Rozdział 10

144 12 4
                                    


 On chce mnie tu zabić i zakopać.

 Mniej więcej taka była moja pierwsza myśl, gdy zobaczyłam stary, niedokończony hotel, który teraz stał się jakąś speluną i przy okazji wysypiskiem śmieci. Wszędzie walały się niedopałki, puszki po piwie, butelki po alkoholu (najczęściej jak na moje oko była to wódka) i wiele innych śmieci. Ściany czteropiętrowca były niewykończone, nie pokryto ich żadnym tynkiem czy farbą, no może poza różnymi rodzajami graffiti, które zdobiły cały budynek z zewnątrz i jak podejrzewałam również w środku.

 -Wywiozłeś mnie na obrzeża Northon do opuszczonego hotelu w jakimś konkretnym celu, czy tylko po to by pozbyć się irytującej sąsiadki? -zapytałam, rozglądając się sceptycznie po okolicy. Nie dość, że hotel był ruderą, to jeszcze znajdował się w jakimś lesie.

 Umrę tu.

 Nie zdążyłam powiedzieć Mateo, że na moim pogrzebie mają puścić moją ulubioną playliste i wypić wino brzoskwiniowe na moją cześć.

 -Dobrze, że masz świadomość jaka jesteś irytująca. -powiedział, wchodząc po schodach na werandę, której drewniane barierki były w opłakanym stanie. Fragment jej już leżał w krzakach, a pozostałej części niewiele brakowało do podzielenia tego losu.
Jeśli tu jest balkon to nie mam zamiaru się wychylać.

 -Blaine po co te tajemnice? Nie możesz mi po prostu powiedzieć prawdy? Kręcisz... i nie podoba mi się to. -wyznałam, choć i tak poszłam za nim. Wolałam się z nim kurwa kłócić, niż zostać ofiarą jakiegoś mordercy, który na pewno chował się wśród zarośli.

 Po chuj ja oglądałam tyle horrorów w ostatnich miesiącach?

 -Samo powiedzenie prawdy cię nie zadowoli. Musisz ją zrozumieć, a najlepszym na to sposobem jest zaczęcie od miejsca, w którym to się zaczęło.

 -Czyli? Co wspólnego ma tą rudera z moją siostrą? Do brzegu Blaine, nie zgrywaj jakiegoś tajemniczego bohatera dramatu.

Zapewne powinnam poćwiczyć cierpliwość, ale miałam złe przeczucia i niestety doświadczenie, żeby się go słuchać. A mój zwariowany głosik szeptał mi właśnie na ucho, żebym jak najszybciej opuściła ten stary hotel.

 Blaine złapał za klamkę i gdy po przekręceniu jej drzwi nie ruszyły się, pomógł sobie barkiem. Wtedy zobaczyłam, że środek nie jest w aż tak tragicznym stanie jak podejrzewałam, że może być. Stanęłam w progu i zaczęłam się rozglądać bardziej dokładnie, a wtedy on się odezwał.

 -To właśnie tu zabrałem Callie i zniszczyłem jej tą decyzją życie. -wyznał, przyglądając mi się z pochmurnym wyrazem twarzy. Uderzały go złe wspomnienia. -Stała dokładnie w tym samym miejscu co ty i... Boże... Nawet rozglądała się tak samo jak ty teraz.

 Za każdym razem, gdy ktoś porównywał mnie do mojej siostry byłam zła, nienawidziłam porównywania. Pewnie dlatego, że zawsze chciałam być jak Callie. Moja idealna starsza siostra, wzorowa uczennica, chodząca piękność i lubiana przez wszystkich. Już od małego nie lubiłam porównywania i z każdym rokiem było to coraz silniejsze uczucie. Ale najgorzej było teraz. Bo przy tych porównaniach czułam już nie tylko niezdrową potrzebę udawadniania innym, że jestem coś warta, ale również ból. Ostry cierń, który z każdym takim porównaniem wbijał się mocniej i mocniej.

 -Nie jestem Callie. -burknęłam, upuszczając negatywne emocje na chłopaku. W odpowiedzi zmarszczył brwi, a jego twarz wykrzywiła się w lekkim grymasie.

 -Przecież, kurwa wiem. Dorastałem z wami. -powiedział i zrobił krok w moją stronę, potem drugi. Zatrzymał się, jakby nagle się rozmyślił. Zamiast tego wzniósł oczy do góry i westchnął głęboko, jak czasem wzdychają starzy ludzie, którzy są zmęczeni życiem. -Co to miało być?

Station: the past (Przystanek: przeszłość)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz