8. Ale taty nie ma...

206 4 6
                                    

Szykowałam się na małą imprezę z Mayą i Hailie. Mona możliwe że do nas dojdzie i Steph. Mam nadzieję że dojdą. Dawno się z nimi nie widziałam.

Ubrałam się w czarną, ledwo zakrywającą mi dupę sukienkę z dość dużym dekoltem w serek. No cóż, dzisiaj zaczniemy prawdziwa zabawę. Chyba rozjaśnie włosy... Bordową szminką pomalowałam usta, zrobiłam spore kreski na oczy, dokleiłam krótkie rzęski. Z włosami był najgorszy problem. Postanowiłam je zwyczajnie wyprostować, mimo że naturalnie były proste. Ta impreza będzie na cześć taty...

Maya była ubrana w sexy kombinezon. Podkreślał jej talię i wszystkie okrągłości. Ona w porównaniu do mnie nie miała w planach się schlac i naćpać po czym iść do łóżka z jakimś randomem.

Hailie założyła strasznie długa suknię, ale z cholernie pociągającym wycięciem do połowy uda. Wyglądała nieziemsko. Suknia była w kolorze szarym a cała świeciła się od brokatu. Dziewczyna pomalowała się również tak, że wszędzie na jej twarzy znajdował się brokat.

Mona miała przyjść że Steph, choć nie wątpię że one będą wyglądać równie olśniewająco co my.

W trakcie szykowania się prowadziłam jakże interesującą rozmowę.
- No to powiesz mi co z tym Dylanem? - jęknęła Hailie. No to w końcu jej brat. Widziała go sześć razy w roku. Urodziny rodzeństwa i boże narodzenie. Ale to tyle. Ja natomiast nie widziałam go ani razu. Pojebane.

- H, mówiłam ci już że nie wiem zbyt wiele. Monty mówił mi że chce przyjechać na pogrzeb ale to tyle. - Jezu, niech ten Dylan nie udaje teraz takiego aniołka kiedy postanowił jebać wszystko i zostawić mnie samą. Znaczy nas samych. Nas wszystkich.
- Jasne. - mruknęła niezadowolona.
- Jest grudzień, za tydzień święta, więc i tak by przyjechał. Nie macie co się martwić. - mówiłam patrząc w telefon.
- W sumie racja. - przytaknęła mi Maya.
- A ty jak się z tym czujesz, LG? - nienawidzę tego jak wołamy siebie pierwsza literą imienia. Ja miałam LG bo lepiej pasuje z G niż samo L. Ale przeżyje to.

- Mam wyjebane na tego dupka. - fuknęłam patrząc na nie zacięcie. Lamiro Glorio Williams, nie wiem kogo ty chciałaś oszukać.

- Ta już. Nas nie oszukasz. - zachichotała Hailie. O mój boże, żenada.
- Dobra, skończ pierdolić. - wyszeptałam sama do siebie. Czy się przejmowałam tym że Dylan ma wrócić? I to jak. W chuj. Czy powiem o tym komukolwiek? Powiedziałabym ale...

Ale taty nie ma...

I nigdy już nie wróci...

Nigdy mnie nie przytuli...

Nigdy go już nie usłysze...

Nigdy na niego nie popatrzę...

Nie pocieszy mnie...

Nie nakrzyczy na mnie...

Nie powie że... Mnie kocha...

O mój boże...

- Muszę jechać z wa... - wparował Tony do pokoju. Akurat teraz? Kiedy byłam na skraju paniki? Wdech i wydech...

Teraz zrozumiałam to wszystko... No ma i nie będzie taty. Mojego kochanego taty...

- Hej, co z tobą? - podszedł do mnie szybko chłopak. - Boli cię coś? - zapytał niespokojnie. Tak boli mnie to że taty już nie ma...
- Już go nigdy nie zobaczę, Tony. - wyszeptałam. To wystarczyło abym wylała morze łez i wtuliła się w koszulkę przyjaciela.

Nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma, nie ma...

- Cii, uspokój się już złotko. - pocałował mnie w czubek głowy. - Chcesz zostać w domu? - kiwnęłam lekko głową. Zrezygnowałam. Byłam w tak złym stanie że nie mogłam po prostu.

Długo i szczęśliwie - Dylan Monet Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz