Zamiast na wybranka popatrzyłam na krzyczącego mężczyznę. Znałam go z opowieści. Wszyscy powtarzali je szeptem, gdy myśleli, że mamy lub mnie nie było w pobliżu. Nawet po tylu latach... To właśnie jego – wedle nakazu moich dziadków – miała poślubić mama. To jego odrzuciła dokładnie w takim dniu jak ten, tworząc precedens.
Bres był przystojnym, rosłym mężczyzną. Miał gęste włosy w kolorze szarego blondu. Nie widziałam, jakie były jego oczy, ale z pewnością były jasne, bardzo jasne. Tylko skórę miał ciemniejszą – typową dla osoby często przebywającej na zewnątrz, zupełnie jak ojciec Daniela. Bres ruszył ku tronowi. Stąpał pewnie. Widziałam, że mięśnie mocno rysują się pod miękkim welurem, z którego uszyto jego ubrania. Wyglądał groźnie. Powstrzymywał Moc, ale mimo to i tak wibrowała niebezpiecznie. Instynktownie przygotowałam barierę.
— Co to ma znaczyć? — spytała spokojnie Królowa, choć widziałam, że lekko zmrużyła oczy.
Mama robiła to, gdy coś ją denerwowało. Byłam pewna, że w duchu wyklina Bresa od najgorszych.
— Królowo... — Bres podszedł aż pod same stopnie, na których stał tron. Ukłonił się pospiesznie. Stał teraz bliżej mamy niż ja, a jej wydawało się to nie przeszkadzać, jakby jego bliskość była dla niej czymś naturalnym. Zastanowiło mnie to. Tymczasem mężczyzna mówił cicho: — Wyrażam swój sprzeciw wobec kandydata, którego wybrałaś na narzeczonego dla swojej córki.
Mimo że mówił o mnie i że psuł najważniejszy moment mojego życia, nie umiałam odpędzić myśli, że on i Królowa dobrze razem wyglądają. Skrzywiłam się. Nad czym w ogóle zastanawiałam się w takiej chwili?
— Zakładam, że wolałbyś, abym wskazała na twojego syna?
W głosie mamy słychać było ledwo wyczuwalną kpinę.
— Wszyscy byliby odpowiedniejsi niż on — powiedział Bres z naciskiem na ostatnie słowo.
To mnie zaskoczyło. Nadal nie odwróciłam się w stronę mojego narzeczonego in spe.
— Rozumiem, że oficjalnie kwestionujesz mój wybór? — spytała Królowa, nachylając się ku niemu.
Mężczyzna zacisnął usta. Wiedział, co by to znaczyło. Nikt oficjalnie nie podważał woli władców Eregii. Nikt nie był na tyle silny, by to zrobić. Bres długo zastanawiał się nad odpowiedzią, nim rzekł tak cicho, że niemal niesłyszalnie:
— Królowo Emerencjo, we właściwym czasie dostrzeżesz swój błąd. Kolejny błąd.
Po czym dramatycznie obrócił się na pięcie i odszedł. Słyszałam, że ktoś do niego dołączył, ale wciąż patrzyłam wyłącznie na matkę, niepewna, co powinnam teraz zrobić. Nie było protokołu na takie sytuacje. Mama odprowadziła Bresa wzrokiem, który przez ułamek sekundy wydał mi się smutny, jakby pogodzony z niechcianym losem. Dopiero gdy rozległ się dźwięk zamykanych drzwi, wróciła spojrzeniem do mnie. Na jej ustach ponownie zagościł uśmiech, choć w oczach czaiło się coś nieodgadnionego. Jednak wciąż wyglądała na pewną swojej decyzji, więc jak ktoś mógł w nią wątpić?
Niewiarygodne.
Matka kiwnęła głową. To był znak, że nareszcie mogę zobaczyć, na kogo padł jej wybór.
Bres zniszczył moją wielką chwilę, ale nie mogłam pozwolić, by odebrał mi to, co miało być w niej najcenniejszego – pierwszego spojrzenia wymienionego z przyszłym mężem.
Obróciłam się bardzo powoli.
Gdybym po pierwszych pięciu sekundach miała opisać, jak wyglądał młody mężczyzna stojący nieopodal mnie, nie dałabym rady. W chwili, gdy popatrzyłam na niego, kiedy tylko spotkaliśmy się wzrokiem, zatonęłam w jego oczach. Były ciemne, nie czarne, ale bliskie tego. Gęste rzęsy rzucały na nie tajemnicze cienie. Jednak to nie ich barwa zadecydowała o mojej reakcji, lecz to, co w nich ujrzałam: ciepło i obietnicę całkowitego oddania. Nutkę zaciekawienia i uznania. I iskrę takiej Mocy, która byłaby zdolna spopielić świat, gdyby zaszła taka potrzeba.
CZYTASZ
TOM I. Księżniczka Pierwszego Świata
Teen FictionGdy Emerencja otrzymuje nakaz poślubienia wybranego dla niej mężczyzny, doświadcza wizji, po której postanawia zerwać z tradycją i samodzielnie wybrać narzeczonego. Z konsekwencjami owych wydarzeń mierzy się protagonistka powieści, Laura. Księżniczk...