Rozdział 3- Kim jesteś

1.5K 40 0
                                    

-Jak długo zamierzacie mnie śledzić?

-Może do momentu aż zmądrzejesz. A przepraszam prędzej ocean wyschnie niż to się stanie.

-Możesz sobie darować te swoje mądrości?

-Możesz nie uciekać przed konsekwencjami?

Chłopak zatrzymał się, a wraz z nim my.

-Nie będę ryzykować życia dla starych narnijskich wierzeń. Muszę uciekać daleko stąd.

- A proszę bardzo. Jestem ciekawa czy tak samo wywiniesz się minotaurom jak żołnierzom.

-To minotaury istnieją?

-Heh, minotaury, centaury, karły, gadające zwierzęta i wieeeele więcej. Nie musisz udawać że nie miałeś o nas pojęcia. W głębi duszy wiedziałeś że te wszystkie stworzenia istnieją, ale wypierałeś te informacje. A teraz popatrz ci narnijczycy ocalili ci tyłek.

- I przy okazji trochę poturbowaliśmy-wtrącił Truflogon

-To już nieważne, między utratą życia a kilka guzami jest różnica nie uważacie? A więc w ramach podziękowania mógłbyś współpracować?

- Skoro te wszystkie stworzenia istnieją, to w takim razie gdzie jest Aslan? Czemu wam nie pomoże? Czemu cały czas żyjecie z cieniu Telmarczyków?

- O proszę, a więc trochę wiesz o Narni?- zirytowałam się

-Mój nauczyciel mi o niej opowiadał- chłopak wyraźnie posmutniał- Ale nie mam ochoty o tym z wami rozmawiać wybaczcie.

Chłopak znowu ruszył przed siebie. Nie żeby co ale nie widziało mi się łażenie po lesie za jakimś księciem cały dzień. Był strasznie uparty. Ale posiadanie go przy sobie miało swój cel. Mieszkał w zamku, a co za tym idzie miał informacje o siłach wroga. Poza tym miał powody do zemsty na swoim wuju. Innymi słowy, całkiem dobry kandydat na przywódcę. Chociaż patrząc na jego zapał, prędzej ja osiwieję. Truflogon zaczął się rozglądać po okolicy.

-Co się dzieje?

-Czuję ludzi.-Truflogon pociągnął nosem

-Władcy czy ten tutaj?

-Nie. Oni.

Odwróciłam się w stronę w którą spoglądał zwierz. Ponad tuzin żołnierzy zmierzał w naszym kierunku z kuszami. Sytuacja nie wyglądała najlepiej.

-Cholera. Biegiem na przód jeśli chcecie żyć!- rozkazałam towarzyszom a sama ruszyłam do walki.

Ruszyłam biegiem w stronę swoich przeciwników. Wychodzili spomiędzy drzew a w dłoniach mieli kusze. To nie wyglądało za dobrze. Mieli broń dalekiego zasięgu, więc nawet w wypadku ucieczki mogliby nas dopaść.

Zatrzymałam się na chwilę i schowałam za drzewem aby przemyśleć sytuację. Musiałam dać moim towarzyszom jak najwięcej cennego czasu na ucieczkę. Nagle u mojego boku pojawił się Kaspian.

-Czy tobie coś na mózg padło, powiedziałam uciekać?!

-Nie mogę pozwolić aby kobieta narażała życie kiedy ja po prostu sobie ucieknę.

- Wspaniale, w takim razie zabiję najpierw ciebie a potem tych żołnierzyków

-Nie dasz rady sama

-A ty nie wiesz do czego jestem zdolna, więc patrz teraz.

 Po tych słowach w gepardzim tępie podbiegłam do naszych wrogów w międzyczasie wyciągając swój srebrny miecz. Pierwszy z żołnierzy nie zdążył się zorientować co się dzieje a już leżał martwy na mchu. W podobny sposób rozprawiłam się z jego towarzyszami co nie zajęło mi zbyt wiele czasu. Po skończonej robocie obejrzałam się za siebie i spojrzałam na księcia. Stał kilka metrów ode mnie trzymając w rękach kuszę wycelowaną we mnie.

O cholera było za późno na reakcję. Strzała wystrzeliła ale nie trafiła mnie. Zaskoczona odkryłam że tuż za mną padł martwy jeden z żołnierzy któremu strzała wbiła się w oko.

-Całkiem, całkiem, nie spodziewałam się takiej celności. – przyznałam podchodząc do niego bliżej

Tym razem rysy twarzy księcia się zaostrzyły i skierował swoją broń tym razem w moją stronę.

-Nie ruszaj się, nie wiem kim jesteś, ale na pewno nie normalnym człowiekiem. Nikt nie potrafi się tak szybko poruszać.- wykrzyczał spanikowany

Podniosłam ręce do góry aby trochę go uspokoić. Nie chciałam skończyć jak żołnierz za moimi plecami.

-Spokojnie gdybym miała cię zabić już dawno bym to zrobiła, nie sądzisz?

-Czym jesteś?!

- Ej ale grzeczniej nie czym tylko kim po pierwsze, a po drugie to mógłbyś odłożyć do co trzymasz w rękach nie lubię rozmawiać pod presją.

Kaspian powoli opuścił kuszę, a następnie ja ręce.

-Odpowiadaj. – domagał się

- Dobrze a więc, jak wiesz w Narnii żyją różne stworzenia, jedne bardziej przypominają ludzi drugie mniej, ja oczywiście zaliczam się do tych pierwszych. Należę do starego rodu, którego już nie ma, właściwie to jestem ostatnim jego osobnikiem. Moimi zdolnościami są duża szybkość ruchów i władanie płomieniami, chociaż całkiem dobrze też władam bronią. Jestem czarownicą a na imię mi Winter.

Kaspian przez chwilę analizował to co powiedziałam, a następnie rozluźnił się. Coś nowego.

-Więc dlaczego nie chcesz mnie zabić, z tego co wiem Telmarowie od stuleci polowali na czarownice aby wyrwać im serca które podobno są dla nas dobrym źródłem sił.

- Nie tylko serce dodaje energii ale też sama krew, a jeśli chodzi o to co robili twoi przodkowie, to nie jestem skłonna cię zabić za coś do czego się nie przyczyniłeś. Każdy jest kowalem swojego losu a ty nie zasługujesz na śmierć. Przynajmniej z tego co mi wiadomo.

Napięta atmosfera między nami wyraźnie się rozluźniła.

-Uważasz że mógłbym przeciwstawić się wujowi i wygrać? -zapytał Kaspian po chwili namysłu

-Myślę że z pomocą moją, władców z dawnych wieków i narnijczyków owszem. -odpowiedziałam ze szczerym uśmiechem

Oczy księcia błysnęły szczęściem aby chwilę później znowu przybrać zaskoczony wyraz.

Coś zbliżało się w naszym kierunku i to coś tak małego, że nie było tego widać pośród trawy. O dziwo ominęło mnie i ruszyło na księcia. Miałam podejrzenia kto zaraz może ukazać się moim oczom.

Tuż przy księciu z trawy wyskoczyła mysz i szybko sprowadziła go do parteru.

-Nie ruszaj się jeśli ci życie miłe. -odezwała się odważnie mysz ze szpadą

-Szczur ze szpadą ?- zapytał niepewnie książę

-Ej nie szczur tylko mysz po pierwsze, a ta mysz ma imię. To Ryczypisk. Poza tym Ryczypisk czy mógłbyś z niego zejść, nie będziemy tu już nikogo zabijać

-Dlaczego niby miałbym zachować to coś przy życiu? -zapytał poirytowany Ryczypisk

-On zadął w róg.

-Więc niech go pokaże- odezwał się głos za moimi plecami- To jego dźwięk nas tu sprowadził

Cudnie, przybyły centaury.

CZARNA CZAROWNICA//Edmund PevensieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz