją blokowało. Spojrzałem na jej twarz, a oczy które wcześniej były bez wyrazu, zmieniły się w niebieskie.

-Musisz... Musisz zabić...To czarownica... Kontroluje... Nie mogę... Zabij mnie- odezwał się zachrypnięty głos Winter.

Po tych słowach oczy ponownie zrobiły się przeraźliwie puste. Znowu uniosła miecz i rozpoczęła atak. Brakowało mi sił, a nie zamierzałem robić jej krzywdy. To znaczyło tylko jedno, byłem już skończony. Mogłem już tylko umrzeć, tutaj i teraz, zabity przez osobę którą kocham, nigdy nie wróciwszy do swojego świata.

Pozbawiony resztek sił, rzuciłem miecz obok siebie i uklęknąłem na jedno kolano. Widziałem tylko jak postać przede mną unosi miecz aby zadać ostateczny cios. Opuściłem głowę przygotowując się na śmierć.

-Kocham cię- zdążyłem jeszcze wyszeptać

CZARNA CZAROWNICA//Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz