Rozdział 6

155 10 0
                                    

Uniosłem ciężkie powieki. Zamrugałem parę razy odganiając ciemne mroczki. Już po kolorze ścian wiedziałem, że znajdowałem się w swojej sypialni. Nie do końca wiedziałem jak się w niej znalazłem, ale to normalne po zmieszaniu narkotyków z alkoholem. U mojego boku leżała zaspana Dolores. Jej blond włosy roztrzepane kontrastowały z szarą poduszką. W dalszym ciągu była ubrana we wczorajszą sukienkę. Po omacku sięgnąłem po telefon ładujący się na nocnej szafce. Odruchowo wstałem do siadu, zauważając późną godzinę. Byłem spóźniony.

Zrzuciłem z siebie szare dresy, aby założyć świeże bokserki i dżinsy. Wybrałem jakikolwiek podkoszulek i chwyciłem czarną bluzę leżącą na fotelu obok komody. Nie miałem czasu na zakrycie swoich blizn więc byłem zmuszony na chodzenie w bluzie.

- Lorrie, wstawaj - szturchnąłem dziewczynę. Odór imprezy unosił się w pomieszczeniu. Przekręciła się na drugi bok, bardziej chowając twarz w poduszkę. Westchnąłem zirytowany, ale nie miałem czasu na jej budzenie.

Otworzyłem drzwi sypialni i wszedłem do łazienki. Wzdrygnąłem się, widząc pijanego chłopaka śpiącego w mojej wannie. Wtedy obiecałem sobie, że już nigdy ie pozwolę Taylorowi urządzić imprezy w moim domu. Wyszorowałem zęby, obmyłem twarz i użyłem swojej najintensywniejszej wody kolońskiej. Po powrocie do pokoju zabrałem plecak, który towarzyszył mi podczas wykładów i schowałem do niego ubogi asortyment: jeden zeszyt, ołówek, długopis, tablet graficzny i pracę nad którą pracowałem.

- Lorrie, wychodzę na uczelnię - ukucnąłem przy przyjaciółce, głośno ją informując - dopilnuj, żeby ten bałagan zniknął przed moim powrotem.

- Dobrze - wymamrotała.

- W lodówce znajdziesz coś na śniadanie - powiedziałem, a widząc jej stan na półkę położyłem paczkę tabletek przeciwbólowych. Sam połknąłem dwie.

- Dzięki, Jake - odpowiedziała, nawet na mnie nie patrząc.

Na korytarzu spotkałem śpiących ludzi. W salonie także. Nie było ich tak dużo jak zapamiętałem, więc większość musiała powracać do swoich domów. Nie zmieniało to jednak faktu, że w moim mieszkaniu spało piętnaście osób, a tylko czwórkę z nich znałem.

Dojechałem na kampus trzy minuty przed rozpoczęciem zajęć. Zarzuciłem plecak na plecy i truchtem dobiegłem do szkoły. Z daleka na korytarzu ujrzałem swojego profesora, trzymającego klamkę otwartych drzwi sali. Rzuciłem się biegiem w jego stronę i wtedy poczułem się jak dzieciak z podstawówki. Mężczyzna dostrzegł mnie, a ja zauważyłem jego pełną sarkazmu minę.

- Pan Evans znowu spóźniony - zawołał. Spojrzał na zegarek na nadgarstku - dwie minuty i czterdzieści sześć sekund.

- Przepraszam - wymamrotałem, wchodząc do środka.

Większość tylnych miejsc już była zajęta, więc zająłem te w trzecim rzędzie.

W poniedziałki wykłady trwały wyjątkowo długo. Pomiędzy nimi miałem dwugodzinną przerwę, jednak siedziałem na uczelni aż do osiemnastej. Zaczynałem zajęciami z historii architektury starożytnej, a potem szedłem na grafikę komputerową.

Podczas przerwy pokierowałem się na trzecie piętro uniwersytetu. Prowadziły do niego obszerne drewniane schody. Tam w sali o numerze 50 swój gabinet miała moja promotorka. Co jakiś czas chodziłem do niej z pytaniami i postępami, a ona dzieliła się swoimi uwagami.

Zapukałem do ciężkich drewnianych drzwi i chwyciłem za okrągłą klamkę. Moim oczom ukazała się drobna kobieta po siedemdziesiątce. Jej blond włosy z siwymi refleksami dziś wyjątkowo były rozpuszczone. Uniosła wzrok znad ekranu laptopa i obdarzyła mnie promiennym uśmiechem.

Była Blaskiem Podczas Mroku (Dodatek: Blask i Mrok)| W TRAKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz