⛄⛄⛄
18 grudnia
– W cholerę z tym.
Walnęłam w poduszkę, próbując wyładować swoją frustrację. Od godziny przewracałam się z boku na bok w wielkim, wygodnym łóżku, ale sen uparcie nie przychodził. Wciąż prześladowały mnie słowa Aleksa i ogłuszająca cisza, która nastąpiła po nich. Kilka razy otwierałam usta, by coś powiedzieć – bezskutecznie. Nie przychodził mi do głowy żaden uszczypliwy komentarz, żadna reprymenda, nawet powód, dla którego nie powinien był tego mówić, a przede wszystkim: nie powinien był tego czuć.
Żadne z nas nie odezwało się przez całą drogę. Po powrocie do hotelu rozeszliśmy się do swoich pokojów, a ja rzucałam się na łóżku, nie mogąc zmrużyć oka. W końcu nie wytrzymałam i wydostałam się spod ciepłej kołdry. Na zewnątrz hotelu, wciąż paliły się lampki, więc w półciemności bez problemu zlokalizowałam szlafrok i wyszłam na korytarz. Dekoracyjne kinkiety na ścianach rzucały złotą łunę światła na dywan, po którym starałam się stąpać bezszelestnie. Zeszłam na dół w nadziei, że uspokoi mnie widok strzelających w górę iskier w kominku.
Szczęście się do mnie uśmiechnęło. W kominku palił się ogień, jakby ktoś dopiero co dorzucił polan. Myślałam, że wnętrze jest puste, ale po zrobieniu kilku kroków na jednej z odwróconym do mnie tyłem kanap dostrzegłam pogrążoną w lekturze panią Wilson, właścicielkę hotelu.
– Czy mogę do pani dołączyć?
– Ginger, tak oczywiście, zapraszam. – Kobieta wskazała mi ruchem dłoni kanapę naprzeciwko. Otuliłam się mocniej szlafrokiem i podążyłam w jej stronę. – Nie możesz spać?
– Niestety. Zwykle zasypiam nawet na stojąco, ale nie dziś.
– U mnie jest zupełnie na odwrót. Potrafię się wyspać tylko we własnym łóżku.
Kobieta w rozpuszczonych, całkiem siwych włosach zdjęła okulary i położyła je na niewielkim stoliczku obok. Wydawało się, że jest jedną z tych osób, z których bije jednocześnie elegancja, ale i dobro.
– Napijesz się grzanego piwa? Moja własna receptura. Potrafi całkiem nieźle zwalić z nóg.
Uśmiechnęłam się. Rzadko sięgałam po alkohol z uwagi na ekstremalnie słabą głowę, ale w końcu byłam na urlopie.
Kiedy jak nie dzisiaj?
– Dlaczego nie – odpowiedziałam, unosząc ręce w geście poddania, a pani Wilson podniosła się rześko, jakby wcale nie miała jakichś siedemdziesięciu pięciu lat. Podeszła do barku oddzielającego strefę salonową od jadalni i zabrała się do roboty. Widziałam nawet, że ma niewielki palnik elektryczny do podgrzewania wina i piwa. Obserwowałam, jak z wprawą przygotowuje napoje. Wstałam, by pomóc jej przenieść ceramiczne kubki, na których widniało logo hotelu: wielki, atakujący grizzly.
– Ciekawy wybór – zauważyłam, przyglądając się rysunkowi.
– To była decyzja mojego ojca, która przeraża wielu naszych gości, szczególnie tych, którzy odwiedzają nas jesienią. Wtedy jest największa szansa, by napotkać na swojej drodze niedźwiedzia. Właśnie w październiku pięćdziesiątego trzeciego takie spotkanie zaliczył mój ojciec. Cudem wyszedł z tego bez szwanku. Wspomnienie w jego pamięci pozostało jednak na tyle silne, że postanowił je wykorzystać.
– Często zdarzają się tu ataki? – Upiłam łyk piwa, w którym wyczuwałam nutkę kardamonu, wanilii i goździków. Było naprawdę dobre i rozgrzewało od środka, podczas gdy z zewnątrz ogrzewało mnie ciepło kominka.
– Na szczęście nie, chociaż tej jesieni w pobliżu Lake Louise zginęła doświadczona para wspinaczy i ich pies. To był pierwszy taki wypadek od dekad. Wszyscy byli wstrząśnięci.
CZYTASZ
Ginger Bailes
Literatura Feminina[Friends to Lovers, 16+, Hokej, Zimowa Opowieść] 23-letnia Ginger zamierza spędzić tegoroczne święta tak samo jak każdego roku, zapominając, że istnieją. Nie spodziewa się jednak, że jej najlepszy przyjaciel, który wraca do ich rodzinnego miasteczk...