Rozdział 12

4 0 0
                                    

Hanniel

   Poszedłem z powrotem do mojej pracowni, ale Draven nie odpuszczał. Zastąpił mi drogę i znowu chwycił za pelerynę.
   - Nikt cię nie nauczył szacunku do dorosłych, gówniarzu? - wysyczał.
   - Nikt cię nie nauczył prawa i matematyki?
Od osiemnastego roku życia jestem dorosły, czyli od pół roku nie możesz nazywać mnie gówniarzem.
   - Ja mogę wszystko.
   - Naprawdę? Wiesz, co ja mogę? Zmienić decyzję i następnej nocy zamiast liścia podać ci korzeń zielonej śmierci. Jeśli wiesz, co to jest, to wiesz też, w co się pakujesz.
   - Wiem, w co się pakuję i mam nadzieję, że ty też. Znasz moją pozycję w królestwie?
   - Owszem, już niepotrzebna pozycja łowcy.
   - Potrzebna.
   - Niby do czego? Zrobiłeś, co miałeś zrobić. Kto cię jeszcze potrzebuje?
   - Verena.
   - Verena? Och, błagam. Naprawdę w to wierzysz? Ma mnie.
   Puścił mnie i poszedł korytarzem, z którego przyszedł. Ja powoli zmierzałem do pracowni.

Kiedy dotarłem pod drzwi pracowni, usłyszałem głos Vereny:
   - To niemożliwe. Hanniel by nikogo nie skrzywdził.
   - Nie wierzysz mi? - spytał męski głos, który doskonale znałem.
   - Nie.
   - Vereno, on cię skrzywdzi.
   - Przestań, Draven. On nic mi nie zrobi.
   - Dokładnie - powiedziałem, wchodząc do pracowni.
   - Widzisz?
   - On kłamie! - wykrzyknął Draven.
   - Idź już stąd i nie denerwuj mojej pacjentki.
   Wypchnąłem go z pracowni i zatrzasnąłem drzwi. Podszedłem do biurka i chwyciłem strzykawkę. Wróciłem do Vereny. Wbiłem jej strzykawkę w nogę, a ona momentalnie zemdlała.
   - Dobranoc - szepnąłem.
   Wziąłem jeszcze jedną strzykawkę. Zawartość wstrzyknąłem Verenie w żyłę.

Minęło pół godziny, a Verena się obudziła. Od razu zadała pytanie:
   - Co się stało?
   - Nie wiem. Zemdlałaś. Próbowałem ci dać zastrzyk, żeby cię obudzić i chyba mi się udało.
   - Dziękuję.
   - Nie ma za co.
   "Dosłownie" - pomyślałem.
  
   - Hannielu - wołała Verena słabym głosem pod koniec dnia.
   - Co się dzieje?
   - Czuję się jakbym... jakbym umierała.
   Dotknąłem jej czoła. Miała gorączkę. Zapytałem, czy może się przejść po pracowni. W połowie upadła na kolana. Pomogłem jej wstać. Zastanowiłem się chwilę nad sytuacją. Już wiedziałem, kogo trzeba było posądzić za nagłe pogorszenie się stanu Vereny. Rozkazałem jej, żeby leżała, a ja miałem coś załatwić.
  
   - Królu! Królu!
   - Tak, Hannielu?
   - Należy aresztować Dravena.
   - Niby dlaczego?
   - W trakcie mojej krótkiej nieobecności wszedł do mojej pracowni. Stan Vereny się pogorszył. Jestem pewien, że to on za tym stoi. Na pewno jej coś podał.
   - To poważne oskarżenia.
   - Wiem. Wiem też, że Draven jako łowca ma wiedzę o podstawowych ziołach, a do tych ziół zaliczają się też te trujące. Na przykład zielona śmierć, która sama w sobie nie jest ziołem, ale się ją pod nie podpina. Do tego...
   - Hannielu, nie rób mi wykładu z całej roślinności w Królestwie Ognia. Felix! Idź po Dravena. A ty, mój magu, idź do dziewczyny z przepowiedni. Chyba nie chcesz, żeby Draven znów jej coś podał?
   - Oczywiście, że nie.
  
   Niemal pół godziny później odbyła się rozprawa. Draven długo pytał się w kółko, po co tu jest. Król za każdym razem odpowiadał tak samo: Jesteś oskarżony o poważne przestępstwo. Kiedy zaś Draven pytał, o jakie, król odpowiadał, że odpowiednie by wsadzić go do lochów. Kiedy w końcu Draven dowiedział się, co zrobił, wykrzyknął na cały głos, tak że każdy na sali rozpraw usłyszał:
   - To jest jakiś absurd! Ja nic nie zrobiłem! Nikogo nie otrułem! Nikomu nic nie podałem! To na pewno on! - Wskazał na mnie. - Mnie już otruł!
   - Słucham?! Królu, niech mu król nie wierzy! - wykrzyknąłem, udając niewinnego jego otrucia.
   - Stop! Oboje macie natychmiast przestać! - zarządził władca. - Hanniel ma wrócić do poszkodowanej, a Draven zostanie wysłany do lochów. Następna rozprawa odbędzie się jutro.
   Żołnierze wzięli oskarżonego za ręce i wyprowadzili z sali. Nawet nie protestował, ale było widać, że już coś planował. Spojrzał na Felixa, który siedział w kącie. Felix uniósł głowę. Znał ten wzrok, tak jak ja. Draven coś od niego chciał, a on jako posłaniec króla i całej Służby Królewskiej Wyższej, musiał spełnić jego polecenie. Felix poszedł więc za żołnierzami.
   - Królu - odezwałem się.
   - Hannielu, wracaj do Vereny.
   - Ale...
   - Już!
   Wyszedłem z sali. Felix już wracał. Zapytałem go, co chciał od niego Draven. Odpowiedział tylko: Pomocy.

  
  
  
  

Czerwień przelanej krwiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz