Rozdział 10

112 12 0
                                    

3 lata wcześniej,
Maj 2019 roku

Głośne bity amerykańskiej muzyki dochodziły do moich uszu, przyprawiając mnie o ból głowy. Kręciłem się na parkiecie non stop ocierając się o spocone ciała obcych mi ludzi. Na swoje urodziny Taylor zaprosił znajomych do klubu. Było to szamrane towarzystwo, lecz sama myśl a niekończącym się zapasie kokainy tej nocy, moje nogi same szły do klubu. W prywatnej loży, wynajętej przez Taylora, zostawiliśmy dziewczyny i sami poszliśmy tańczyć. Katharine, Blanca i Elena dobrze się ze sobą dogadywały. Piły kolorowe drinki i plotkowały. Cieszyłem się, że nie musiałem mieć ich ciągle na oku, bo to oznaczało moją samowolkę.

Koledzy Taylora już godzinę temu zniknęli mi z oczu. Siedzieli w tym samym bagnie co mój przyjaciel, więc niedługo zastanawiałem się co mogli robić w tym czasie. Wypiłem już dziesięć szotów tequili. Głowa ciążyła na szyi, a świat wokół mnie niebezpiecznie kręcił się dookoła. Jednak lubiłem to uczucie. Było tak bardzo inne od tej nudnej rutynowej rzeczywistości. Odwróciłem się w stronę chłopaka, który mocno ciągnął za rękaw mojej koszulki. Uśmiechnął się w ten swój wariacki sposób, a oczy zabłysły. Bez słów zaprowadził mnie do męskiej toalety, którą rozświetlał jeden niebieski neon. Wszystkie dwie kabiny były zajęte, lecz to w żaden sposób go nie powstrzymało. Wyjął z kieszeni swojej koszuli przezroczysty woreczek strunowy z pełną zawartością białego proszku. Wysypał go na brudną umywalkę i kartą kredytową podzielił na dwie kupki. Przyglądałem mu się uważnie, śledząc każdy ruch. Rozprowadził narkotyk, upewniając się, że nie ma żadnych grudek i uformował dwie proste linie.

- Masz hajs? - zapytał z wygłodniałym spojrzeniem. Bałem się spojrzeć w lustro, żeby nie zobaczyć tego samego spojrzenia u siebie. Kiwnąłem pośpiesznie głową i wyjąłem portfel. Z bocznej kieszeni wyciągnąłem banknot i podałem mu go.

Taylor zrulował dziesięciodolarówkę, po czym wciągnął swoją działkę. Pociągnął nosem, szybko łapiąc palcami za jego czubek. Jak zwierzę wyrwałem mu rulon, aby nie zostać w tyle. Wraz z moich ruchem drzwi od kabiny otworzyły się, a z nich wyszedł mężczyzna po pięćdziesiątce. Spojrzał na nas kątem oka i zaczął się głośno śmiać, kręcąc przy tym głową. Facet mógłby zadzwonić po policję, widząc dwóch naćpanych i pijanych nastolatków, jednak ten nic nie zrobił.  Piekący ból rozpromieniał się po moich kanalikach, co natychmiast sprowadziło mnie na ziemię. W sekundę przestałem się przejmować, że właśnie ktoś nas przyłapał.

- W porządku? - zapytał Taylor, klepiąc mnie po ramieniu.

Pokręciłem nosem, przyzwyczajając się do tego specyficznego uczucia.

- Wracajmy - kiwnąłem głową w stronę drzwi.

Te pięć minut w toalecie nie zmieniły niczego, oprócz tego, że rządziło mną uczucie pobudzenia i euforii. Parkiet w dalszym ciągu był zapchany ludźmi, a pomieszczenia w dalszym ciągu nikt nie przewietrzył. Wtargnęliśmy do loży, widząc uśmiechy na twarzach naszych dziewczyn.

- Jak się tańczyło? - pierwsza odezwała się Kat.

Taylor lekkim krokiem usiadł na kanapie tuż koło niej i oplótł ją ramieniem. Z głupawym uśmiechem nachylił się nad jej drinkiem.

- Zajebiście - odpowiedział, od razu upijając jej drinka. Katie zaśmiała się, ręką odsuwając od niego trunek.

Uklęknąłem przed Blancą, zwracając przez to jej uwagę. Spojrzała na mnie z uniesionymi brwiami. Była taka piękna...

- A ty co? Oświadczasz się? - zażartowała, spoglądając na moją pozycję.

- Jeszcze nie - szepnąłem - ale kiedyś to zrobię - ucałowałem jej czułe miejsce nad uchem - i będziesz panią Evans... - polizałem jej ciepłą skórę, a uśmiech sam wtargnął na moje usta, czując jak przez jej ciało przeszedł dreszcz.

Była Blaskiem Podczas Mroku (Dodatek: Blask i Mrok)| W TRAKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz