Rejterada

177 54 179
                                    

Nie mogłam oddychać. Wypadłam na balkon, by spróbować odciąć się od tego, co widziałam. Bez skutku. Słyszałam, że ktoś usilnie pukał do drzwi, ale nie otwierałam. Wstęp do mojej komnaty miała wyłącznie Klara. W całym tym szaleństwie tylko jej mogłam ufać na tyle, by podzielić się z nią swoimi wątpliwościami i lękami. Kiedy skończyłam opowiadać, zaklęła głośno z oburzenia.

– Zamierzasz z nim pogadać? – spytała później. – Wyjaśnić cokolwiek? Wiesz, mimo wszystko jest jakaś szansa, że coś źle zrozumiałaś.

– A według ciebie dało się tu coś źle zrozumieć? – zapytałam z goryczą w głosie.

– Chciałam być miła...

– To bądź miła – poprosiłam. – Bądź po mojej stronie, nie po jego.

– Nie jestem po jego stronie! – zjeżyła się moja przyjaciółka. – Wiesz, że zawsze będę stała murem za tobą. Jest coś, co poprawiłoby ci teraz humor?

Zastanowiłam się.

– Tak. Możesz go zmieszać z błotem. Słuchanie o tym, jaki okropny i dwulicowy okazał się mój narzeczony, powinno mi pomóc.

Klara z wielką chęcią spełniła moje życzenie i przez blisko godzinę wynajdywała najgorsze epitety, by określić Gerarda. Z czasem zaczynała wymyślać takie cuda, że zamiast dalej się złościć, śmiałam się aż do bólu brzucha. Dokładnie tego teraz potrzebowałam.

– A najgorszy jest jego nos – perorowała Klara, wskazując na własny nos i wyczyniając wokół niego skomplikowane wzory palcem. – Jest po prostu zbyt prosty. To nos, po którym można by było zjeżdżać na sankach, słowo daję! Nikt nie powinien mieć takiego nosa. W dodatku go zadziera. Myśli, że jak ma prosty nos, to wszystko mu wolno. Kto to widział? Jakby reszta była jeszcze do przyjęcia, to co innego, ale ten nos... Zresztą, tam w ogóle nie ma na co patrzeć. I bije się jak baba.

Dyplomatycznie nie przypomniałam przyjaciółce, że z naszej grupy tylko ona nie umiała należycie walczyć.

– A w dodatku jest strasznie ckliwy. Te wszystkie słodkie słówka, fuj! – Zawołała i udała, że wymiotuje. – Kto by to zniósł na dłuższą metę?

W końcu skończyły jej się argumenty.

Położyłyśmy się na moim łóżku i milczałyśmy. Każda z nas była zatopiona w swoich myślach. Nawet nie zarejestrowałam momentu, gdy zasnęłam.

Nazajutrz dalej nie byłam gotowa na spotkanie z Gerardem. Wiedziałam, że kilka razy przechodził obok mojej komnaty. Pukał i prosił o rozmowę. Nie ugięłam się. Moje kruche ego jeszcze nie mogło sobie pozwolić na konfrontację, podczas której mogło się okazać, że całe moje wyobrażenie na temat Hallera jest zwykłą bajką.

To była gra, powtarzałam sobie.

Co chwila zapadałam w niespokojny sen. Dopiero teraz dotarło do mnie, że kilkumiesięczna – rany, mięły już ponad trzy miesiące od opuszczenia pałacu! – podróż dała mi się we znaki. Byłam zmęczona. Zmęczona wędrówką, walkami i wątpliwościami, które wykiełkowały w moim sercu ubiegłej nocy.

Przebudziłam się, usłyszawszy wyjątkowo natarczywe dobijanie się do drzwi.

– Księżniczko! – dobiegł mnie głos Dolory. – Nie wiem, o co chodzi, ale mam dla ciebie propozycję. Wpuścisz mnie?

Nie chciałam tego robić, ale wiedziałam, że dalszy opór będzie po prostu dziecinny. Niechętnie machnęłam w stronę wejścia, a drzwi uchyliły się bezszelestnie. Dolora w mig znalazła się w środku. Podeszła do łóżka, przysunęła sobie niski stołek i wpatrzyła się we mnie.

TOM I. Księżniczka Pierwszego ŚwiataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz