16. Komu w drogę, temu w zęby

299 82 131
                                    

Nie wiem, kiedy minęły mi ostatnie dni. Byłam tak zaaferowana przygotowaniami i podekscytowana na myśl o wyprawie, że z przejęcia ledwo mogłam spać. Byłam też bardzo podenerwowana sytuacją, do której doszło w koszarach. Początkowo unikałam zarówno Daniela, jak i Gerarda, ale szybko dotarło do mnie, że to niemożliwe zadanie. Mijaliśmy się na korytarzach, w bibliotece, na dziedzińcu. Nie rozmawialiśmy o zdarzeniu z umywalni, ale między nami pojawiło się napięcie, które staraliśmy się wyładować podczas wspólnych ćwiczeń, do których zmuszała nas Mistrzyni Rinna. Chcąc nie chcąc spędzałam wiele czasu z moimi towarzyszami podróży i powoli zaczynałam się z nimi oswajać.

Dolora okazała się nie tylko bardzo wyczulona na wszystko, co dotyczy mojego bezpieczeństwa - co oczywiście oznaczało, że natychmiast zyskała przychylność Daniela - ale także zaskakująco rubaszna. Nieraz zdarzyło się, że jej komentarz powodował u otoczenia salwę śmiechu. To była miła odmiana po ciętym dowcipie Klary czy wrodzonej powadze Daniela. Polubiłam ją. Z kolei Gerard nadal stanowił dla mnie zagadkę. Wiedziałam, że jest towarzyski, potrafi być zabawny, ceni sobie aktywność na świeżym powietrzu oraz że zjeździł Eregię wzdłuż i wszerz, lecz niewiele ponad to. Od dnia, gdy powiedział mi o podróży, która rzeczywiście okazała się być jego pomysłem, nie próbował się już do mnie zbliżyć inaczej niż poprzez rozmowę. Od dnia, w którym nakryłmnie w umywalni, nie próbował się już do mnie zbliżyć inaczej niż poprzezrozmowę. Musiałam jednak przyznać, że w czasie ćwiczeń nie raz przed oczymamiałam obraz półnagiego mężczyzny i musiałam walczyć ze sobą, by odpędzić odsiebie tę wizję.

Szczęśliwie udało mi się zmusić do przespania nocy oddzielającej mój pobyt w pałacu od wyjazdu. Pierwszego dnia dziesiątego miesiąca z samego rana obudziła mnie służąca - nie Klara, która też przecież szykowała się do podróży, lecz jakaś inna dziewczyna - i pomogła mi się wyszykować, więc godzinę po świcie byłam już gotowa. Rzuciłam ostatnie spojrzenie z balkonu, na którym tyle razy marzyłam o opuszczeniu domu. Świat był piękny, a ja nareszcie mogłam przekonać się o tym na własne oczy. Serce biło mi jak szalone.

Wyszłam na dziedziniec, z którego mieliśmy wyruszyć. Drżałam lekko, chociaż miałam na sobie ciepłe ubrania, w tym karmazynową opończę do konnej jazdy, w którą zatchnięto Moc mającą ochronić noszącą ją osobę przed chłodem. Podeszłam do swojej klaczy, Różyczki. W jukach znajdowały się moje bagaże. Sprawdziłam jeszcze, czy wszystkie sprzączki są odpowiednio zapięte i już mogłam być spokojna.

Królowa nalegała, byśmy zabrali powóz napędzany magią, ale stanowczo odmówiłam. Dotąd nie oglądałam świata inaczej niż zza okien takich powozów. I miałam tego dość. Teraz chciałam poczuć na twarzy ciepłe promienie słońca, chłód porannej mgły, a nawet zimne krople jesiennego deszczu. Musiałam przekonać się, że naprawdę żyję.

- Gotowa na podróż, o jakiej zawsze marzyłaś?

Obróciłam się na obcasie. Daniel znowu mnie podszedł. Na jego twarzy malował się lekki uśmiech. Nadal nie mogłam przyzwyczaić się do tego, że zmienił fryzurę - jego włosy były teraz krótszeniż zwykle. Właściwie było tak od czasu feralnego spotkania w umywalni, ale nie miałam odwagi, by o to zapytać. Co więcej, dziś Strażnik miał na sobie zwyczajne ubrania, w jakich normalnie chodzili mężczyźni o jego pozycji i w jego wieku. To tak do niego nie pasowało, że aż miałam ochotę się roześmiać. Skoro nie nosił munduru i wychodził poza pałac, musiał mieć przy sobie coś, co poświadczy jego przynależność kastową. Owym znakiem była niewielka dalia wyszyta na rękawie jego kurtki. Średnia Szlachta posługiwała się właśnie tym symbolem.

- Dawno nie musiałaś tego nosić, prawda? - spytał, wskazując na białą różę wyszytą na mojej opończy tuż nad sercem.

- Tutaj wszyscy mnie znają. Świat poza pałacem, w którym wszem i wobec należy obwieszczać, kim się jest, wydaje mi się... problemowy.

TOM I. Księżniczka Pierwszego ŚwiataOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz