Rozdział 3

2.5K 141 33
                                    


Noah

Wszedłem do mieszkania, a pies natychmiast uwalił się na moją białą kanapę.

-Nie! – Krzyknąłem, ale nic nie robił sobie z mojego sprzeciwu. – Świetnie. Wiesz, ile ona kosztowała? Za tą cenę mógłbym wykarmić twoich wszystkich przyjaciół przez miesiąc, a może i dłużej. – Westchnąłem i ściągnąłem marynarkę, która była cała od błota.

Będę musiał zabrać wszystko do pralni i mam nadzieje, że zdołają uratować mój garnitur.

Niewiarygodne, że zabrałem tego psa do domu. Był wielki, sięgał mi do kolan, był cały czarny, sierść miał krótką, prócz mordki, tam miał wystylizowanego wąsa.

-Słuchaj Cosmo, musimy sobie coś ustalić. To ja jestem twoim panem, a nie na odwrót. Jeśli chcesz tu mieszkać, masz mnie słuchać. – Niestety nie zwracał na mnie swojej uwagi, ponieważ gryzł własną łapę. – Boże...

Od Alana dostałem suchą karmę, ale i tak będę musiał zrobić zakupy. Co takie psy jedzą? Co potrzebują? Pewnie zabawek... Coś zamówię online i tyle.

Przebrałem się i upiąłem smycz na obroży.

-Nie idziemy na spacer. – Ostrzegłem go. – Idziemy do pracy i tak jesteśmy spóźnieni.



Zaparkowałem niedaleko kawiarni by pójść po kawę. Pies oczywiście nie pozwolił mi się zostawić w samochodzie, więc szedł ze mną. W kawiarni wymusił na mnie by kupić mu ciastko... Ja pierdole, ja chyba adoptowałem dziecko a nie psa...

Już miałem wracać do samochodu, gdy przez ulicę przebiegł czarny kot prosto w boczną alejkę.

-Spokojnie, nie przebiegł mi drogi... Mogę spokojnie wrócić do samochodu.

Jednak pies miał inne plany.

Pociągnął mnie tak nagle, że upadłem na chodnik i kawałek po nim przejechałem, póki nie puściłem smyczy. Kawa rozlała się, a ja miałem zdartą skórę.

-Zabiję tego pieprzonego kundla! – Ryknąłem nie zwracając uwagi na innych.

Ten cholerny pies właśnie pobiegł za kotem!

Wstałem i otrzepałem się z brudu, na kolanie rozerwał się materiał spodni.

Pięknie! To były moje ulubione spodnie!

Wściekłym krokiem ruszyłem w stronę pieprzonej alejki.

Ten dureń szczekał jak pojebany na kubeł śmieci.

Chwyciłem go za obrożę i pociągnąłem do siebie.

-Co mówiłem o tym kto tu jest panem?! – Zamiast okazać skruchę to na mnie szczeknął! – Masz szlaban! Nie wiem jaki, ale masz!

Złapałem smycz i odciągnąłem od kubła na śmieci.

Przez tego gnojka miałem zdarte kolana, dłonie i pewnie jeszcze łokcie. Rany mnie szczypały, a nie miałem nawet jak je teraz przemyć.

Zachciało mi się psa...

-Przepraszam pana! – Gdy wyszedłem z alejki zatrzymał mnie starszy, grubszy glina. Obok niego stała babka w średnim wieku i patrzyła na mnie z wyższością.

O co tu kurwa chodzi?

-Tak panie władzo?

-Właśnie mi zgłoszono, że znęca się pan nad psem. – Odpowiedział kaszląc przy tym, dodatkowo mnie odplunął.

Zaręczeni pod przykrywkąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz