Zemsta

207 61 146
                                    

Po krótkotrwałej radości ze zwycięstwa przyszła pora na podsumowanie strat. Na szczęście w walce nie zginął żaden z moich Strażników – Klara, Dolora i Daniel byli cali; tylko nieprzytomna wciąż Klara wymagała pomocy Medyka – za to ludzie północy nie mogli liczyć na podobną łaskę od losu. Właśnie dlatego znów przechodziłam przez środek sali, jednak tym razem nie odczuwałam euforii po schadzce z ukochanym. Teraz buzowała we mnie wściekłość i poczucie niesprawiedliwości, kiedy patrzyłam na twarze zmarłych leżących na zimnych kafelkach. Żadna z tych osób nie wróci do rodziny, żadna się nie roześmieje ani nie zapłacze, żadna nie będzie snuła nadziei na przyszłość.

Przechodziłam właśnie obok ciała młodej kobiety. Obok siedział mężczyzna. Nie wydawał z siebie żadnego dźwięku, lecz po jego policzkach płynęły łzy. Tulił głowę kobiety i głaskał ją, jakby chciał ukołysać zmarłą do snu. Ten tragiczny widok tak mnie wzruszył, że nawet nie zauważyłam, że przystanęłam przed nimi. Dostrzegłam wypukłość na brzuchu nieznajomej.

– O mój Boże... – wyrwało mi się.

Z mojej winy zginęła ciężarna i jej nienarodzone dziecko.

Mężczyzna nie uniósł wzroku, cały czas wpatrując się w twarz ukochanej.

Pomszczę ich, obiecałam w duchu.

Gerard pociągnął mnie dalej.

– Teraz nic nie możesz dla nich zrobić – powiedział cicho.

Zrozumiałam, co miał na myśli. Zemsta najlepiej smakuje na zimno.

Łącznie zginęło osiemnaście osób.

Dziewiętnaście, przypomniałam sobie. Jedna kobieta nosiła pod sercem dziecko.

Sala była zdewastowana. Patrzyłam na połamane stoły, porozwalaną zastawę, potłuczone szkło walające się po podłodze, liczne plamy krwi wsiąkającej w białe obrusy i drewniane krzesła, połyskujące na ścianach. Dodatkowo w pomieszczeniu robiło się coraz chłodniej przez ziejącą dziurę w oknie. Adrenalina opadała, więc poczułam, że robi mi się coraz zimniej – od zmęczenia, zdenerwowania i zwykłego spadku temperatury. Zadrżałam. Gerard zdjął marynarkę i zarzucił mi ją na ramiona. Otuliłam się nią szczelnie.

– Każ ludziom zebrać naszyjniki z czarnym kamieniem – powiedziałam narzeczonemu. – To amulety. Nie rozumiem, w jaki sposób, ale to one wiążą naszą magię i nie pozwalają nam jej użyć. Ukryjcie je dokładnie, a próbki dajcie do zbadania zaufanym osobom.

Mężczyzna zmarszczył brwi.

– Nigdy nie słyszałem o czymś takim – przyznał. – Zastanawia mnie, jak ta banda najemników weszła w ich posiadanie.

– To jedna z zagadek wszechświata – westchnęłam sarkastycznie. Niedobrze. Zmęczona stawałam się nie do zniesienia. – Wybacz. Teraz kluczowe jest zabranie ich z tego pomieszczenia. Inaczej żaden Medyk nie będzie mógł pomóc rannym.

Haller wydał odpowiednie dyspozycje, a potem udaliśmy się do pojmanych niedobitków przesłuchiwanych przez jakiegoś urzędnika. Mężczyzna był nieco powyżej średniego wzrostu, umięśniony, ale z lekkim brzuszkiem wskazującym na to, że obecnie częściej zajmuje się sprawami urzędowymi aniżeli walką. Poczułam magię, którą emanował. Plasowała się na średnim poziome, choć coś w postawie nieznajomego kazało mi się mieć na baczności.

– Eamonie, jakie informacje? – spytał Gerard.

Staliśmy teraz przy jego rodzicach i urzędniku. Oczy Amalguna kipiały zimną wściekłością. Haller stał na szeroko rozstawionych nogach, z rękami za plecami i wysoko podniesionym podbródkiem. W takiej pozycji wydawał się spokojny, ale czułam, że to tylko pozory. Jego elegancki strój był zbroczony krwią, a w kilku miejscach pojawiły się rozdarcia. Tam trafiły ostrza wrogów. Stojąca obok niego Remia miała włosy w nieładzie. Co chwila zakładała je za ucho, by nie zasłaniały jej oczu. Z miecza, który wciąż trzymała w rękach, powoli skapywała krew. Kobieta patrzyła z pogardą na pojmanych najemników.

TOM I. Księżniczka Pierwszego ŚwiataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz