15. Jebany kac

124 9 2
                                    

- Ćpałaś? - zapytał Dylan. Dopiero po chwili spojrzał na telefon. - Co do kurwy? - warknął.

Wyrwał mi z dłoni telefon.
- Dziewczynko. Ja to ograne nie martw się, może to jakaś pomyłka. Nie wiem czy wrócę dzisiaj ale jak nie dzisiaj to jutro. Obiecaj że nie będziesz o tym myśleć i będziesz dobrze się bawić. - w moich oczach stanęły łzy. Jezus nie teraz.
- Obiecuję. Ale wróć niedługo. - otarłam palcami oczy i patrzyłam na piękny uśmiech chłopaka. Czarujące. Złożyłam krótki pocałunek na jego policzku i widziałam jak robi krok w przeciwną stronę. Później drugi i kolejny. Wyszedł.

Obiecałam że będę się dobrze bawić. A ja dotrzymuję złożonych obietnice. Przeważnie.

No ale wiecie jak ja lubię się bawić. Zerknęłam w stronę stoku na którym stało jeszcze kilka trunków. Podeszłam tam i nie szczycąc się nalaniem czystej wódki do kubeczka upilam duży łyk z butelki. I jeszcze jeden. Miałam mocna głowę więc napilam się jeszcze Martini oraz wypiłam jakiegoś shota.

W oddali zobaczyłam Tony'ego. Potrzebuje dzisiaj czegoś mocniejszego.q
- Stary. - zawołałam pijana. - Masz jakiś towar? - zapytałam. To on się zawsze zajmował prochami. On miał wtyki.
- Nic wytwornego. Amfa, jointy, trawka i koka. - powiedział.
- To mi wystarczy. Jointa i gram koki. - mruknęłam niewinnie się uśmiechając.
- Prosze. Zachowaj tylko dyskrecję. - zaśmiał się. Nie byłam aż tak pijana żeby nie wiedzieć że jeżeli ktoś się dowie że tony ma przy sobie takie rzeczy to nie będzie ciekawie.

Weszłam trochę po schodach i usiadłam na którymś schodku. Najpierw wzięłam kokaine. Wzięłam trochę na palca i otarłam o swoje wargi po czym zlizałam zawartość z ust. Od razu poczułam ten dobrze znany mi specyficzny smak. Zamknęłam oczy wiedząc co może się zaraz stać. Nie wiem ile tak siedziałam. Kilka może kilkanaście minut? Chuj w to. Czułam się jakbym umiała latać. Jakbym mogła wszystko.

Ale nie zapomniałam. Zapale jointa i wszystko będzie okej.

Tak jak pomyślałam tak zrobiłam. Wyszukałam w torebce zapalniczki i odpaliłam szybko zaciągając się dymem.

Wiem że joint to zwykła marihuana zwinięta w stożek ale wolę to niż spliffa. Miałam zamknięte oczy, ale w tedy nie myślałam o niczym. Nawet o tym. W głowie miałam tekst piosenki Melanie Martinez. Nawet nie wiem skąd ją znałam.

- Palisz to gówno? - warknął na mnie...
- Ooo Nate! Chcesz? - może głowę miałam mocna ale tylko do alkoholu. Ale używki pomieszane z procentami nawet dla mnie były mocne tym bardziej z ilością jaka wypiłam. Chciałam włożyć jointa do ust ale ktoś mi go wyrwał.
- Jesteś naćpana?! - warknął.
- Nie od razu naćpana. - tak jestem. - Lekko. - zachichotałam. W tedy Nate rzucił moja własność na podłogę i zdeptał. - Chciałam go wypalić. - jęknęłam niezadowolona.
- Lamm to nie jest do kurwy śmieszne! - podniósł ton.

Nate zawsze był i będzie dla mnie jak starszy nadopiekuńczy brat, ale tym razem on nic nie wie.

- Ty nic nie rozumiesz... - mruknęłam.
- Wiem że ci ciężko. Po tym jak się okazało że twoja mama to nie twoja mama i o tym jak twój ojciec... Odszedł. Ale jeszcze wpadniesz w uzależnienie. - nie ma racji. Nie mógł mieć racji. Wiem co robię.

Ale coś we mnie pękło. To nawet nie mniejszą połowa tego co mnie trapi.

- Kurwa mać Nate! Nic nie wiesz, nie masz prawa się wtrącać! Wiesz co się ze mną działo? No nie wiesz bo cię nie było. To że miałam z tobą kontakt telefoniczny nie oznacza że nie było mi ciężko. Zostałam sama. Miałam tylko Tony'ego i Steph póki nie poznałam przyjaciół że szkoły a długo mi to zajęło. Dylan wyjechał, a ja go tak bardzo kochałam. Domyśl się co chciałam zrobić. Musiałam chodzić do tego pieprzonego psychologa jak jakaś wariatka! Wieś że mam brata, ale sześciolatek nie może być przyjacielem jedenaście lat starszej siostry. Najgorsze jest to że nikt z moich przyjaciół że szkoły nie wie co tak naprawdę się działo. Co przechodziłam zanim się tu wprowadziłam. Może i popadłam przez to w kłopoty ale jestem inna. Byłam inna dopóki wszystko znowu nie zaczęło się robić tak popaprane. Znowu zaczyna się czas w którym musze sobie radzić bo inaczej już nigdy się nie podniosę. Nauczyłam się wiele o ludziach. Tak bardzo znam moich przyjaciół że wiem że teraz pewnie Chłopaki podsłuchują tę rozmowę ale mam wyjebane. Pewnie za trzy dni znowu cię nie będzie. To jest tylko cząstka tego co teraz się dzieje. Może i jestem histeryczką ale... Nie nie jestem. Wszystko jest dobrze. Zapomnij o tym. - odchrząknęłam zdając sobie sprawę jak bardzo się stoczyłam. - Za jointa nie musisz oddawać. - zażartowałam i zaczęłam schodzić po schodach.

Idiotka że mnie. Idiotka. I d i o t k a!

Gdy byłam już przy ostatnim schodku poczułam silny uścisk.
- Przepraszam, tak bardzo cię przepraszam. Jestem okropny wiem ale mama miała ciężko z pracą więc ja musiałem się wszystkim zajmować. Przepraszam cię mała. - powiedział a ja bez namysłu wtuliłam się w jego koszule. Zaczęłam płakać i szlochać.
- Nie dam rady. - mruknęłam.
- Tylko ty dasz radę. - usłyszałam jego zachrypnięty głos.

Przytulałam go mocniej niż on mnie kiedykolwiek. Płakałam bardzo. Dobrze że większość osób była pijana. Znając życie Carlos i Tom patrzą się na nas i nie wiedzą czy uciekać.

Mimo wszystko nie czułam się ani trochę lepiej. Dalej już nic nie pamiętam. Chyba zasnęłam. Ale później się obudziłam. Ciągle grała muzyka więc musiałam zasnąć na kilkadziesiąt minut.

Później piłam i się bawiłam. Ale ciągle pamiętałam.

***

Obudziłam się w salonie na podłodze obok stolika. Pierwsze co poczułam to cholerny ból.

Jebany kac.

Dzisiaj luźniejszy rozdział ale pamiętajcie że cisza to ostrzeżenie przed burzą.

Długo i szczęśliwie - Dylan Monet Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz