Obudziłam się chwilę przed 6:00 z okropnym bólem głowy i kwaśnym posmakiem w moich ustach. Wstałam, żeby dotrzeć do jakiejkolwiek kropli płynu - gdybym nie znalazła nic w zasięgu wzroku byłabym skłonna wypić wodę z doniczki. Na blacie w kuchni leżała już butelka wody i tabletki na ból głowy.
MC: Alan... - szepnęłam cicho. Nagle jego drzwi od sypialni się otworzyły w momencie gdy po mnie zlewał się morderczy kac emocjonalny.
Alan: Dzień dobry, córko - popatrzył na mnie i zaczął się śmiać.
MC: Ja...ehh...zresztą...było bardzo źle? - zapytałam chowając wzrok w butelce wody.
Alan: Nie, prócz tego, że martwiłem się o Ciebie jak diabli i nazwałaś mnie tatą to wszystko było całkiem w porządku - podrapał się po głowie - dodatkowo radziłbym nie korzystać z toalety przez najbliższe 20 minut zanim tam nie ogarnę. Jakaś sympatyczna dziewczyna wczoraj przyszła całkiem pijana i zrobiła tam małą rewolucję - dosłownie się ze mnie nabijał
MC: Ehh... - schowałam głowę w ręce i czułam zażenowanie - to może tata zajmie się śniadaniem gdy ja pójdę posprzątać po tej pijaczce.
Alan: Haha, dobrze MC - jeden temat z rana wyjaśniony, chociaż tyle.
(...)
Gdy wyszłam z toalety na blacie kuchennym czekała już na mnie ciepła jajecznica z kromką chleba i szklanka z elektrolitami. Dokładnie tego potrzebował mój żołądek bo wczorajszych przebojach.
Alan: MC, wiem może to nie jest najlepszy moment, ale dobrze by było żebyś wybrała się dziś ze mną na komendę złożyć zeznania - widać było po jego mienie, że nawet jemu nie jest to zbytnio na rękę.
MC: Tak, rozumiem - wdech, wydech MC to tylko zeznania i musisz tylko ominąć dwa najważniejsze tematy Jake i Richy - idę się wykąpać. Dziękuję za śniadanie.
Alan: Nie masz za co dziękować. Lubię Twoją obecność MC, nawet jak grasz postać pijaczki - uśmiechnęliśmy się do siebie i każdy wybrał się w swoją stronę.
Włączyłam wodę od prysznica i zalałam się najzimniejszym strumieniem jaki tylko mogłam uzyskać. Muszę się obudzić, wytrzeźwieć i doprowadzić się do normalnego stanu. Analizowałam czy coś z dnia wczorajszego mogło mi gdzieś umknąć w otchłani mojej pamięci, ale nic mi z tego jeśli nie ma drugiej osoby, która mogłaby to potwierdzić. Jessy! Zadzwonię do niej!
MC: Jessy! - chyba powiedziałam to trochę za głośno.
Jessy: Boże, MC nie krzycz. Masz pojęcie, która jest godzina? - nie była zła, ale na szczęśliwą też nie brzmiała.
MC: Przepraszam, masz chwilę na krótki spacer? - nie będę przecież jej męczyć pytaniami o wczorajszy wieczór przez telefon.
Jessy: Ale, że tak już teraz? - nie była ewidentnie ani trochę zadowolona.
MC: Tak, będę u Ciebie do 5 minut - rozłączyłam się żeby nie zdążyła zmienić zdania.
Wyszłam z łazienki w ręczniku nie myśląc nawet, że przecież nie jestem u siebie i wtedy spotkałam się ze wzrokiem Alana.
Alan: Yyy... - opuścił wzrok w podłogę.
MC: Jezu, przepraszam - wzięłam szybko ubrania z kanapy i wróciłam do łazienki, ubrana wyszłam - idę do Jessy.
Alan: Tak wczas wybierasz się do Jessy? - zastanawiał się.
MC: Tak, potrzebuję wyjaśnić parę spraw głównie dotyczących wczorajszego dnia - modliłam się, żeby nie drążył tematu.
CZYTASZ
I love you too, Jake
Mystery / Thriller"Na końcu wszystko będzie dobrze. Jeśli nie jest dobrze, to znaczy, że to jeszcze nie koniec." - John Lennon W powyższym opowiadaniu znajdziecie kilka odpowiedzi na najbardziej nurtujące Was pytania po skończonej rozgrywce. Czy Jake spełni swoją obi...