11. Spadek po ojcu

154 4 0
                                    

- Płakałaś? - szybko podbiegł do mnie Carl. Tak rzadko przy nich płakałam że aż tak bardzo go to zdziwiło.

Chłopak musiał urwać się z treningu gdy mnie zobaczył.
- Nie. - odpowiedział uśmiechając się starając wyglądać się jak najbardziej wiarygodnie. Niestety nie przekonałam tym przyjaciela. - Tak, ale to nic takiego. Naprawdę Carl. Jakiś chłopka z drużyny cię woła. - pokazałam na Dana. Chyba tak się nazywał, nie pamiętam.
- Powiedz kto. - wyłonił się zza moich pleców Tom.
- Nikt. - Nikt na którego trzeba zwracać uwagę.

Nagle podbiegła do nas Noel.
- Kurwa... - podbiegła do nas zdyszana dziewczyna. - Przed chwilą... Dylan Monet odjeżdżał wkurwiony z parkingu. - mówiła jakby przebiegła maraton. Jej kondycja nie była najlepsza. Moja w sumie też.

Chłopaki spojrzeli na siebie w tym samym czasie jakby porozumiewali się umysłem.
- My... - zaczął Tom ale Carlos dokończył za niego.
- Musimy coś załatwić miłe panie. Powiedzcie Brooke że się spóźnimy. - Brooke to nasza pani od języka hiszpańskiego. Akurat na jej lekcje chodziliśmy wszyscy wspólnie.
- Nie, chłopaki. - ubłagałam.

Carl przybliżył się bliżej mnie i powiedział tak żebym tylko ja to słyszała.
- Znamy się prawie trzy lata, a ja pierwszy raz widzę cię jak płaczesz. Pierwszy i ostatni. - popatrzyłam mu głęboko w oczy. Carlos Sante był przystojny i utalentowany, ale nie był w moim typie ja zdecydowanie wolałam typ Monet.

- O co chodzi? - spojrzała na mnie zagubiona Noel.
- Idą obić mordę Dylanowi. Muszę zadzwonić zaraz przyjdę. - powiedziałam i odeszłam.

Ostatnio rzadko widuje się z Marianą, bo z powodu przygotowań do ślubu który ma być idealny, nie przychodzi do szkoły i nie ma jej w domu. Tym razem też się nie pojawiała.

Odeszłam za trybuny. Pierwszy sygnał i już odebrała.
- No co tam stara? - zapytała radośnie.
- Mam prośbę.
- Wal śmiało. - zachęciła. Słyszałam że oznajmiła że zaraz wróci i odeszła w jakieś cichsze miejsce.
- Wiem że jesteś zajęta ale... Mogłabyś zająć czymś Tony'ego? - przygryzam wargę. Dziewczyna zesztywniała. Znam ją i wiem że to zrobiła mimo że jej nie widziałam.
- Po co? - zignorowała moje pytanie. Od jakiegoś czasu wydawało mi się że coś między nimi iskrzy.
- Później ci opowiem. Zadzwonię do ciebie. To jak? Błagam cię Steph. - modliłam się w myślach żeby nie odmówiła.
- Ehh, okej. Ale masz mi to wynagrodzić super babskim wieczorem. - westchnęła. Zachichotałam.
- Pewnie. Kocham cię, paa.
- Pa!

***

Postanowiłam pojechać do domu Monetów. Wiedziałam że nie będzie tam Tony'ego, bo był u Mariany w domu. A nie chciałabym żeby drążył temat. Z resztą byłam na niego zła o to że nie powiedział mi że musi coś załatwić.

Tak szczerze chciałam pogadać z Vincentem, a później może z Dylanem. No a jeszcze później tutaj posiedzieć.

Będę starała wyciągnąć z najstarszego Moneta jak najwięcej wiadomości DLACZGEO.

Wyszłam z mojego samochodu i jak gdyby nigdy nic weszłam sobie do rezydencji. Jak bym była u siebie.
- Cześć! - przywitałam się zdejmując kurtkę i buty. Było mi niewygodnie i zimno bo miałam sukienkę.
Na moje szczęście na dół zszedł Vincent.
- Hej, możemy pogadać? - zapytałam. On kiwnął głową i pokierował mnie do gabinetu, mimo że dobrze znałam tę drogę.

Gdy już się tam znaleźliśmy, mężczyzna zająć miejsce przy biurze, a ja naprzeciwko.
- Słucham, o czym chciałaś porozmawiać? - założył na nos okulary. Rzadko je nosił, a gdy już to robił tłumaczył się złym wzrokiem. Ja jednak myślę że chodzi mu o to że w tedy wygląda poważniej i groźniej. Przede wszystkim mądrzej.

- Dlaczego Dylan wyjechał? - zapytałam prosto z mostu. To pytanie go nie zdziwiło, jednak w jego oczach widziałam niepewność.
- Lamiro... - westchnął.
- Proszę Vince! - jęknęłam błagalnie. - On mi nigdy tego nie powie. Przecież lepiej znać najgorsza prawdę niż całe życie żyć w kłamstwie. - patrzyłam na niego z powagą.

- Niestety, nie mogę ci tego powiedzieć. - przymknął oczy. Zauważyłam że każdy z Monetów tak robi gdy nie wie co powiedzieć. Zrobiłam smutną buźkę. Na każdego działa.
- Proszę... - wyszeptałam.

Przez chwilę chłopak starał się mnie ignorować jednak w końcu przegrał walkę sam ze sobą.
- Jesteś naprawdę piękna, a przede wszystkim rozsądna i mądra. Wiem że sama się dowiesz. - jego wzrok znów stał się lodowaty. - Richard przeznaczył na ciebie spadek. To jest pierwszy krok do odpowiedzi. - rzekł.
- Dzięki dzięki dzięki! - krzyknęłam i podeszłam go przytulić. - Przepraszam. Ale i tak dziękuję. - powiedziałam i wybiegłam z tego pomieszczenia.

Niestety byłam realistką. Nawet nie wiedziałam gdzie mam zacząć szukać. Po drodze minęłam się z Shanem.
- O! Lamm co tam u ciebie? - zapytał jakby poddenerwowany.
- Spoko, wiem że podsłuchiwałeś. Z wami tak zawsze. - pokręciłam głową.
- Oj tam nie marudź. Poznałem kogoś. - uśmiechnął się szeroko. - Ale... - zawahał się.
- No mów! - podekscytowana podniosłam głos. Ten dzień zmienia się w sen. Taki dobry sen.

- No bo... Jakby ci to powiedzieć... - jąkał się. Spojrzałam na niego wściekła przez co on od razu mi odpowiedział. - To Noel.

Zatkało mnie.

Nie wiem dlaczego chłopka bał się mi o tym powiedzieć. Przecież...
- To wspaniałe Shane! - krzyknęłam i rzuciłam się na chłopaka. - Kiedy?
- Dwa dni temu. - przygryzł dolną wargę. Nie chciałam wiedzieć w jaki sposób o niej myślał, a co gorsza jak się poznali. Oboje uwielbiali imprezować i szaleć.
- Nie chcę znać szczegółów. - zaśmiałam się na co on mi zawtorowal. - Dobra, ja będę się zwijać. Zabije Noel że mi nie powiedziała. Pa pa! - pomachałam mu.

- Pa! - wyszczerzyl się. Nagle gdy już miałam odchodzić starszy bliźniak złapał mnie za łokieć. - Czekaj.
- Hm? Co jest. - zmarszczyłam brwi.
- Nie znienawidz go. Proszę. - przełknął głośno ślinę. Domyślam się że chodziło o niego.
- Obiecuję.

Długo i szczęśliwie - Dylan Monet Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz