Rozdział 14

142 14 39
                                    


Blaine

10 miesięcy wcześniej...

 Patrzyłem w swoim życiu na wiele bólu, sam go czułem wielokrotnie i sam nie raz go zadawałem tym, którzy na to nigdy nie zasługiwali. Ale to patrzenie na ból, który czuła właśnie Callie na moich oczach, dosłownie dławiąc się swoimi łzami, w czasie kiedy ja mocno ją obejmowałem, sprawiał, że miałem ochotę spalić cały ten pieprzony świat.

 Josh Laners jest już martwy... osobiście wepchnę jego ciało do trumny.

-Blaine... -moje, niewyraźnie, wypowiedziane imię sprowadziło mnie szybko do tylnego siedzenia na kanapie mojego auta, którym wyjechałem po moją przyjaciółkę jak wariat, kiedy zadzwoniła do mnie o trzeciej nad ranem, mówiąc, że nie ma jak wrócić do domu. -...nie mogę... ja...

Od razu mocniej złapałem ją za rękę, a ona to odwzajemniła, próbując walczyć o regularny oddech.

-Poradzimy sobie z tym Callie. Mamy czas. Powolny, głęboki wdech... o tak... -przytuliłem jej głowę do swojej klatki piersiowej, próbując jej pomóc w pokonaniu ataku paniki. -Oddychaj razem ze mną.

Wziąłem głęboki wdech, modląc się jednocześnie do wszystkich Bogów świata, żeby i ona zaczęła normalnie oddychać. To był już czwarty atak paniki u Callie, którego byłem świadkiem, nie wiedziałem, ile jeszcze miała i nie powiedziała mi o nich. Ale jednego byłem pewien. Nie pozwolę jej upaść, nie pozwolę jej na brak oddechu, choćbym sam miał oddać jej swój ostatni.
Już raz patrzyłem jak ukochana osoba bierze oddech po raz ostatni. Nigdy więcej.

-Tylko jeden spokojny oddech... później będzie łatwiej. -instruowałem ją, starając się być opanowany, ale w środku mnie rozpętała się burza strachu o nią. Zaczerpnęła powietrza łapczywie, ten oddech nie był z pewnością spokojny, ale ważne, że oddychała. -Właśnie tak Callie, świetnie ci idzie.

Kolejny oddech. Już bardziej regularny.

I jeszcze jeden.

Dla kogoś to może być tylko oddech obcej osoby. Ale dla mnie każdy oddech Callie był na wagę złota.

-Powiesz mi jakieś fajne wspomnienie? -zaproponowałem, gdy jej oddech stał się stabilniejszy.

-Nie mogę... kręci mi się w głowie -powiedziała, a ja natychmiast poprawiłem uścisk i ułożyłem jej głowę tak, by swobodnie mogła ją oprzeć na moim ramieniu. Uchyliłem też okno samochodu, żeby miała dostęp do świeżego powietrza.

-Pamiętasz, jak zakradliśmy się w trakcie nocowania do salonu, w tajemnicy przed twoją mamą i Ellą, żeby obejrzeć ten horror? -zapytałem, sam wymieniając jedno, fajne wspomnienie. -Chcieliśmy zobaczyć o co tyle szumu, z nowym filmem, ale twoja mama nam pozwoliła, więc...

-Zakradliśmy się, gdy poszła spać. -cichy głos Callie dokończył moje zdanie, a ja wyłapałem, że w całej tej fali smutku, którą emanowała, była też ta poszczególna nuta, którą słychać tylko, wtedy, gdy mówi się o kimś kogo się kocha. Wiedziałem kto jest źródłem tej miłości. Naszej miłości.

-Nie przewidzieliśmy tylko, że El zakradnie się za nami i wrzaśnie jak jakieś zdziczałe zwierzę na widok faceta w masce z piłą łańcuchową w ręku. -przypomniałem nam, a kąciki moich ust mimowolnie się uniosły. A nie musiałem się teraz przejmować ukrywaniem swoich uczuć do Elli Henderson, bo jedyną osobą, która znała prawdę poza mną, była właśnie Callie. Przy niej jedynej nie musiałem ukrywać, że byłem przerażająco, boleśnie zakochany w jej młodszej siostrze. -Wystraszyła cię wtedy bardziej, niż sam film.

-Nas. Wystraszyła n a s. Nie zgrywaj twardziela. Prawie tam zawału dostałeś... a później byłeś przy niej w trzech krokach. -powiedziała, przytulając się do mnie, tym razem w czułym geście, a nie jakbym był jej deską ratunkową.

Station: the past (Przystanek: przeszłość)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz