18. Listy.

102 6 3
                                    

Znałam plan. Wiedziałam co robić. Zaczynamy zaraz. Moglibyśmy zacząć wszystko już teraz jednak...

Pamiętacie kiedy Nate powiedziała coś Dylanowi na ucho kilka godzin temu? Kazał mu zawieść mnie do lekarza aby sprawdził czy na pewno wszystko.

Razem z Monetem zaparkowaliśmy jego czarnym Chevroletem pod jakąś kliniką.
- Dylan mówiłam ci że nie musimy tam jechać. Dobrze wiesz że nie lubię lekarzy. - przewróciłam zirytowana oczami. Taka była prawda.
- Ale możesz być na coś chora. To nie jest normalne ze tak mdlejesz. I źle się czujesz. I wogole to nie jest zdrowe. Musimy to zbadać. - wytłumaczył nad wyraz spokojnie.

Westchnęłam bo nie miałam siły się kłócić. W tedy myślałam że chłopak histeryzował, ale cóż... Los chciał inaczej.

Jak obrażona dziewczynka wyszłam z wozu i ruszyłam w stronę wejścia dużego, białego budynku. Nawet nie musiałam się odwracać, by wiedzieć że Dylan podąża za mną. Słyszałam jego kroki.

W drodze do lekarza zauważyłam zapłakaną dziewczynę.
- Ale co z mamą?! - krzyknęła załamana. Jak w omaku przypatrywałam sie całemu wydarzeniu.
- Serce ty moje twoja mama jest w śpiączce i niedługo się wybudzi. Musisz mieć wiarę. Nadzieję. - ale jak to powiadają nadzieja matką głupich.

Ale w tedy mi się coś przypomniało. Zdarzenie sprzed kilku lat...

-[...] Twoja mama... Ona... Jest w śpiączce. Może obudzi się za kilka dni, miesięcy, a nawet lat... Przykro mi... - chciałam zapaść się pod ziemię. Tak długo aż nie usłyszę głosu Isly. Łzy mimowolnie zaczęły napływać mi do oczu, a ja znowu nie mogłam złapać oddechu. Powietrze wdychałam łapczywie.
- Dziewczynko! - wołał Dylan.
- Lamm! Uspokój się. - kazała mi Samm[...]

W tedy... Miałam. Boże. Boże, Boże, Boże. Kurwa. Nawet nie potrafię sobie przypomnieć ile miałam lat. Pamiętam tylko te uczucia które mi w tedy towarzyszyły strach i złość. A najgorsze było to że byłam w tedy z... Nią. Samantą.

Ale no nasze spojrzenia już za chwilę ponownie miały się ze sobą spotkać.

- Idziesz? - zapytał Dylan. On też tam był. Byłam głupia. Myślałam że wiem co to miłość, ale w tedy jeszcze nie miałam o niej pojęcia. - Dziewczynko. - złapał mnie za rękę.

I w tamtym momencie zrozumiałam co robiłam. Wpatrywałam się w płaczącą dziewczynkę wspominając jedne z gorszych czasów mojego życia. Jestem taka słaba.
- Tak, idę. - ogarnęłam się i weszłam do środka. To była... Duża klinika. Taka jak szpital tylko do mniej poważnych przypadków.

Większość ludzi, jak zauważyłam, przychodziło tu bardziej że względu na dzieci.
- Dylan? - zaczęłam lekko zdziwiona. Jeżeli tak to czemu...
- Hm? - spojrzał na mnie pytająco.
- Jest tu gdzieś może szpital? - pewnie się zastanawiacie czemu się i to pytam.

Otóż jeżeli już zauważyłam to do tej ogromnej kliniki przychodzą mniej poważne przypadki. Ale no skoro tak to dlaczego jakaś dziewczyna mówiła o śpiączce?

- Co? - zmarszczy brwi w niezrozumieniu.
- No szpital. - powiedziałam na luzie.
- No ten budynek ma kilka pięter i na jednym jest właś... - zaczął. Cóż nie było dane mu dokończyć bo to moja kolej by zabrać głos.
- Okej. I zanim zaczniesz wypytywać to po prostu byłam ciekawam - uprzedziłam.

Żeby uśpić jego podejrzenia uśmiechnęłam sie i ścisnęłam mocniej jego dłoń. Na moje szczęście nie drążył oraz odpuścił co było mi jak najbardziej na rękę.

A w tedy poczułam czyjąś wzrok na mnie. Spojrzałam na Dylana ale to nie był on.
- Dylan. - powiedziałam cichutko z drżącym głosem.
- Słucham cię. - uśmiechnął się lekko. Kocham gdy się uśmiecha.
- Ktoś się na mnie patrzy. - powiedziałam. Uśmiech od razu zszedł z jego twarzy.

Nie komentując tego zaczął rozglądać się po całym korytarzu. Jego głową w pewnym momencie przestała się obracać a spojrzał na jakąś dziewczynę która rzeczywiście na nas spoglądała.

- Skądś ja kojarze. - mruknął.

Wiem że on ją kojarzył. Od razu rozpoznałam te zdzire. Popatrzyła na mnie i nasze tenczowki sie spotkały.

- Samanta. - pokręciłam głową z niedowierzaniem. Jaka kurwa kurwa. Ha! Niezła jestem. Japierdole ROZPIERDOLI mnie. Dosłownie.

Pociągnęłam Dylana za rękę i podeszliśmy do dziewczyny. Nic się nie zmieniła. Miała kruczoczarne włosy i może tylko więcej piegów na twarzy. Była ubrana w czarne spodnie dresowe i tego samego koloru top. Na ten top miała luźno zarzucona szarą bluze.

Kiedy do niej podchodziłam jej wzrok utkwił w moich oczach. Nie wiem co w nich widziała, ale mam nadzieję że nie widziała w nich tego co tak naprawdę czułam. Chciałam jej dopiec ale strasznie się bałam.

Gdy znalazłam się już niedaleko Samm... Poprawka, Samanty. Wracając kiedy już znalazłam się niedaleko jej to krzyknęłam jak gdyby nigdy nic przybierając na twarz szeroki uśmiech.
- Siema stara! - pora grać głupia.

Długo i szczęśliwie - Dylan Monet Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz