Rozdział 12

158 12 13
                                    

Moniczka, skarbeńku... jeśli kiedyś dotrzesz do tego rozdziału to uprzedzam, że są momenty, które wywołają u ciebie skręt. Chociaż jeszcze gorszy będzie rozdział 13...



Dni dzielące nas od wycieczki, o której wszyscy w szkole rozmawiali minęły, tak jak podejrzewałam, przerażająco szybko. Dopiero co śmiałam się tak mocno, aż rozbolał mnie brzuch w pizzerii z Evanem, jego młodszą siostrą i Mateo.

A teraz stałam na szkolnym parkingu i machałam świeżo upieczonej parze, która już siedziała razem w autokarze, który miał zabrać ich na lotnisko i zastanawiałam się co u licha mam ze sobą zrobić. Na palcach jednej ręki mogłabym policzyć dni, które spędziłam w tym roku w szkole, bez Mateo i każdy bez wyjątku był beznadziejnie nudny.

Nie należałam teraz do zbyt towarzyskich osób, ale nawet ci najbardziej introwertyczni potrzebują przecież kogoś do kogo mogliby się odezwać. Tym jednak pomartwię się za chwilę, teraz musiałam odpowiednio pożegnać Mateo.

Machałam do niego i Evana, aż ich autokar nie zniknął mi z horyzontu i wtedy wyciągnęłam z kieszeni spodni swój telefon, żeby napisać do mojego przyjaciela wiadomość.

Ja: Sprawdź boczną kieszeń plecaka.

Kliknęłam wyślij i czekałam na odpowiedź, licząc, że spodoba mu się to co tam znajdzie.

Specjalnie wstałam godzinę wcześniej, żeby zdążyć pojechać i wrócić do ulubionego sklepu ze słodyczami Mateo. Mój przyjaciel zwykle zapominał, żeby wziąć coś do jedzenia w długie trasy, a bez żadnej przekąski zaczynał przypominać niesfornego szczeniaczka, którego właściciele wyszli do pracy.

Mateo:
Moje ulubione żelki 😍 Kocham cię mocniej niż minutę temu. Będę umierał z tęsknoty.

Ja: Evan dobrze się tobą zajmie, bawcie się dobrze i przywieź mi pocztówkę z Hiszpanii!

Uwielbiałam zbierać te przedmioty. Jak byłam młodsza, zawsze wyobrażałam sobie jak piszę listy do Callie z różnych miejsc na świecie, które zwiedzałam. Wyobrażałam siebie, siedzącą przy stoliku w jakiejś regionalnej, małej knajpie w innym kraju, jedzącą zagraniczne przysmaki i zapisując wszystkie ciekawostki o miejscu, w którym się znajdywałam w liście. A obok mnie zawsze siedział chłopak, w którym byłam zakochana ze wzajemnością. Tylko, że nigdy nie poznałam jego imienia, nie widziałam jego twarzy.

Doskonale wiedziałam skąd wzięły się te dziecięce marzenia. Dziadkowie od strony mamy poznali się w podróży. Jechali tym samym pociągiem i na stacji końcowej, przy wysiadaniu pomylili swoje walizki. Babcia Iris zabrała przez przypadek walizkę dziadkowi Charlesowi i tak się poznali. Najpierw mając największą kłótnię, jaką widzieli tamtejsi pracownicy stacji, a później zakochując się w sobie, przeżywając razem 44 lata i umierając tej samej nocy, trzymając się za ręce, którymi lata wcześniej ściskali się na zgodę, nie wiedząc jeszcze, że patrzą na miłość swojego życia.

Nie poznałam nigdy dziadków, ale słuchając ich historii i dorastając przy niej, też zapragnęłam podróżować, żeby może jakimś szczęśliwym trafem poznać miłość życia, z którą nawet śmierć nie będzie tak paraliżująco straszna i smutna. Teraz nie miałam siostry, do której mogłabym wysyłać listy, nie podróżowałam, bo za bardzo bałam się zostawić mamę samą sobie, ale jeszcze bardziej bałam się porzucenia każdego marzenia. Bo co by mi zostało?

Jeszcze tylko kilka miesięcy, powtarzałam sobie.

Do jesieni miałam czas, żeby pomóc mamie i namówić ją na terapię, podciągnąć średnią, żeby dostać stypendium. A wtedy będę mogła zacząć wszystko od nowa, z czystą kartą.

Nowa nadzieja.

Ale została jeszcze jedna rzecz, bez której nie mogłam pójść na przód. Prawda o Callie. Więc miałam trzy punkty na mojej liście. Mama. Szkoła. Callie.

Station: the past (Przystanek: przeszłość)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz