Patrzyliśmy z wyczekiwaniem jak telmarska armia na nas rusza. Ich katapulty zaczęły wyrzucać kamienie w naszym kierunku. My jednak staliśmy niewzruszeni, chociaż w głębi nasze serca przeżywały istny maraton. Aby nasz plan B się udał musieliśmy wyczuć odpowiedni moment.
Z pewnością w tej sytuacji niejeden by uciekł. Możliwe że ja też bym to zrobiła. Jednak czułam obok siebie obecność osoby, która w duszy mnie wspierała, a ja wspierałam ją.
Nie mam pojęcia jak długo to trwało, ale kiedy nadszedł odpowiedni moment, kiedy byli dosłownie kilkanaście metrów przed nami ziemia pod kopytami ich koni zaczęła się zapadać. To był ten moment. Kiedy żołnierze starali się wydostać z pułapki, nad naszymi głowami przeleciały strzały, które miały ich dobić.
Nadszedł czas aby wkroczyć do akcji. Grupa Kaspiana odcięła drogę ucieczki żołnierzy a my zaczęliśmy napierać od przodu. Ukradkiem widziałam jak Edmund wskakuje na konia i rusza na przeciwników. W jeździe konnej wielokrotnie przewyższał Piotra. Reszta naszych oddziałów zajęła się pozbywaniem wszystkich telmarów znajdujących się w pułapce.
Walka trwała już kilka minut. I każdy zaczął odczuwać zmęczenie. Na mojej twarzy widniały ślady krwi naszych wrogów. Od czasu do czasu odszukiwałam wzrokiem Edmunda, aby sprawdzić czy wszystko z nim dobrze. Nie zapominałam również o reszcie przyjaciół. Na twarzy Piotra dostrzegłam niemoc. Pozbyliśmy się większości telmarów z pierwszego oddziału, jednak kolejna fala wrogów już zmierzała w naszym kierunku.
-Odwrót!- krzyknął Piotr
Nasi sprzymierzeńcy zaczęli biec w stronę groty, jednak uniemożliwiły im to kamienie z katapulty które raz po raz burzyły wejście.
-Stać!- krzyknęłam jednak było już za późno i kilka naszych ludzi zostało zgniecionych przez gruz
Patrzyliśmy jak nasza jedyna kryjówka zostaje niszczona. Pozostało nam już tylko pole bitwy. Jakby na wezwanie zgromadziliśmy się wszyscy razem. Ja Zuzanna, Piotr, Edmund i Kaspian. Po krótkiej wymianie spojrzeń wiedzieliśmy że nie pozostaje nam nic innego jak dalsza walka.
-Za Aslana – wykrzyknęliśmy wszyscy razem, aby dodać otuchy naszym ludziom
Ruszyliśmy jakbyśmy dostali nową energię. Stawka była wysoka. Każdy chciał przeżyć. Ruszyliśmy razem w kierunku wroga i zabijaliśmy każdego, kto stawał na naszej drodze.
Na mojej twarzy pot mieszał się z krwią. Czułam w sobie energię, którą mogłam zrobić wszystko. Czułam się potężna. Lecz poczułam, że coś jest nie tak. Nie powinnam była się tak czuć. Szczególnie po tak długiej walce. Przystanęłam na chwilę i zwróciłam uwagę na moje dłonie, które zaczęły wydzielać jasne światło. Odgłosy bitwy zaczęły wydawać się odległą rzeczywistością. Widziałam jak przez mgłę. Przez chwilę słyszałam jeszcze znajomy krzyk Edmunda. Później zamknęłam oczy i zobaczyłam tylko nieskończoną biel.
Kilkaset lat wcześniej- po bitwie z Białą Czarownicą
Wraz z Aslanem opuściłam Narnię i udałam się do jego krainy. Powiedzieć, że była piękna to za mało. Przekraczała wszelkie wyobrażenia, jakie ludzie mogli o niej mieć. Nie było tam prawie nikogo więc zaczęłam się zastanawiać co trzeba zrobić, żeby móc trafić w to cudowne miejsce.
Co takiego ja zrobiłam? Byłam tylko siostrą kogoś, kto prawie zniszczył całą krainę i jej mieszkańców. Ponadto, w żaden sposób nie przyczyniłam się, żeby to zmienić.
Czas tam płynął w nienaturalnym tempie. Tak jakby co chwilę zatrzymywał się i ruszał znowu. Może dlatego nim się zorientowałam już opuszczałam tamto miejsce.
Pewnego, jak się okazało później ostatniego dnia w krainie, Aslan wezwał mnie na rozmowę.
-Moja droga czy mogę cię prosić, chcę z tobą porozmawiać
-Tak oczywiście
-Przebywasz tu już wystarczająco długo, ponadto umiesz już wszystko czego mogłem cię nauczyć. Twoja moc jest dobrze rozwinięta. Na tyle że mogę powierzyć ci pewne zadanie.
-Jakie zadanie?
-Jak wiesz Narnią rządziło, czworo władców, tych którzy wygrali bitwę z twoją siostrą. Niestety jakiś czas temu przepadli, a przez to Telmarowie zaczęli najeżdżać Narnię. Chcę abyś z ukrycia panowała nad sytuacją. Jesteś im teraz potrzebna, po to cię właśnie szkoliłem. Do takich sytuacji.
-Rozumiem Aslanie, ale dlaczego sam nie przepędzisz Telmarów, masz taką moc, której każdy się lęka.
-Nic nie dzieje się bez przyczyny najdroższa, kiedyś zrozumiesz
Nastała cisza, a ja skoro miałam opuścić to miejsce, postanowiłam spytać o coś, co męczyło mnie latami i obawiałam się odpowiedzi na nie.
-Aslanie, czy...czy moja druga moc, czy ona kiedyś powróci?
-O z pewnością moja droga, powróci w najmniej oczekiwanym przez ciebie momencie, kiedy już zapomnisz że ją posiadasz.
-Aslanie, boję się jej, ona nie jest częścią mnie, nie będę potrafiła jej opanować. Co będzie jak kogoś skrzywdzę.
-Moja droga, wielkie czary wiedzą co robić. Znajdą się osoby dzięki którym to opanujesz. Poczujesz, że ta moc jest twoja, nie twojej siostry. Pamiętaj miłość zwycięża.
-Pamiętam, przecież tak często to powtarzasz.
Teraźniejszość
Edmund Pov
Pośród zgiełku walki, miałem czas na spoglądanie na Winter. Radziła sobie bardzo dobrze, do czasu kiedy nagle przystanęła i nie ruszała się. Wyglądała jakby wyłączyli jej zasilanie. Nawet mój krzyk jej nie ocucił. Zobaczyłem, że jej ciało zaczyna promieniować jasnym blaskiem. Przeraziłem się jeszcze bardziej, kiedy dostrzegłem, że żołnierze zaczynają się do niej zbliżać, a ona dalej nie reagowała.
Nie myśląc wiele, ruszyłem biegiem w jej kierunku, nadal wołając jej imię. Jej ciało coraz bardziej jaśniało, aż w pewnym momencie nie mogłem na nią patrzeć. Mógłbym to porównać do próby patrzenia na słońce.
Ta sytuacja zwróciła również uwagę wszystkich w pobliżu. Nie mogąc znieść światła zasłoniłem twarz ręką i zabrałem ją, gdy poczułem że zaczyna gasnąć. Zamrugałem kilka razy a kiedy spojrzałem w miejsce gdzie stała Winter, zamurowało mnie.
Jej wygląd zmienił się diametralnie. Tym razem towarzyszyła jej biel. Białe włosy sięgające jej prawie do pasa i lekko pokręcone. Dużo dłuższe i ostro zakończone paznokcie. Oczy, w których można było zobaczyć odbicie własnej duszy. Już nie prawie czarne jak wcześniej, a jasno siwe, którym bliżej było do bieli. Jej skóra zrobiła się dużo bielsza, chociaż myślałem, że bardziej nie mogła być.
Tym razem jej imię było adekwatne do tego co widziałem. Była zimą, a zima była nią. Czułem, że przede mną nie stoi moja Winter, a obca osoba. Czarownica o potężnej mocy, która do tej pory była uśpiona głęboko w niej.
CZYTASZ
CZARNA CZAROWNICA//Edmund Pevensie
RomancePewnej nocy ciszę w puszczy zakłóciły odgłosy końskich kopyt. To nie zapowiada niczego dobrego, a przybycie księcia Kaspiana do puszczy zapoczątkuje wojnę która zdecyduje o losie Narnijczyków. Jednak w tej opowieści pojawia się nowa potężna postać o...