Rozdział 13

256 13 28
                                    

Monika pod żadnym pozorem nie czytaj tego rozdziału, jeśli nie chcesz mieć urazu na swoim ślicznym umyślę. (Bezpieczna jest tylko końcówka, jest oddzielona, love u mężusiu <3 )

Ella

Całował mnie.

Blaine pieprzony Roylan mnie całował.

I według wszystkich logicznych zasad, według wszystkiego co sobie postanowiłam to było niewłaściwe. Przyszłam tu z zamiarem uduszenia go za ten okropny sms i...

 Wcale nie był taki okropny. Spodobał mi się.

To było właśnie najgorsze. Wiadomość, która powinna była mi się nie spodobać, w pierwszej chwili sprawiła, że poczułam pulsujące ciepło między nogami. Na samą myśl, że po moim ciele będą wędrować ręce Blaine'a...

Te same ręce, które właśnie wsunęły się pod moją bluzę i zatrzymały się na dolnej krzywiźnie mojego kręgosłupa co poskutkowało lawiną rozkosznych ciarek na moim ciele. Ale to mnie jeszcze nie zatrzymało. Dopiero, kiedy jego usta zawędrowały niżej, na moją szyję, a z moich ust wydobyło się stłumione westchnięcie, wtedy właśnie dotarło do mnie co i z kim robię. Mój wewnętrzny alarm, który przez chwilę zagłuszały hormony, teraz zaczął wyć jak szalony, a ja gwałtownie się odsunęłam.

 -Nie powinieneś... nie powinieneś mnie całować. -wykrztusiłam to z siebie, bo w moim ciele działy się dziwne rzeczy. To nie był nasz pierwszy pocałunek, miałam też swoje własne doświadczenie, ale... to było najlepsze doznanie, jakie dotąd przeżyłam. A to był zaledwie pocałunek. Bardzo intensywny... i Jezu... chciałabym by każdy mój pocałunek tak wyglądał.

 -Jest wiele rzeczy, których nie powinienem był robić. -powiedział cicho, nie spuszczając ze mnie wzroku. Te zielone oczy patrzyły się na mnie tak intensywnie, że nie byłam w stanie dłużej utrzymywać kontakt wzrokowy.

 Zamiast tego zjechałam wzrokiem w dół i moje serce znów się zatrzymało.

 Ten tatuaż...

 Zrobiłam krok do przodu i znów byłam przy nim. Popełniałam błąd za błędem, robiłam dokładnie to samo czego miałam już nigdy więcej nie robić. Przepadałam dla Blaine'a. I wiem, że to nie było właściwe, nie miało nic wspólnego z rozsądkiem i powinnam była się wycofać już dawno. Tylko, że od dawna nie czułam się tak... właściwie. Mój zdrowy rozsądek ostrzegał mnie, że znów się sparzę i pewnie miał rację, ale... może były wyjątki od reguły. Może czasem te niewłaściwe rzeczy są tymi właściwymi? 

 Miałam szczerą nadzieję, że moim wyjątkiem od reguły będzie moment, kiedy dotknęłam swoją dłonią tatuaż goździków, które zdobiły skórę Blaine'a tuż nad jego sercem. Przylgnęłam do niego w taki sam sposób w jaki ćmy lgną do światła, nie wiedząc, że to światło może je zabić.
Kusiło mnie zapytać o symbolikę jego tatuaży. Bo jak znaczenia kwiatów mogłam się domyślić, tak rysunku rannej bestii nie mogłam. Każda linia i cieniowanie były wykonane bardzo starannie, ale tak, żeby efekt miał swój mroczny, przerażający klimat. Tylko, że mnie on nie przerażał, a fascynował.

 Najwyraźniej Blaine ze swoimi tatuażami był bardzo spójny.

 Moje palce powędrowały po jego klatce piersiowej i na bok, aż zatrzymały się na większym rysunku. Czułam jak wypracowane mięśnie Blaine'a napinają się pod moim dotykiem, a widok jego gęsiej skórki na przedramionach dodał mi pewności siebie.

 -Co znaczy ten...?

 Nie skończyłam pytania, bo usta mojego sąsiada ponownie wylądowały na moich i skutecznie odebrały mi zdolność wysławiania się na dobrych kilkanaście sekund.

Station: the past (Przystanek: przeszłość)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz