Rozdział 26

50 7 0
                                    

Wiecie co jest zabawne? Nigdy nie mogłam zrozumieć, jak można dać kolejnę szansę komuś kto was zranił. Nie mówię tu o drobnych kłótniach z partnerem o to co oglądamy, czy urazów na podobnym poziomie. To normalne i zdarza się w każdych relacjach, mam na myśli te większe urazy. Sytuację, w której najlepsza przyjaciółka ukrywa, że romansuje z twoim facetem i to tuż obok ciebie. Moment, w którym twój facet, po tym jak miesiącami się o ciebie starał, niespodziewanie zostaje przyłapany na zdradzie. Dzieciństwo z ojcem, którego więcej nie było niż był, a gdy już się pojawiał to zawsze krzyczał.

Przeżyłam to na własnej skórze i po tych sytuacjach byłam przekonana, że jestem świetnym przykładem jak radzić sobie z ludźmi, którzy nie zasługiwali na was. Z ojcem nie miałam kontaktu, zupełnie odcięłam się od niego i jego rodziców. Z Madison moja przyjaźń się zakończyła, mimo ostatniej rozmowy. A z Nicholasem zerwałam od razu, kiedy tylko dowiedziałam się, że nie był mi wierny. I nie mogłam zrozumieć, jak ludzie mogą dawać kolejne szanse niewłaściwym osobom i później dziwić się, że znowu cierpią. Nie pojmowałam tego.

Aż do teraz.

Teraz to ja dawałam kolejną szansę chłopakowi, który najbardziej mnie zranił. Byłam jednocześnie zła na siebie, bo stałam się dokładnie tą osobą, którą zarzekałam się, że nigdy nie będę. Ale jednocześnie podsycałam w sobie nadzieję, że tym razem będzie lepiej.

Miłość była zarazem najbardziej skomplikowanym uczuciem na świecie, a jednocześnie najprostszym. Skomplikowana, bo składało się na nią więcej niż jedna emocja, smutek, cierpienie, radość, strach, zauroczenie, pożądanie, przywiązanie i wiele innych. Prosta, bo jej centrum jest zawsze ta jedna osoba, dla której cały wasz świat przechodzi transformację. Zmienia wasze myśli, zmienia wasze priorytety. I najwyraźniej zmienia wasze zasady. Nagle robicie przez tą jedną osobę rzeczy, których wcześniej nigdy byście nie zrobili.

Blaine Jonathan Roylan przebudował cały mój świat. Zmienił konstelacje gwiazd, ułożył na nowo planety, a sam znalazł się w centrum mojego wszechświata.

I obym przeżyła te zmiany, bo nie byłam pewna, czy umiałabym pozbierać świat z gruzów.

-Pójdę się przebrać, a ty poczekaj tutaj. -zakomunikowałam mojemu centrum wszechświata, gdy wpuściłam go do domu i zamknęłam za nami drzwi.

-Nie wpuścisz mnie do swojego pokoju? -wydawał się zdziwiony, a ja powstrzymałam odruch, żeby nie parsknąć ironicznym śmiechem.

-A po co? Żebyś mógł mnie łatwiej omamić swoim czarem? Podziękuję, wolę zachować dystans. Poza tym obudziłbyś Mateo.

Moja odpowiedź chyba nie przypadła mu do gustu, zwłaszcza ostatnia część sądząc po grymasie na jego twarzy.

-Sypiasz ze swoim przyjacielem? Jak uroczo. -ironizował.

-Gejem. -przypomniałam. -Ty sypiasz w domu swojej przyjaciółeczki. Chcesz dalej ciągnąć tą dyskusję? Bo raczej oboje wiemy, kto ma rację.

Nie odpowiedział już. Zrezygnowany oparł się o ścianę, a ja odwróciłam się i nie patrząc na niego poszłam na górę, żeby się ubrać. Kiedy zakradłam się po cichu do pokoju, żeby nie obudzić mojego śpiącego przyjaciela, okazało się, że ten już wstał. Jak na kogoś kto wierci się jakby go demon opętał we śnie, to po obudzeniu wyglądał niczym uroczy aniołek. Zwłaszcza z tym uśmiechem, który zagościł na jego twarzy, gdy pisał coś na telefonie.

-Będę się zaraz zbierał. Evan zabiera mnie na randkę niespodziankę. -zakomunikował, odrywając wreszcie wzrok od komórki, gdy ja już zdążyłam wyjąć z szafy strój na dzisiaj.

Station: the past (Przystanek: przeszłość)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz