Podjechałem samochodem pod willę Jonesów, nasuwając na nos czarne okulary przeciwsłoneczne. Tego dnia słońce potwornie grzało, a powietrze było suche. Przeczesałem wolną dłonią włosy, poprawiając luźne kosmyki grzywki. Odpaliłem papierosa, kierując się do głównego wejścia domu. Pociągnąłem za klamkę, a drzwi ku mojemu zdziwieniu nie drgnęły. Zazwyczaj były one otwarte. Zmarszczyłem brwi i wypuściłem dym z ust.
Poszedłem na tyły domu, spodziewając się, że właśnie tam przebywa rodzina Jonesów. Nie myliłem się. Leniwie uniosłem kąciki ust, z daleka widząc ciocię Elizabeth, wujka Jeremiaha i Katie siedzących na tarasie przy stole pełnym owoców. Kobieta czytała gazetę, a wujek z córką żywo o czymś dyskutowali. W końcu jego wzrok padł na mnie. Uśmiechnął się szeroko i wstał, omal nie przewracając krzesła.
- Kogo tu przyniosło? – zapytał, śmiejąc się. Rozłożył ramiona na powitanie.
Zaciągnąłem się ostatni raz, później upewniając się, że ciocia Lizzy nie patrzy, włożyłem niedopałek papierosa do jednej z gigantycznych donic.
Uścisnąłem mężczyznę, jedną ręką czochrając włosy blondynki. Katie pisnęła, od razu się odsuwając.
- Zdajesz sobie sprawę jak długo układałam włosy? – warknęła.
- Ułożysz jeszcze raz – wzruszyłem ramionami.
- Właśnie, że nie, bo nie mam na to czasu – mruknęła. Szybko wstała i pokierowała się do domu przez otwarte na oścież szklane drzwi.
- Co cię do nas sprowadza, Jake? – zapytała ciocia, odkładając gazetę.
Rozsiadłem się na krześle i chwyciłem truskawkę ze stosu świeżych owoców. Ponownie wzruszyłem ramionami.
- Odwiedzam moją ulubioną rodzinkę.
- Jeśli przyjechałeś do Kat, to ona ma już jakieś plany – odpowiedziała.
- Plany? – zainteresowałem się – Nic nie wspominała.
- My też dowiedzieliśmy się dziesięć minut temu – mruknął wuj.
- Powiedz, Jake, jak na studiach? Obroniłeś pracę licencjacką?
Wciągnąłem powietrze, przypominając sobie wszystkie starania, aby tytuł licencjata w końcu widniał przy moim nazwisku.
- Tak – odpowiedziałem – udało mi się.
- Gratulację! Czy w takim razie możemy się do ciebie zwracać per pan architekt Jacob Evans? – zaśmiała się Elizabeth.
Uśmiechnąłem się przyjaźnie, dopiero w tym momencie zdając sobie sprawę, że faktycznie osiągnąłem, to na czym tak bardzo mi zależało i tak długo o to walczyłem.
- Nie mogę uwierzyć, że faktycznie jestem architektem...To jeszcze do mnie nie dociera – kiwałem głową.
Ciotka otworzyła usta z zamiarem powiedzenia czegoś, jednak przerwał jej dźwięk zamykanych drzwi od tarasu. Katie wyszła z domu z powrotem ułożonymi włosami, grzebiąc w torebce.
- To ja lecę – oznajmiła, przelotnie spoglądając na rodziców.
Wyminęła duży stół i podążyła w stronę parkingu.
- Poczekaj! – zatrzymałem ją – Gdzie idziesz?
- Spotykam się – wzruszyła ramionami.
Zaszedłem jej drogę, zmuszając do popatrzenia na mnie. Blondynka przewróciła oczami i zgrabnie wyminęła.
- Z Dolores?
- Nie – szła dalej.
Ponownie zaszedłem jej drogę, tym razem idąc do tyłu, bo ta uparcie próbowała dotrzeć do swojego samochodu.
CZYTASZ
Była Blaskiem Podczas Mroku (Dodatek: Blask i Mrok)| W TRAKCIE
Romance𝙃𝙞𝙨𝙩𝙤𝙧𝙞𝙖 𝙅𝙖𝙘𝙤𝙗𝙖 𝙀𝙫𝙖𝙣𝙨𝙖 Jacob Evans już jako nastolatek uciekał przed mrocznymi demonami. Ciemność, która pochłaniała go z roku na rok coraz bardziej była nie do odpędzenia, dopóki nie ujrzał jej. To ona była jego światełkiem w tu...