Rozdział 17

47 6 7
                                    

 - Moje ziomki – powiedział Taylor – Sam, Robin i Mark – przedstawił trzech chłopaków, siedzących przy barze.

Spojrzeli na mnie w tym samym momencie, aż lekko się spiąłem.

- Hej – zasalutowałem – Jacob.

- Spoko, siadaj – odpowiedział jeden z nich. Miał motyla wytatuowanego na skroni i pokryte tatuażami palce u rąk.

- Zostajemy na jedną noc – poinformował Tay, zajmując jeden ze stołków barowych.

Na fałszywych dowodach, które załatwił nam Taylor udało nam się wejść do jednego z najlepszych kasyn w Las Vegas. Przyjaciel wyciągnął mnie na niezapowiedziany wyjazd pod pretekstem świętowania mojej obrony, która miała miejsce już parę dni temu. Zgadywałem, że nie był to prawdziwy powód tej wycieczki.

Brunet zawołał barmana i zamówił kolejkę tequili. Ja mimo, że z chęcią pozostałbym W Los Angeles wsiadłem wraz z nim do samochodu i pozwoliłem mu zawieźć się właśnie w te miejsce.

Już dwie godziny później mocno wstawieni rozgrywaliśmy partyjkę pokera z jakimiś grubymi rybami z miasta. I choć dla nas była to jedynie pijacka rozrywka, dla naszych przeciwników toczyła się prawdziwa gra. Zwłaszcza dlatego, że Mark z każdym wygrywał i zgarniał coraz to większe sumy.

- Pas – powiedziałem, rezygnując z gry.

W mojej głowie coś niezmiernie dudniło, a świat powoli się rozmazywał. Wiedziałem, że to ostatnia runda, bo Mark ze zwycięskim uśmiechem wpatrywał się w swojego spoconego od wysiłku przeciwnika – starszego mężczyznę w garniturze.

Wstałem z krzesła, zaglądając przez ramię chłopaka na jego karty. Mark miał przed sobą parę asów. Zaśmiałem się pod nosem i klepnąłem go w bark. Rozejrzałem się po pomieszczeniu, szukając barmanki, która od paru godzin nas obsługiwała. W końcu odnajdując jej spojrzenie, podeszła do mnie jak na zawołanie.

- Szkocką – wybełkotałem.

– All in – powiedział Mark spokojnie, przesuwając wszystkie swoje żetony na środek stołu.

Starszy mężczyzna zmarszczył brwi i podrapał się po łysinie. Wiedział, że Mark nie podbiłby stawki tak ryzykownie bez solidnych kart, ale mimo to postanowił zaryzykować. Po chwili również przesunął wszystkie swoje żetony na środek stołu. Dealer powoli odkrył kolejne karty: dziewiątka i as, a Mark nawet nie mrugnął. Obserwowałem grę z podekscytowaniem, ponieważ dobrze wiedziałem na co chłopak przeznaczy wygrane pieniądze. Gdy tylko umówiliśmy się na grę, podjęliśmy decyzję co zrobimy z wygraną. Wtedy nie zakładaliśmy przegranej.

Nieznajomy uśmiechnął się szeroko i odsłonił swoje karty. Miał parę króli. Mark zaśmiał się demonicznie, po czym rzucił na stół swoje, a reszta chłopaków z rykiem rzuciło się na kolegę.

Nie miałem pojęcia jakim cudem pijany Mark, którego widziałem pierwszy raz w swoim życiu wygrał tę rozgrywkę. Upiłem łyk trunku, który przyniosła mi kobieta, po czym dołączyłem do reszty.

- Jak żeś to zrobił?! – zapytałem z ekscytacją.

Mark wzruszył ramionami, jednak uśmiech nie schodził mu z twarzy.

- To nie pierwszy i nie ostatni taki numer w jego wykonaniu – odpowiedział Taylor.

☾☾☾

Była jakaś czwarta w nocy, gdy tańczyłem na parkiecie do latynoamerykańskiej muzyki z profesjonalnymi tancerkami. Nie wiedziałem co się dzieje i skąd się tam wzięły, ale pióropusz jednej z nich gilgotał mnie w nos. Obok odnalazłem Taylora, który bez cienia skrępowania tańczył z jakąś nowopoznaną dziewczyną. Robin pożerał przy drzwiach jakiegoś faceta, a Mark i Sam już dawno zniknęli z pola widzenia.

Była Blaskiem Podczas Mroku (Dodatek: Blask i Mrok)| W TRAKCIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz