Rozdział 5

122 9 0
                                    

Autorka powieści nie pochwala poczynań głównych bohaterów, a jej celem NIE jest namawianie czytelnika do brania z ich przykładu. Proszę nie czytaj dalej, jeśli temat narkotyków jest dla ciebie zbyt wrażliwy, a sam nie czujesz się na siłach, aby przeżyć tę historię. Dbaj o swoje zdrowie.
____

3 lata wcześniej,
Marzec 2019 roku.

Od minut chodziłem w kółko po pokoju. Nogi same mnie nosiły. Ze stresu ciągnąłem za koncówki włosów, niemal wyrywając je z głowy. Moje myśli zajęte były wszystkim oprócz rzeczami najbardziej potrzebnymi.

Za parę tygodni przystępowałem do egzaminów SAT. Potrzebowałem dobrych wników, aby dostać się na uczelnię, na którą chciałem. Mój pokój mieścił się na piętrze, a i tak słyszałem ciągnącą się dyskusję rodziców. Godzinę temu zostawiłem ich w salonie, kiedy wybuchła kolejna awantura o moje studia. Zawzięcie brnęli, abym jednak zmienił swój wybrany kierunek i zamiast pójść na architekturę, wybrać prawo jak James.

James... mój starszy brat siedział w Nowym Yorku, z dala od rodzinnych kłótni. Już dawno uciekł, zostawiając mnie z tym samego. Chwyciłem za swój telefon, od razu wybierając jego numer. Jeden sygnał, drugi, trzeci... brak odzewu. Nacisnąłem zieloną słuchawkę jeszcze raz, ale i tym razem odsłuchałem tylko automatyczną sekretarkę, Mój brat nawet nie raczył odebrać telefonu.  

Chciałem udowodnić swoim rodzicom, wszystko co negowali. Według Erica Evansa miejsce wszystkich Evansów było w świecie prawa. Ojciec kontynuował rodzinną tradycję rozpoczętą przez dziadka, a James od dziecka był wychowywany na prawnika. Mojemu bratu nawet przez myśl nie przeszło, żeby stać się kimś innym. On i tak wzorował się na ojcu. Moja matka, Agnes Evans, poznała swojego męża na rozprawie sądowej. Kiedy to oboje zawzięcie bronili swoich klientów. Znałem tę historię na pamięć, bo ojciec zawsze wszystkim ją powtarzał. Podobno pokochał ją, kiedy tylko werdykt sędziów okazał się być po jej stronie.

Telefon w mojej ręce zaczął wibrować. Podniosłem go z nadzieją, że dzwonił James. Moje kącuki ust mimowolnie opadły, gdy na ekranie pokazało się zdjęcie mojego przyjaciela.

- Co tam? - spytałem.

- Jake, wpadasz na ognisko w lesie za miastem? - wybełkotał. Pomysł nie wydawał się chujowy, bo zrobiłbym wszystko żeby uciec z domu.

- A kto jest?

- My - powiedział, mając na myśli naszą paczkę - i parę innych osób.

- Biorę Blancę i jedziemy - uśmiechnąłem się. Rozłączyłem się, nie pytając o adres. Dobrze wiedziałem gdzie rozpalano te ognisko. Często odbywały się tam grille dla ludzi z mojego i Katie liceum.

Założyłem bluzę, chowając do niej paczkę papierosów. Wychodząc z pokoju, zwróciłem uwagę na rozłożone na biurku podręczniki.

- Zacznę uczyć się od jutra - pomyślałem i trzasnąłem drzwiami sypialni. Zbiegłem ze schodów, zastając w salonie matkę. Ojciec najwyraźniej poszedł do swojego gabinetu.

- Wychodzę - powiedziałem, zabierając klucze od samochodu. Kobieta poderwała głowę znad książki, unosząc w zdziwieniu brwi.

- Dokąd? Jest późno, a jutro masz iść do szkoły.

- Do Blanci - skłamałem - nie czekaj na mnie - mówiąc, zakładałem dżinsową kurtkę. Wsunąłem na stopy sneakersy.

- Synu! - usłyszałem jej wołanie, a mimo to nie odwróciłem się.

Wsiadłem do samochodu, otworzyłem okno i od razu odpaliłem jednego papierosa. Połączyłem swój telefon z samochodem przez bluetootha i wybrałem połączenie do mojej dziewczyny.

Była Blaskiem Podczas Mroku (Dodatek: Blask i Mrok)| W TRAKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz