ROZDZIAŁ 3

2.8K 154 3
                                    

9 grudnia

⛄⛄⛄

– Boże?! Czy ty to widzisz?

Miałam w planach spokojny, sobotni poranek z kawą i goframi polanymi obfitą ilością syropu klonowego. Tymczasem o mało nie padłam na zawał, gdy odsuwając żaluzje w salonie, mój wzrok padł na odśnieżającego podjazd Aleksa. Sięgnęłam po gruby szlafrok, a potem wybiegłam na zewnątrz, wciskając na stopę lewego buta. Natychmiast poczułam, jak chmara niewidzialnych igiełek wkłuwa się w moją skórę. Powietrze było niezwykle rześkie, a promienie słońca odbijały się w śnieżnych zaspach.

– Czy tak twoim zdaniem wygląda odpoczynek? – zawołałam, ale stojący do mnie tyłem Alex nawet nie raczył na mnie spojrzeć. Dopiero po chwili zauważyłam ogromne słuchawki, które wcisnął na czapkę. Zrobiłam więc kilka kroków w jego stronę, gramoląc się przez warstwę kilkunastocentymetrowego śniegu. Jednym ruchem zdjęłam mu słuchawki.

Alex spojrzał na mnie z dezaprobatą, ale w brązowych oczach i tak widoczne były iskierki rozbawienia.

Nie dałam się na to nabrać.

– Czyś ty na głowę upadł?

– W sumie tak, kilka dni temu – odpowiedział, próbując powstrzymać uśmiech. – A co?

– Miałeś odpoczywać.

– Przecież odpoczywam. To odprężające.

– Wiesz, że twoi rodzice mają odśnieżarkę? Sprawną, szybką i wykonującą całą pracę siłową za ciebie.

– Eee... nuda. – Skrzyżowałam ramionami na piersi, by wyrazić swoje niezadowolenie. Mówiłam, że go przypilnuję i wcale nie żartowałam. Wstrząs mózgu może nie brzmiał groźnie, ale w momencie, gdy zdarzało się to zbyt często, mogło zrobić się niebezpiecznie. – Nic mi nie będzie, w porównaniu z treningiem, który wykonuję codziennie, takie odśnieżanie to przy tym pikuś.

– Wstrząs mózgu to nie przelewki.

– Jesteś gorsza niż moja matka – powiedział z wyrzutem, przybierając minę obrażonego dziecka. – Co mam niby robić? Nudzi mi się.

– Może poczytaj jakąś książkę albo obejrzyj film? Porób coś, na co zwykle nie masz czas? Nie wiem, użyj odśnieżarki, jak już chcesz się na coś przydać.

– Przesadzasz – rzucił, ale posłusznie odłożył łopatę na bok i poszedł w stronę garażu rodziców. Jeszcze usłyszałam jak mamrocze coś o wrzodzie na tyłku, ale postanowiłam tego nie komentować. Wystarczy, że straciłam brata, a potem latami zastanawiałam się, czy mogłam zrobić coś, by do tego nie dopuścić.

– O której musimy wyjechać? – zawołałam, kuśtykając skulona w stronę domu. Mroźne powietrze zaczynało przedostawać się do moich płuc.

– O pierwszej?

Spojrzałam na zegarek. Była dopiero dziewiąta. Miałam wystarczająco dużo czasy, by zjeść śniadanie, posprzątać i zrobić pranie.

Uniosłam kciuk do góry i biegiem pokonałam resztę drogi do domu. Jak zwykle na widok odchodzącej od drzwi farby na mojej twarzy pojawił się grymas. Ostatni remont przeprowadził jeszcze ojciec, zanim wyjechał do Kalifornii układać sobie życie z nową rodziną. Teraz dom wyglądał jak relikt przeszłości. W przeciwieństwie do mojego ten Aleksa prezentował się przepięknie. Biel była świeża, a granat pokrywający okiennice intensywny. Widoku dopełniał świąteczny wieniec. Tamte drzwi mówiły: Witaj i rozgość się. Moje drzwi mówiły – przyjrzałam się badawczo odchodzącej farbie – moje nic nie mówiły.

Ginger BailesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz