Rozdział 16

117 12 9
                                    


 Jeśli mi na to pozwolisz...

Miałam wybór.

 A przynajmniej on mi go zostawił, nie wiedząc, że moje serce już dawno zdecydowało. I nawet gdybym walczyła z tym uczuciem, w moim świecie istniał tylko jeden wybór.

I nazywał się on Blaine Jonathan Roylan.

Który wpatrywał się we mnie z takim wyczekiwaniem jak patrzy pacjent na lekarza, kiedy czeka na postawienie diagnozy.

-Jestem zepsuta Blaine... rozbita na całe mnóstwo kawałków. -zaczęłam cicho, a jego brwi natychmiast się ściągnęły, marszcząc mu czoło. -Nie wiem, czy dobrze cię rozumiem, już i tak latami nakręcałam się fantazjami, że kiedyś spojrzysz na mnie tak jak ja na ciebie, ale nie mogę wejść teraz w relację. Nie kiedy nie umiem się pozbierać.

Może robiłam z siebie kretynkę, może źle odebrałam jego sygnały przez to ciągłe myślenie i analizowanie najdrobniejszych szczegółów, ale wiedziałam, że teraz byliśmy na zbyt chaotycznym gruncie, żeby stworzyć coś trwałego. Mała ja pewnie rzuciłaby we mnie piłką, ale dorosła ja wiedziałam, że albo zrobię to w ten sposób albo będę tego kiedyś żałować. I jeżeli Blaine był szczery w swoich słowach to mnie zrozumie.

-Nie ty jedyna jesteś rozbita. -powiedział niemalże szeptem.

Przysunął się do mnie, nie przerywając naszego kontaktu wzrokowego, który utrzymywał, ujmując moją twarz w swoje dłonie i opuszkiem kciuka ściągnął łzy z moich zewnętrznych kącików.

Nawet nie wiedziałam, że znowu mam łzy w oczach.

-Jestem rozpieprzony na miliony kawałków i chociaż wiem co chciałbym powiedzieć... to poczekam. Bo zasługujesz na wyznanie miłosne, o którym marzysz, od mężczyzny, całego mężczyzny... a nie tylko jego marnego kawałka. -wyznał i mimo, że nie padło słowo ,,kocham" z jego ust to ja czułam się tak, jakby wypowiedział mi je właśnie we wszystkich językach świata.
Mimo jego czułych zabiegów łzy i tak poleciały, ale nie chciałam ich ukrywać, po prostu chciałam czuć to... czuć się taka żywa. Bo nikt nie sprawiał, że czułam się taka żywa jak właśnie on.

Przytuliłam się do niego mocno, dając upust swoim emocjom, a on objął mnie swoimi ramionami, tworząc dla mnie schronienie. Złożył czuły pocałunek na czubku mojej głowy i trwaliśmy w tym uścisku, który trwał tak długo, aż nie poczułam się gotowa podnieść wzroku.
Odsunęłam się odrobinę, żeby na niego spojrzeć, a wtedy Blaine starł moją ostatnią łzę w tym samym czasie, gdy jedna jedyna kropla, spłynęła po jego skórze.

Był bezbronny.

Tak samo jak ja.

I to wszystko przez to jedno uczucie, które nas połączyło.

Starłam ją w taki sam sposób jak on zrobił to z moimi, za co w podzięce wziął mnie za moje dłonie, na których wierzchu złożył najczulszy pocałunek, jaki w życiu poczułam na swojej skórze.

 -Pewnego dnia pozbieramy się, a do tego czasu... pokażę ci, że nie składam pustych obietnic. -powiedział, przenosząc wzrok na moją twarz.

-Po prostu bądź. Zostań. -odpowiedziałam cicho, a on pokiwał głową i znowu mnie do siebie przytulił.

Ale dalej było mi go mało, dlatego wczołgałam się na niego, oplatając go nogami w pasie, na co odpowiedział śmiechem, jednak nie protestował tylko przytulił mnie tak jak nas pokierowałam. Ja swoje ręce zaplotłam wokół jego szyi, a on swoimi objął mnie na wysokości klatki piersiowej, tworząc ze swoich ramion bezpieczną kryjówkę przed złem całego świata.

Station: the past (Przystanek: przeszłość)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz