Rozdział 1

307 16 0
                                    

3 lata wcześniej,
Luty 2019 roku

Nie było więcej niż dziewięć stopni na dworze, a ja stałem bez bluzy przed ogromną posiadłością Kat. Przez niezamknięte drzwi wejściowe słychać było dźwięki hucznej imprezy. Nagle zorganizowanej imprezy w środku tygodnia. Uciekłem z domu kiedy wrzaski rodziców, zakłóciły ciszę. Już czwarty raz w tym tygodniu kłócili się o pieniądze. Miałem dość tych krzyków i przekleństw padających z ust osób, które powinny się nawzajem miłować. Przemknąłem przez taras, nie marnując czasu na odpalenie auta, udałem się do przyjaciółki. Do tej zwariowanej blondynki, którą znałem od dzieciaka.

Usiadłem na zimnym schodku, po czym odpaliłem papierosa. Paczka pomarańczowych Chesterfield towarzyszyła mi niemal codziennie. Co chwilę mijali mnie nieznajomi, którzy zapewne chodzili ze mną do szkoły. Jednak ja siedziałem sam, a papieros coraz częściej okazywał się być niewystarczającym towarzyszem. Grupa dziewczyn zerkała na mnie dwuznacznie, jednak nie odwzajemniłem żadnej z nich słodkiego uśmiechu.

Na moje barki spadł ciężar czyiś rąk. Dostałem otwartą dłonią po potylicy, a fajka omal nie wypadła mi z ust. Zacisnąłem oczy, zdając sobie sprawę, że moja chwila wytchnienia od ludzi właśnie się skończyła.

-Stary, chyba mi nie powiesz, że będziesz tu tak siedzieć, jak za ścianą jest impreza! - zarechotał.

-Musiałem wyjść na papierosa - mruknąłem, wyciągając paczkę z tylnej kieszeni dżinsów. Otworzyłem ją i wysunąłem w stronę Taylora.

Spojrzał na nią, a ku mojemu zdziwieniu machnął ręką. Na jego spitej twarzy uformował się cwany uśmieszek.

-Chodź, mam coś lepszego - położył mi dłoń na barku, głową wskazując na dom. Zaciągnąłem się ostatni raz, a wyrzuciwszy niedopałek przyklepałem go butem.

Omijając dziewczyny wszedłem za nim do środka, a moje nozdrza ponownie zaatakował odór alkoholu. Wielki metrażowo salon był zatłoczony dobrze bawiącymi się nastolatkami. Butelki wszelkich rodzajów trunków walały się po pokoju, a ja byłem przekonany, że ich znaczna część była wyciągnięta z barku rodziców Katharine. Kierowałem się za trochę niższym chłopakiem ode mnie. Widziałem jak po drodze puszczał oko do skąpo ubranych dziewczyn stojących przy schodach. Przewróciłem na ten gest oczami. Taylor nigdy nie był typem człowieka, który myślał o poważnych relacjach. To był ten rodzaj, który potrafił się raz zabawić i zapomnieć.

-Widziałeś Blancę? - zapytałem, przypominając sobie o istnieniu mojej dziewczyny.

-Jest na górze razem z Kat, pantoflu - powiedział, nazywając mnie przezwiskiem, który otrzymałem od niego trzy miesiące temu.

Weszliśmy na piętro, gdzie na korytarzu stały pojedyncze osoby. Goście zajmowali tylko parter, a w lato domówki przenosiły się do ogrodu. Taylor pchnął drzwi sypialni naszej wspólnej przyjaciółki. Moim oczom ukazała się nasza grupa znajomych z klasy. Westchnęłam widząc, jak wszyscy byli napruci. Zeskanowałem pokój, szukając mojej brunetki. Uśmiechnąłem się z ulgą, kiedy zauważyłem ją razem z Katharine na wielkim łóżku z baldachimem. Obie skręcały się w różne strony, głośno się śmiejąc. Po tym szaleńczym chichocie, wiedziałem że będę musiał odprowadzić ją do domu. Szczerze mówiąc, w naszym gronie byłem najmniej schlany. Od kilku godzin kiedy tu przyszedłem w moje ręce trafiła tylko jedna butelka piwa. Usiadłem na krześle w kręgu pozostałych chłopaków. Na stoliku porozstawiane były karty i jedna butelka szkockiej. Kątem oka sprawdziłem markę whisky.

- Ballantine's 21- pomyślałem. Ulubiona wujka Jeremiah'a.

- Co cię gryzie, przyjacielu? - usłyszałem nad uchem głos Taylora. Podał mi napełnioną literatkę.

Była Blaskiem Podczas Mroku (Dodatek: Blask i Mrok)| W TRAKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz