5. Piętnasty października (część druga)

158 6 7
                                    

- I co? Stresujesz się? - zadał mi pytanie tata. Oczywiście mogłam pojechać z Tonym, Shanem lub kimkolwiek innym jednak mój ojciec uparł się że chce chociaż raz zawieść mnie do szkoły.

W chuj.

- Tylko trochę. - skłamałam. Miałam milion powodów przez które tak bardzo się stresowałam. Boje się że nikogo tam nie poznam, że będę wyrzutkiem z którego każdy się nabija, zrobię z siebie pośmiewisko, powiem coś nie tak no i w ogóle takie tam.

Takie tam.

- Napewno? - uniósł jedną brew tata i uśmiechnął się z rozbawieniem.
- Tak... Nie. - westchnęłam.
- Nie masz się czego stresować cukiereczku. Napewno dasz sobie radę. Jak coś to dzwoń po mnie albo po Tony'ego. - oznajmił tata.

Wywnioskowałam jedno. Tata najbardziej lubi Tony'ego Monet. Nie wiem czemu ale zachowuje się przy nim tak... Inaczej. Normalnie. Jakby był jego młodszym kumplem.

- Jasne, dzięki tato. - powiedziałam z lekką ulga. Ale taką minimalną. Gdy już tata wysadził mnie przed budynkiem... Zamarłam. Ta szkoła wyglądała lepiej jak poprzednie liceum a wokoło chodziło pełno młodzieży.

Jednak książki nie ocenia się po okładce.

- Tak... Pa tato. - pocałowałam go w policzek.
- Powodzenia córciu. - uśmiechnął się, po czym ja wyszłam z auta a on odjechał.

Wysiadłam z auta, a gdy tata odjechał tuż przede mną przebiegły jakieś dzieci. Oh, czyli to jest liceum połączone z podstawówką czy co? No trudno.

Wdech i wydech.

Zwinnym krokiem podreptałam w stronę głównego wejścia. W moją stronę szła też elegancka kobieta, która raczej była tutaj dyrektorką. Miała popielowate włosy z grzywką, a na sobie miała czarno białą sukienkę w paski. Na nogach były kozaki. Kobieta była szczupła, oraz ładna jednak wyraz twarzy miała dość sukowaty.

- Widzę że nowa uczennica powiatała progi naszej szkoły! - uśmiechnęła się. Szczerze? Nie był to ani trochę szczery uśmiech.

Jeden.

- Dzień dobry, nazywam się... - chciałam się przedstawić jednka kobieta mi przerwała.
- Lamira Williams, wiem.

Dwa.

Suka.
- Tak. - mruknęłam.
- Chodźmy do sekretariatu. Tam dam ci plan lekcji i przedstawię zasady naszej uczelni oraz nauczycieli. Będziesz chodzić do klasy X. - domyśliłam się że każda klasa ma tu swoją literę z alfabetu.
- Tak... - zrobiła mi takiego side eye'a że szok. - Dam ci również przewodnika.

Trzy.

Zdecydowanie suka. Wyruchana dziwka bez manier która nie ma życia ponieważ ją zniszczę i chuj.

Po prostu jej nie lubię. Ale to tyle.

***

- To jest Carlos Sante. Oprowadzi cię po szkole i pokaże czy opowie coś niecoś. Wszystkie potrzebne rzeczy masz w swojej szafce, którą Carl również ci pokażę. - wyjaśniła zakładając ochydne okulary na nos. Teraz wyglądała jeszcze bardziej sukowato. - Dobrze, to wszystko. Możecie iść. - skończyła na co w duchu westchnęłam bo nie chciało mi się już słuchać jej pieprzenia.

Szybkim krokiem ruszyłam w stronę wyjścia na korytarz nie siląc się na pożegnanie. Na korytarzu zatrzymał mnie... Całkiem przyjemny męski głos.
- Hej! A ty dokąd? Miałem ci pokazać szkole... - chyba śnisz misiaczku.
- Myślisz że chce mi się zwiedzać ten burdel? - przekręciłam oczami mało przekonana.
- Serio będzie ciekawie, nowa. - tobie się coś chyba ponyliło.
- Misiek, możesz sobie na jakieś lalunię wołać nowa ale na mnie nie. - podeszłam do niego. Stukot moich pantofli odbijał się po pustym korytarzu. Była lekcja.
- Oczywiście. Zacznijmy od nowa. Carl. - wystawił mi rękę. Wyglądał na typowego fuck boya ale też takiego sympatycznego fuck boya.
- Lamm. - odwzajemniłam gest. Jestem ciekawa czy aktualnie Steph też ktoś oprowadza po szkole i może się miniemy.

- No więc chodź. Pokaże ci miejsce za szkołą gdzie się wciąga, pali i takie pierdoły. Pokaże ci też sale imprezową.b- wymieniał.

Po kilkudziestu minutach zwiedziłam już wszystkie budynki. Był budynek A, budynek B i budynek C. W pierwszym były klasy maturalne czwarte i trzecie, w drugim pierwsze i drugie klasy, no a w trzecim całą podstawówka. Dlatego ostatni budynek miał co najmniej cztery piętra. Ja należałam do budynku B razem z Marianą.

- Teraz masz rozszerzony angielski w sali 183. Hm i to nawet ze mną. - uniósł brwi do góry. Zaśmiałam się bo nawet polubiłam typa.
- Również się cieszę.
- Siedzisz ze mną. - zadecydował a ja nie zaprzeczałam. I tak nikogo przecież tam nie znałam więc co mi szkodzi.
- Perfekcyjnie. - skwitowałam.
- Po lekcji pokaże ci moich kumpli.

**

Po pieprzonym angielskim, śmiejąc się z Carlem wyszłam z sali szukając wzrokiem mojej przyjaciółki która już po chwili znalazła się ku mojego boku.
- Tu jesteś. Wszędzie cię szuk... A to to niby kto? - zrobiła zniesmaczona minę.
- Wyluzuj. Carl to Mariana, Steph to Carl. - przedstawiłam ich.
- Siema, miło mi. - przywitał się kulturalnie chłopak.
- Mi nie, ale siema. - myślałam że zapadnę się pod ziemię.
- Japierdole. - mruknęłam.

Po momencie znaleźliśmy się na boisku gdzie poznałam Jake'a, Roger'a, Tom'a i Eric'a. Eric, nie licząc Carla, spodobał mi się najbardziej. Natomiast moja przyjaciółka dogadała się z Tomem.

Miło.

Ale wciąż o nim pamiętam.

- Halo, Willy, zbladłaś. Mam leki chcesz? - zapytała mnie Steph. No tak. Nie wspominałam ale od początku przyjazdu biorę leki uspokajające. Trochę pomagają na ataki paniki czy stres.

Po tym pytaniu poczułam palące spojrzenia na mojej osobie.
- Tak, daj. - pokiwałam głową.
- Chorujesz na coś? - zapytał Jake kiedy popijałam tabletkę.
- Nie do końca. Psychika siada. - zażartowałam ale nikt się nie zaśmiał. Nawet ja.

Nie wiem jak do kurwy wytrzymałam tak dwa lata.

Długo i szczęśliwie - Dylan Monet Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz