Rozdział 11

125 10 2
                                    

 Po prostu siedzieliśmy obok siebie na trawie w moim ogródku, jak jeszcze kilka lat temu. Ramię w ramię. I patrzyliśmy w rozgwieżdżone niebo, to samo pod, którym się w nim ostatecznie zakochałam kilka lat wcześniej. Niemal nie odrywałam wzroku od błyszczących punkcików, bo tej nocy niebo było bezchmurne i mimo zimna, które drażniło moją skórę, nie chciałam jeszcze odchodzić.

 -Nie wiedziałem, że oni się tam pojawią. -po długiej ciszy, jaka między nami trwała, Blaine odezwał się cicho, tuż obok mnie.

 -Wiem.

 -To dobrze, naprawdę tego nie rozumiem. Prawie nikt tam nie przychodzi o tej porze, zlatują się dopiero po zmroku. Ale akurat, gdy my pojawiliśmy się o najbezpieczniejszej porze... oni się tam pojawili.

 -Powinnam cię chyba uprzedzić, że najwyraźniej urodziłam się pod pechową gwiazdą. -mruknęłam pod nosem, podwijając kolana i opierając o nie głowę.

 -No to jest nas dwoje. -odparł podejrzanie zadowolonym głosem.

 -Chyba nie ma się z czego cieszyć. -zauważyłam.

 -Właściwie to jest. Jestem egoistycznym dupkiem, a dla naszego rodzaju nie ma nic gorszego niż cierpieć w samotności. Lubimy ciągnąć innych na dno.

 -Dawno nie powiedziałeś z czymś z czym tak bardzo się zgadzam. Ciągniesz mnie na dno.

 -Uczyłem się od ciebie. -oznajmił nadal będąc podejrzanie... wesoły. W niczym nie przypominał gbura Blaine'a, tylko bardziej chłopca zza białego płotu, który kiedyś podał mi piłkę i od tego się zaczęła nasza historia. -To ty mnie zawsze wciągałaś w psikusy dla twojej mamy i siostry. Nie udawaj teraz niewiniątka.

 -Oh za to tego ty mnie nauczyłeś. Za każdym razem jak coś wywinąłeś, umiałeś perfekcyjnie odgrywać rolę aniołka przed moją mamą.

 -Sama widzisz, że się uzupełniamy. Nasza przyjaźń ma niezwykle promienną przyszłość.

 -Mhm... a później wybuchnie jak supernowa. -powiedziałam cicho, pod nosem, jednak on i tak usłyszał.

 I spojrzał na mnie w tak dziwny i niezrozumiały sposób, że nawet gdybym miała dziesięć prób, nie udałoby mi się odgadnąć jakie myśli krążyły po jego głowie. Zapadła więc między nami cisza, którą przerwało burczenie w moim brzuchu. Normalnie pewnie bym się zawstydziła, że to było słychać, aż tak wyraźnie, ale w tamtym momencie pozwoliło ono przerwać rosnące napięcie, a ja roześmiałam się cicho, do czego Blaine zaraz dołączył.

 -Pójdę po coś do jedzenia. -podniósł się z ziemi i otrzepał swoje spodnie z trawy.

 -Jest prawie północ, nie powinnam już jeść o tej porze. -powiedziałam, na co w odpowiedzi on uniósł swoje brwi i posłał mi spojrzenie z rodzaju tych, które posyła się w dyskusji, w której wiesz, że nie ustąpisz i wygrasz, ale i tak chętnie posłuchasz jak twój rozmówca się wysila.

 -A taką zasadę ustalił...?

 -Dietetyk? Właściwie więcej niż jeden. Nie powinno się jeść tuż przed snem.

 -Nie wiedziałem, że jesteś na diecie.

 -Bo nie jestem, ale...

 -To świetnie, bo musiałbym ci wybić to z głowy. Nie potrzebujesz diety. I pozwól, że ci coś wyjaśnię. Twoje ciało daje ci właśnie znać, że jesteś głodna, więc powinnaś zaspokoić ten głód. Nic złego się nie stanie, jeśli raz na jakiś czas zjesz coś później, nawet jeśli miałoby być to coś niezdrowego. Co więcej, jestem pewien, że twój brzuch będzie mi dozgonnie wdzięczny, jeśli dam mu teraz coś mógłby przekąsić.

Station: the past (Przystanek: przeszłość)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz